MyMenu1

środa, 25 grudnia 2013

Wesołych Świąt

Wszystkim pasjonatom rugby życzę udanych, spokojnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! Niech omijają was kontuzje i niech radość z gry będzie jeszcze większa niż dotychczas.

niedziela, 22 grudnia 2013

Podsumowanie 10. rundy Aviva Premiership


Po przerwie spowodowanej starciami w Heineken Cup i Amlin Challenge Cup na pierwszy plan powróciły mecze ligowe. W dziesiątej rundzie Aviva Premiership obyło się bez niespodzianek. Spotkania wygrywali faworyci. Imponujące zwycięstwo zanotował obecny lider – ekipa Saracens. Sarries rozgromili mistrzów Anglii Leicester Tigers aż 49:10, zdobywając przy tym sześć przyłożeń! Poniżej krótkie podsumowanie każdego z meczów. 




Sale Sharks – London Irish 15:3
Piątkowy mecz na AJ Bell Stadium odbywał się w bardzo ciężkich warunkach atmosferycznych. Ulewny deszcz i niezwykle silny wiatr skutecznie utrudniały nawet najprostsze zagrania. Najlepszym przykładem był kop z rozpoczęcia, po którym piłka wylądowała trzy metry za plecami kopiącego! Gospodarze, przyzwyczajeni do niesprzyjającej aury często spotykanej w północno-zachodniej Anglii, poradzili sobie lepiej. Pierwsze punkty zdobył Tom Brady, który w 18. minucie złapał piłkę po widowiskowym kick-passie Dannego Ciprianiego. Osiem minut później skutecznego maula wykończył David Seymour. Cipriani dodał punkty z podstawki i było 12:0. Sale Sharks grali z wiatrem, spychając rywali do defensywy. Mimo kilku okazji na powiększenie przewagi wynik nie uległ zmianie. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 12:0. Taktyka gości była dużo mniej skuteczna. Zawodnicy London Irish nie wykorzystali atutu gry z wiatrem. Kopacze obu zespołów dodali po trzy punkty z karnych i podopieczni Stevena Diamonda zasłużenie zwyciężyli. 



Bath – Harlequins 14:3
Starcie trzeciej i czwartej drużyny w tabeli nie zawiodło oczekiwań. Kibice na wypełnionym po brzegi Recreation Ground obejrzeli dobre widowisko. W pierwszej połowie gospodarze skoncentrowali się na mocnej, skutecznej obronie, wytrącając przyjezdnych z rytmu. Mimo że zawodnicy Bath nie zagrozili polu punktowemu rywali, to trzy karne George’a Forda sprawiły, że po 40 minutach prowadzili 9:3. Po zmianie stron rugbiści Bath wykorzystali moment gry w przewadze. Jedyne przyłożenie zdobył Jonathan Joseph. Mimo starań Quins nie zdołali sforsować obrony przeciwników. Mecz zakończył się wynikiem 14:3.


Exeter Chiefs – Newcastle Falcons 16:3
Exeter Chiefs przerwali złą passę porażek i powrócili do walki o miejsce w pierwszej szóstce tabeli. Do przerwy na tablicy wyników zapisywali się tylko kopacze. Gareth Steenson trafił trzykrotnie dla gospodarzy, a Phil Godman zdobył jedyne punkty dla gości. Po 40 minutach na Sandy Park było 9:3. W drugiej połowie jedyną „piątkę” w meczu zaliczył Haydn Thomas. Steenson dołożył podwyższenie i ustalił wynik na 16:3. Mimo że beniaminek zajmuje obecnie „bezpieczną” pozycję w tabeli, to kibiców niepokoi niska skuteczność w grze ofensywnej. Newcastle Falcons zdobyli zaledwie trzy przyłożenia w 10 meczach. 


London Wasps – Northampton Saints 15:17
Najbliżej sprawienia niespodzianki byli rugbiści London Wasps. Mecz z wiceliderem nie należał do najpiękniejszych, ale końcowe minuty zapewniły dużo emocji, zmieniając spotkanie w prawdziwy thriller. W 77. minucie, przy stanie 12:14, gospodarze trafili karnego i przejęli prowadzenie. Wyglądało na to, że pokonają wyżej klasyfikowanych rywali. Rugbiści Northampton Saints nie zamierzali się jednak poddawać. Na 40 sekund przed końcem meczu wywalczyli rzut karny. Stephen Myler stanął na wysokości zadania. Trafił z trudnej pozycji, odbierając gospodarzom zwycięstwo. 


Saracens – Leicester Tigers 49:10
Saracens w imponującym stylu pokonali obrońców tytułu Leicester Tigers. Zdobyli aż sześć przyłożeń, nie pozostawiając żadnych złudzeń przyjezdnym. Dla Leicester był to pierwszy mecz na sztucznej nawierzchni Allianz Park i wspomnienia na pewno nie będą miłe. W zupełnie innych humorach byli zawodnicy Saracens, którzy z nowego stadionu tworzą prawdziwą fortecę. W dotychczasowych 14 meczach na Allianz Park przegrali zaledwie raz. Dominacja gospodarzy przełożyła się na punkty już w piątej minucie. W pierwszej połowie goście stawiali opór – różnica wynosiła zaledwie osiem punktów (18:10). Po zmianie stron Sarries niepodzielnie dominowali na boisku, zdobywając aż 31 punktów, na które przyjezdni nie znaleźli żadnej odpowiedzi.



Gloucester – Worcester Warriors 12:6
Starcie ekip z dołu tabeli nie dostarczyło zbyt wielu emocji. Mecz nie należał do najlepszych. Żadnej ze stron nie udało się zdobyć przyłożenia. Wszystkie punkty padły z podstawki. Cztery karne dla Gloucester trafił Billy Twelvetrees, a Ignacio Mierea zrewanżował się dwoma. Gospodarze zapisali na swoim koncie dopiero drugie zwycięstwo na Kingsholm. Pozwoliło to wspiąć się na dziewiąte miejsce w tabeli. Sytuacja Worcester staje się coraz bardziej dramatyczna. Drużyna przegrała wszystkie 10 spotkań. Aby myśleć o pozostaniu wśród najlepszych, Warriors muszą znacząco poprawić swoją grę. 

piątek, 20 grudnia 2013

Nowy Rok – nowy blog

Przełom roku to dobry okres na zmiany. Postanowiłem, więc zrobić niespodziankę czytelnikom bloga Rocky pisze o rugby i nieco odmienić jego wygląd. Mam nadzieję, że nowa szata graficzna przypadnie wam do gustu. 

Wszystkim pasjonatom rugby życzę udanych, spokojnych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! Niech omijają was kontuzje i niech radość z gry będzie jeszcze większa niż dotychczas. 

Ci, którzy szukają spóźnionych prezentów świątecznych, mogą skorzystać z promocji jaką przygotowała zaprzyjaźniona z blogiem, rugbowa firma odzieżowa dumpTackle.com. Każdy, kto przy zakupie poda kod ROCKY15 otrzyma 15% rabat.

wtorek, 17 grudnia 2013

Heineken Cup – sytuacja po 4 rundach

Ostatnie dwa weekendy zmagań w Heineken Cup dostarczyły wielu emocji. Osiem drużyn wygrało mecz i rewanż. Ustanowiony został nowy rekord popularności. Aż 635 635 kibiców obejrzało mecze pierwszych czterech rund. Nie obyło się bez niespodzianek i dramatycznych zwrotów akcji. 

Northampton Saints dostali srogą lekcję od Leinster, by tydzień później zaszokować rugbowy świat i zwyciężyć na Aviva Stadium. Rugbiści Edinburgh pokonali Gloucester na Kingsholm, a ekipa Toulouse oddała punkty Irlandczykom z Connacht. Zawodnicy Leicester złamali francuskie serca, w ostatniej minucie odbierając zwycięstwo Montpellier. Był to pierwszy sukces Tigers na francuskiej ziemi od 2006 roku. Gracze Munster, podobnie jak ich angielscy koledzy, wykradli wygraną z rąk zespołu Perpignan.

Do tej pory zdobyto 189 przyłożeń (średnio cztery na mecz) oraz 1943 punkty (średnio 40 na mecz). Jedynym niepokonanym klubem jest jeden z faworytów do tytułu – Ulster. Na kartach historii zapisał się także skrzydłowy Clermont – Naipolioni Nalaga, który zdobył najszybsze 5 punktów w dziejach turnieju. Przyłożył piłkę na polu punktowym rywali już w 18 sekundzie meczu!

Jak widać, Heineken Cup kolejny raz przysporzył europejskim kibicom wielu niezapomnianych wrażeń. Szkoda, że być może oglądamy ostatnie wydanie Pucharu w obecnej formie…

Poniżej zamieszczam wyniki oraz aktualne tabele.









sobota, 14 grudnia 2013

Oxford lepszy od Cambridge


Kilka dni temu na stadionie Twickenham odbył się bardzo ciekawy mecz. Drużyny Uniwersytetów Cambridge i Oxford, 132 raz walczyły o dominację. W dotychczasowej 141-letniej historii starć, 56 razy zwyciężał Oxford, 61 Cambridge, a 14 razy padł remis.

Tym razem zdecydowanie lepsi okazali się rugbiści w ciemnoniebieskich koszulkach Oxfordu, którzy zwyciężyli jasnoniebieskich rywali 33:15. Była to ich czwarta z rzędu wygrana. Klucz do sukcesu stanowiła rewelacyjna gra zawodników formacji młyna. Dowodzeni przez byłego gracza Sale – Johna Cartera – młynarze Oxfordu siali prawdziwe spustoszenie w szeregach przeciwników. Kapitan Carter – przypominający zarówno wyglądem jak i stylem gry Sebastiena Chabala – został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Zdobył ważne, pierwsze przyłożenie dla swojej drużyny i przede wszystkim bardzo mądrze dowodził grą, wielokrotnie samemu kreując niebezpieczne sytuacje.

Cień na zwycięstwo Oxfordu rzuciła czerwona kartka otrzymana przez łącznika ataku Sama Egertona. Mecze pomiędzy uniwersytetami zazwyczaj toczyły się w duchu fair-play. Sędziowie pokazali zaledwie trzy żółte kartki od 1872 roku. Egerton niechlubnie zapisał się na kartach historii jako pierwszy gracz wyrzucony z boiska.

Mimo gry w osłabieniu przez większość drugiej połowy, dominacja Oxfordu była na tyle widoczna, że rywale nie zdołali wykorzystać przewagi zawodnika.

Warto dodać, że rywalizacja z roku na rok, staje się coraz bardziej profesjonalna. W obu ekipach występują zawodnicy z doświadczeniem w Premiership. Mecze na Twickenham cieszą się więc dużym zainteresowaniem, przyciągając na stadion wielu kibiców.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Australia mistrzem świata!


Rugby trzynastoosobowe jest bardzo popularne na północy Anglii. Nikogo nie powinien więc dziwić fakt, że na finał Mistrzostw Świata, które odbywały się w Anglii i Walii, wybrano stadion Manchesteru United. Chociaż tej odmianie rugby poświęcam nieco mniej uwagi niż „piętnastkom” i znacznie rzadziej bywam na meczach najlepszych drużyn, nie mogłem odmówić sobie przyjemności uczestniczenia w tak doniosłym wydarzeniu.

Jako jeden z 74 468 kibiców, którzy zasiedli na trybunach Old Trafford, obserwowałem zmagania dwóch najlepszych zespołów na świecie. Zdecydowanym faworytem byli Australijczycy, większość widzów dopingowała więc reprezentację Nowej Zelandii, która w dramatycznym półfinale pokonała Anglię. 
Szczególną uwagę przyciągał Sonny Bill Williams. Ten popularny, wszechstronny sportowiec wybiegł na boisko, jako aktualny mistrz świata w rugby piętnastoosobowym, rugby trzynastoosobowym, a także bokserski mistrz Nowej Zelandii w wadze ciężkiej. Dwa dni przed finałem Sonny Bill Williams został wyróżniony tytułem najlepszego zawodnika roku, przyznanym przez Międzynarodową Federację Rugby League (odpowiednik IRB).


Mimo niezaprzeczalnego talentu Williamsa i jego kolegów, dzień należał do Australii. Kangury zagrały niemal bezbłędnie. Zdobyły pięć przyłożeń i przez całe spotkanie niepodzielnie dominowały na boisku.
W pierwszej połowie Billy Slater i Cooper Cronk przykładali piłkę na polu punktowym rywali, a Jonathan Thurston trafił cztery kopy z podstawki. Nowa Zelandia opowiedziała tylko jednym karnym i po czterdziestu minutach było 16:2.

Dla tych, którzy nie śledzą „trzynastek” wyjaśniam, że punktacja jest nieco inna niż w rugby piętnastoosobowym. Przyłożenie warte jest 4 punkty, podwyższenie i karny 2, a dropgol 1.

Australia grała z niezwykłą precyzją. Rewelacyjna gra nogą w połączeniu z bardzo silną, skuteczną obroną sprawiły, że rywale nie mieli wielu szans, by zagrozić polu punktowemu. Po zmianie stron przewaga Kangurów stała się jeszcze wyraźniejsza. Już w pierwszej minucie po wznowieniu gry Billy Slater wykończył fantastyczną akcję Jonathana Thurstona i Dariusa Boyda. To odebrało resztki nadziei ekipie Nowej Zelandii. 11 minut później niezwykle ofiarnie zagrał Brett Morris, który zdobył przyłożenie, przypłacając swój wysiłek zderzeniem z banerami reklamowymi poza końcową linią boiska. Na szczęście zawodnikowi nic się nie stało. W 72. minucie Jarryd Hayne złapał przechwyt i po 50-metrowym rajdzie oddał piłkę Morrisowi, który zaliczył drugie tego dnia przyłożenie. Podwyższenie trafił bezbłędny Jonathan Thurston. Był to jego siódmy celny kop. Skuteczność oraz znakomita gra sprawiły, że Thurston został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu.

Australia w pełni zasłużenie zwyciężyła Nową Zelandię 34:2, zapisując na swoim koncie dziesiąty tytuł Mistrzów Świata.

czwartek, 28 listopada 2013

Ciąg dalszy zamieszania wokół Heineken Cup


To, co dzieje się wokół przyszłości europejskich pucharów przypomina scenariusz telenoweli. Najpierw francuskie i angielskie kluby wycofały się z rywalizacji w Heineken Cup. Później zainteresowane strony wielokrotnie zmieniały zdanie co do tego, w jakim kierunku idą negocjacje. Ostatecznie wydawało się, że dojdzie do podziału. Kluby z Walii, Szkocji, Irlandii i Włoch miały pozostać wierne ERC, a zespoły z Francji i Anglii utworzyć nowy turniej pod nazwą The Rugby Champions Cup. Intencją francusko-angielskiego paktu było przyciągnięcie na swoją stronę także ekip z Walii i pozostałych krajów uczestniczących w dotychczasowych rozgrywkach.

Sytuacja zmieniła się diametralnie. Francuska federacja FFR zaoferowała klubom z TOP 14, wysoki bonus finansowy, jeśli zgodzą się pozostać w Heineken Cup. Oferta była na tyle poważna, że Francuzi opuścili swoich angielskich sojuszników i zdecydowali się na pozostanie w rozgrywkach. Kluby angielskie, które rozpoczęły rebelię, będąc pewnymi poparcia ekip TOP 14 zostały „na lodzie”. Ich oficjalne stanowisko nie jest jeszcze znane, ale wydaje się wątpliwe, by Anglicy zdecydowali się na powrót do starego układu sił. Przynajmniej tak twierdzą eksperci, bo w tej politycznej potyczce trudno być czegokolwiek pewnym. Czy europejskie puchary odbędą się bez drużyn angielskich, tak jak miało to miejsce w sezonie 1998/1999? O tym przekonamy się już wkrótce.

środa, 27 listopada 2013

Podsumowanie ósmej kolejki Aviva Premiership


Podopieczni Stuarta Lancastera zakończyli jesienne testmecze i uwaga angielskich kibiców ponownie skupia się na zmaganiach ligowych. Ósma kolejka Aviva Premiership nie przyniosła zbyt wielu niespodzianek. Mecze wygrywali faworyci.

SaleSharks – Worcester Warriors 26:10
W piątek Sale Sharks pokonali Worcester Warriors, inkasując niezwykle istotny punkt bonusowy. Rekordzista pod względem zdobytych przyłożeń w lidze – Mark Cueto – zapisał na swoim koncie kolejną „piątkę”. Oprócz niego piłkę na polu punktowym gości przykładali: Tom Arscott, Dan Braid i James Gaskell. Dobrze spisywał się Danny Cipriani, który systematycznie zwiększa swoje szanse na powrót do reprezentacji. Warriors przegrali ósmy mecz i ich sytuacja staje się coraz poważniejsza. Ekipę z Worcester czekają w tym roku jeszcze trzy trudne mecze z Saints, Gloucester i Saracens – o punkty będzie więc niezwykle trudno.

Exeter Chiefs – Saracens 9:16
Saracens kontynuują imponujący start sezonu. Tym razem pokonali na wyjeździe dobrze spisujący się zespół Exeter. Jedyne przyłożenie w meczu zdobył Ben Ransom, osiem punktów z podstawki dołożył Alex Goode i Sarries schodzili na przerwę prowadząc 3:13. Chiefs są bardzo ambitną drużyną, która zawsze gra do końca. Także tym razem pokazali charakter i byli o włos od odebrania zwycięstwa rywalom. Najpierw dwa karne kopnął Gareth Steenson, który zdobył swój setny punkt w tym sezonie. Później Tom Johnson był bliski zdobycia przyłożenia. Powtórka wideo pokazała jednak, że punkty nie mogą być zaliczone. Chiefs musieli zadowolić się jedynie punktem bonusowym.

Harlequins – Gloucester 27:19
Ekipa Harlequins pnie się w górę tabeli. Trzecia wygrana z rzędu sprawiła, że Quins są już na czwartym miejscu. Początek meczu należał do przyjezdnych. Billy Twelvetrees zdobył pierwsze ze swoich dwóch przyłożeń. Gospodarze szybko otrząsnęli się z szoku i systematycznie budowali przewagę. W pewnym momencie prowadzili aż 27:5. Zawodnicy Gloucester zdołali co prawda nieco zmniejszyć straty, ale na wyrwanie zwycięstwa było za późno. Harlequins sprawili sobie miły prezent – zwycięski mecz odbywał się w pięćdziesiątą rocznicę występów drużyny na Twickenham Stoop. Dodatkowe powody do świętowania miał Danny Care, który rozegrał 150 spotkanie w ekipie Quins.

Leicester Tigers – London Irish 20:11
Powód do świętowania miał również Toby Flood, który przekroczył 1000 punktów zdobytych w lidze. Jego dwa karne i dwa podwyższenia pomogły Leicester Tigers odnieść istotne zwycięstwo. Oprócz cennych kopów Flooda gospodarze zainkasowali dwie „karne piątki”. London Irish odpowiedzieli jednym późnym przyłożeniem i dwoma karnymi, było to jednak zdecydowanie za mało, by zagrozić mistrzom. Goście wracają więc z Welford Road z zerowym dorobkiem punktowym.

Northampton Saints – Newcastle Falcons 18:0
Faworytem meczu byli rugbiści Northampton, jednak przyjezdni nie zlękli się renomy rywala. Do przerwy Saints prowadzili zaledwie 6:0, a ekipa Newcastle grała jak równy z równym. Po zmianie stron gospodarze wykorzystali swoje doświadczenie i dzięki przyłożeniom Jamesa Wilsona oraz Luthera Burrella powiększyli prowadzenie. Saints zajmują obecnie drugą pozycję w tabeli, tracąc do lidera dwa punkty. 

London Wasps – Bath 5:28
Ekipa Bath, jako pierwsza w tym sezonie, przełamała magię Adams Park i wywiozła zwycięstwo. Przyjezdni zaczęli od karnego trafionego przez Georga Forda. Ten sam zawodnik dołożył trzy punkty z dropgola, a skrzydłowy Semesa Rokoduguni zdobył przyłożenie „do szatni”. Po czterdziestu minutach rugbiści Bath prowadzili 0:11. Druga odsłona również należała do gości, którzy powiększyli przewagę do 0:21. Gospodarze odpowiedzieli przyłożeniem w 68. minucie, jednak ostatnie słowo należało do przyjezdnych, którzy w 76. minucie ustalili wynik na 5:28.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Nowa Zelandia ustanowiła kolejny rekord!


All Blacks, jako pierwsza profesjonalna drużyna narodowa w historii, wygrała wszystkie mecze w roku kalendarzowym. Imponująca seria czternastu wygranych w 2013 r., to kolejny z wielu sukcesów Nowej Zelandii, który potwierdza niepodzielną dominację mistrzów świata. 

Zadanie nie było proste. W myśl zasady „bij mistrza” każdy z przeciwników wychodzi na boisko dodatkowo zmotywowany, aby pokonać potężnych All Blacks. Najbardziej emocjonujący przebieg miało spotkanie rozegrane 24 listopada w Dublinie. Irlandia stanęła na wysokości zadania, zagrała najlepszy mecz od kilku lat i była o włos od historycznego sukcesu. Gospodarze wbrew wszelkim przewidywaniom zdominowali rywali i przez pierwszą połowę dyktowali warunki gry.

Conor Murray zdobył przyłożenie już w czwartej minucie, a Jonathan Sexton celnie podwyższył. Irlandczycy grali z olbrzymim zaangażowaniem, co wkrótce przyniosło rezultaty w postaci drugiej „piątki”. Tym razem, po znakomitej akcji Seana O’Briena na polu punktowe przeciwników przedarł się Rory Best. Sexton dołożył punkty z podstawki i w 11. minucie było 14:0. Niewiele później Rob Kearney przechwycił piłkę na własnych 22 metrach i po znakomitym rajdzie dodał kolejne pięć punktów dla gospodarzy. Podwyższenie tym razem okazało się niecelne. Po 19 minutach Irlandia wygrywała 19:0!

Trudno wyobrazić sobie lepszy start. Kibice i zawodnicy na Aviva Stadium byli uczestnikami niebywałego wydarzenia. Wydawało się, że Irlandia przełamie trwające 108 lat fatum i zasmakuje pierwszego zwycięstwa nad All Blacks. Mistrzowie świata zdołali jednak odpowiedzieć. Udało im się zdobyć siedem punktów po bardzo przytomnym zagraniu Aarona Crudena w 26. minucie, które pozwoliło przyłożyć piłkę na polu punktowym Julianowi Savea. Mimo tego, to gospodarze wciąż napierali. Byli bliscy zdobycia kolejnych punktów. Ich trud ostatecznie zaowocował trzema punktami z karnego w 33. minucie. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 22:7.

Po zmianie stron, bliski zdobycia przyłożenia był Israel Dagg, jednak znakomita obrona Kearneya i Murraya udaremniła jego wysiłki. Cruden trafił karnego w 53. minucie i zmniejszył stratę do 12 punktów. W ostatnich dwudziestu minutach gra gości uległa znacznej poprawie. Ich wysiłki zostały nagrodzone przyłożeniem zdobytym przez Bena Franksa. Cruden trafił podwyższenie i przewaga Irlandii stopniała do pięciu punktów. 
Czas działał na korzyść gospodarzy. W 80. minucie Irlandczycy nadal prowadzili. All Blacks pokazali jednak prawdziwy charakter. Grając do „martwej piłki” zbudowali wielofazową akcję, stopniowo zyskując terytorium. Ich wysiłki zostały zwieńczone sukcesem. Crotty przedarł się na pole punktowe rywali, a Cruden złamał serca Irlandii trafiając podwyższenie. Mecz zakończył się wynikiem 22:24.

Gratulacje dla Nowej Zelandii za niesamowity „powrót” i zakończenie roku bez porażki. Wielkie słowa uznania należą się również rugbistom Irlandii, którzy zagrali fantastyczny mecz. Moim zdaniem najlepszy z jesiennych testów. 

piątek, 22 listopada 2013

RWC 2003 Jonny Wilkinson trafia drop-goala


Dziś mija 10 lat, od kiedy Anglia zdobyła Puchar Świata w rugby. Niezwykle emocjonujący finał w Sydney oglądało prawie 83 000 kibiców. Po upływie 80 minut na tablicy wyników był remis 14:14. W dogrywce Australijczycy i Anglicy zdobyli po 3 punkty z karnych i wyglądało na to, również doliczony czas nie przyniesie rozstrzygnięcia. Bohaterem został Jonny Wilkinson, który na 26 sekund przed końcowym gwizdkiem sędziego trafił drop-goala! Anglia zwyciężyła 20:17! Rugbiści czerwonej róży zostali bohaterami. Podczas parady urządzonej na cześć zwycięzców na ulicach Londynu kilkaset tysięcy ludzi świętowało zdobycie mistrzostwa. Autobus z ekipą witała pieśń "Swing Low, Sweet Chariot" śpiewana przez rozentuzjazmowany tłum. Kulminacyjnym momentem były gratulacje z rąk Królowej. 


Po 10 latach Jonny Wilkinson, jako jedyny z pierwszej XV, która wywalczyła Puchar, nadal jest aktywnym graczem na najwyższym poziomie. Oprócz niego tylko Mike Tindall kontynuuje karierę, jako grający trener w Gloucester. Wilkinson stał się ikoną rugby i jednym z najpopularniejszych graczy w historii. Jego profesjonalne podejście, skromność i ciężka praca stały się wzorem do naśladowania dla kilku pokoleń adeptów owalnej piłki na całym świecie. Mimo kontuzji,  które nie oszczędzały utalentowanego zawodnika, Wilkinson przez wiele lat imponował wysoką formą. Oprócz zdobycia Pucharu Świata, Wilkinson ma na koncie inne sukcesy m.in. Mistrzostwo Anglii, 2 Puchary Angielsko-Walijskie, Puchar Heineken Cup, 4 Puchary Sześciu Narodów, występy w British and Irish Lions. Następnym celem, w który mierzy Wilkinson wydaje się być mistrzostwo Francji.

Zapytany niedawno o wspomnienia z finału RWC 2003, z typową dla siebie skromnością, odpowiedział, że nigdy nie oglądał historycznego meczu z Sydney. Próbuję zachować w pamięci wrażenia z tamtego dnia, zapach, atmosferę, emocje - oglądanie powtórki meczu mogłoby je zatrzeć.
Spytany o zwycięskiego drop-goala, którego kopnął swoją "gorszą" prawą nogą, odpowiedział,  że był jedynie egzekutorem zagrania, które drużyna ćwiczyła wiele miesięcy. W momencie gdy było to najbardziej istotne każdy zawodnik zrobił dokładnie to co do niego należało. 

Mam nadzieję, że Jonny Wilkinson jeszcze przez kilka sezonów będzie odkładał decyzję o zakończeniu kariery i kibice będą mogli nadal podziwiać jego niespotykany talent. 

Czy Anglia zdoła powtórzyć sukces i zwyciężyć RWC 2015? Myślę, że obecna reprezentacja jest na dobrej drodze, ale cel nadal pozostaje bardzo odległy. 

Poniżej przypomnienie historycznego sukcesu z 2003 roku.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Pierwsza XV dumpTackle – zniżka 15%

Jest mi bardzo miło poinformować, że zostałem wybrany do elitarnej pierwszej XV stworzonej przez dumpTackle.com
DumpTackle jest popularną wśród fanów rugby firmą odzieżową słynącą z ciekawych wzorów tworzonych z myślą o miłośnikach owalnej piłki.  Aby uczcić sukces oraz początek współpracy wszyscy czytelnicy bloga Rocky pisze o rugby oraz portalu RugbyPolska.pl mogą skorzystać z 15% rabatu. Wystarczy podać kod ROCKY15.

Poniżej kilka przykładowych produktów dostępnych na dumpTackle.com




piątek, 1 listopada 2013

Movember - czyli zapuść wąsa

Pierwszy listopada to start międzynarodowej akcji Movember. Miliony mężczyzn na całym świecie ogoli dziś swoją twarz i przez kolejnych trzydzieści dni będzie zapuszczać wąsy. Celem jest zwiększenie świadomości dotyczącej chorób dotykających mężczyzn, m.in. raka prostaty. Pieniądze zebrane podczas trwania programu przeznaczone są na leczenie i poprawę wczesnej wykrywalności raka.  Akcja jest bardzo popularna i co roku przyciąga coraz więcej uczestników z całego świata.  Niemal od początku istnienia, w program aktywnie włączają się rugbiści. Podczas trwania międzynarodowych testmeczów wielu zawodników będzie dumnie prezentować mniej lub bardziej okazałe wąsy. W ślad za nimi chętnie idą gracze z niższych lig. W wielu klubach trwa konkurs na najbardziej niedorzeczne wąsy. Ja również przyłączyłem do akcji. Możecie mnie sponsorować przesyłając dotacje, które wspomogą Movember. Wystarczy kliknąć w ten link http://mobro.co/ROCKYFLANKER Zachęcam do dołączenia i wstąpienia w szeregi "mo brothers". 

czwartek, 31 października 2013

Wieczór z Sale Sharks


W ostatnią środę (30.10.2013), miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z zawodnikami działaczami i trenerami Sale Sharks. Klub wysłał zaproszenia do najwierniejszych fanów dając im niespotykaną okazję do rozmowy z członkami ekipy i poznania klubu od wewnątrz. 

Spotkanie zostało zorganizowane w sali konferencyjnej AJ Bell Stadium. Na gości czekały gorące przekąski oraz drinki do degustacji. Chętni mogli zwiedzić szatnie i dokonać zakupów w klubowym sklepie, gdzie zawodnicy rozdawali autografy. Zaplecze nowego stadionu jest imponujące. Szatnie gości i gospodarzy są dużych rozmiarów. Miejscowa drużyna ma dodatkowo do dyspozycji salę do rozgrzewki, do której wychodzi się bezpośrednio z szatni. 

Kibice mogli odwiedzić również salę prasową i przejść korytarzem prowadzącym bezpośrednio na boisko. Wszystko w asyście członków zespołu, którzy tłumaczyli jak wygląda typowe przygotowanie do meczu Aviva Premiership. 


W sali konferencyjnej czekało kilkunastu zawodników, gotowych do rozmowy z fanami, podpisywania kalendarzy i innych gadżetów oraz pozowania do wspólnych zdjęć. Największym zainteresowaniem cieszył się Danny Cipriani,  ale inni gracze jak np. kapitan zespołu - Dan Braid mający na koncie występy w All Blacks, również mieli sporo pracy. Ciekawym doświadczeniem była możliwość rozmowy z Hugh Jennerem, odpowiedzialnym za komputerową analizę meczów oraz przygotowywanie danych niezbędnych do oceny gry i formy każdego z graczy. Na najwyższym poziomie, gdzie o wygranej lub porażce często decydują szczegóły, nowoczesna technika odgrywa bardzo istotną rolę. Dane z nadajnika GPS znajdującego się w koszulce każdego zawodnika są na bieżąco analizowane, dzięki czemu trener może podejmować trafniejsze i szybsze decyzje.

Jak wspomniałem wcześniej, zawodnicy i trenerzy chętnie odpowiadali na pytania kibiców. Poniżej zamieszczam rozmowę z Dannym Ciprianim, Stevem Diamondem i Danem Braidem.

Jak oceniacie start nowego sezonu? 
Steve Diamond: Rozpoczęliśmy dobrze, jesteśmy w miarę zadowoleni z tego gdzie znajdujemy się obecnie (3 zwycięstwa w Aviva Premiership,  2 zwycięstwa w Amlin Challenge Cup). Po słabym ubiegłym sezonie wszyscy odbyliśmy rozmowę, wspólnie zastanawiając się, co możemy poprawić. Rywalizacja w Premiership jest bardzo trudna, nie chcemy aby gracze byli pod dodatkową presją, walcząc o utrzymanie. Wychodzimy z założenia, że zawodnik ma być w pełni zaangażowany w trening a podczas meczu robić to, czego się od niego wymaga. Wszyscy się nawzajem szanujemy, a w zespole panuje dobra atmosfera. 

Czy na nowym obiekcie AJ Bell Stadium czujecie się już jak w domu?
Steve Diamond: Postrzegamy to miejsce jako nasz dom. W ostatnich dziesięciu latach zmieniliśmy stadion trzykrotnie i mamy nadzieję, że więcej przeprowadzek nie będzie. Atmosfera jest bardzo dobra, doping kibiców głośny. W przeciągu następnych dwunastu miesięcy dalszej poprawie ulegnie infrastruktura drogowa w okolicach obiektu. Mamy duże ambicje, naszym celem jest skuteczna rywalizacja z najlepszymi. Jeśli będziemy odnosić sukcesy przyciągniemy jeszcze więcej kibiców.

Jak ważna jest dla was tożsamość klubu?
Steve Diamond: Wielu graczy w naszym składzie pochodzi z północno-zachodniego obszaru Anglii, który reprezentujemy. Region jest duży i obejmuje kilka hrabstw, podobna sytuacja ma miejsce w Exeter Chiefs. Wychodzimy do lokalnych społeczności, współpracujemy m.in. z miejscowymi klubami, aby wszyscy poczuli, że Sale Sharks to na prawdę ich klub. Gramy fair, przestrzegamy limitu zarobków, czego niestety nie można powiedzieć o wszystkich zespołach. Chcemy stać się prawdziwą rugbową potęgą, ale o tym decyduje nasza postawa na boisku a nie słowa. Manchester to miasto piłkarskie podzielone pomiędzy niebieskich i czerwonych (City i United), my jesteśmy enklawą, która daje ludziom możliwość zobaczenia czegoś innego. Sale Sharks nadal jest klubem z małego miasteczka w Cheshire. Tradycje są dla nas bardzo istotne.

Gdy dołączyłeś do klubu, Sharks mieli spore problemy. Czy miałeś wątpliwości, co słuszności swojej decyzji? 
Dan Braid: Nie miałem. Gdy przyjechałem od razu zauważyłem, że w klubie są dobrzy trenerzy i grupa wspaniałych zawodników. 

Jakie są różnice pomiędzy grą w Nowej Zelandii a Anglii?
Dan Braid: Nowa Zelandia jest zupełnie inna.  Rugby jest tam numerem jeden. Chodzenie na mecze i kibicowanie jest czymś oczywistym, co przychodzi naturalnie.  W Anglii kibice mają do wyboru więcej popularnych sportów. Ci, którzy decydują się na rugby są bardzo oddani i na prawdę kochają ten sport. Czasem 8000-9000 fanów w Manchesterze dopinguje głośniej niż 25000 w Nowej Zelandii. 

Jesteś doświadczonym zawodnikiem. Czy czujesz się odpowiedzialny za młodych graczy w składzie? 
Dan Braid: Tak, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest pomoc bardziej doświadczonych graczy. Rady są szczególnie istotne dla budowania ich pewności siebie. 


Danny jesteś tu już dwa lata. Jak się czujesz w klubie?
Danny Cipriani: Nadal uważam się za chłopaka z Londynu, ale bardzo zżyłem się z drużyną. Wciąż pracuję nad manchesterskim akcentem... Staram się być częścią zespołu. Od czasu wypadku w Leeds (kiedy to Danny zderzył się z autobusem), zmieniłem swoje podejście do treningów. Zmieniłem swój styl życia. Przestałem pić alkohol, zwracam dużą uwagę na dietę – na to co i kiedy jem, mocniej pracuję nad sprawnością fizyczną i kondycją. To wszystko wyszło mi na dobre i jestem bardzo zadowolony z efektów. Pracujemy nad tym by stać się drużyną, przeciwko której bardzo ciężko zdobywa się punkty. Wszyscy jesteśmy głodni sukcesu i chcemy wygrywać.

Kiedy do drużyny dołączy nowy wiązacz?
Steve Diamond: W tej chwili nie mogę zdradzić, kto to będzie, ale dołączy po zakończeniu listopadowych testmeczów.

Który z turniejów jest najważniejszy dla klubu?
Steve Diamond: Premiership jest naszym chlebem powszednim i na lidze skupiamy się najbardziej. Chcemy być w pierwszej szóstce! Amlin Challange Cup również traktujemy bardzo poważnie. LV Cup jest zdecydowanie na trzecim miejscu w hierarchii.

Jakich rad moglibyście udzielić młodym zawodnikom?
Steve Diamond: Szacunek zdobywa się na boisku! Najważniejsza jest wytrwałość i systematyczny trening. Każdy profesjonalny zawodnik ma za sobą dziesiątki tysięcy godzin spędzonych na doskonaleniu umiejętności. Ważne jest, żeby na treningach być w pełni skoncentrowanym, wykonywać ćwiczenia jak najlepiej i przede wszystkim czerpać radość z gry.

Danny Cipriani: Oglądajcie dużo rugby, starajcie się podpatrywać najlepszych. Podczas meczów próbujcie zrozumieć co robią i dlaczego to robią.

Sale Sharks znani są z etosu, który panuje w klubie. Co możecie o tym powiedzieć?
Steve Diamond: W obecnych czasach profesjonalni sportowcy nie mogą być widziani podczas maratonu po barach, jak bywało to dawniej. Nie znaczy to jednak, że zatraciliśmy rugbowe tradycje wciąż żywe w klubach amatorskich np. kiedy zawodnik ma być ukarany, nie stosujemy kar pieniężnych. Drużyna decyduje co z nim zrobić, może np. umyć samochód innego gracza. Jesteśmy bardzo daleko od tego, co dzieje się klubach piłkarskich. Klubowy etos, tradycje i zabawa nadal są obecne. Identyfikujemy się z naszą historią, Trafford MV ma 90 lat, Sale FC ma ponad 150 lat. Stąd się wywodzimy tu są nasze korzenie i nasza baza.


Dziękuję za rozmowę i wspaniały wieczór.

wtorek, 15 października 2013

Polscy rugbiści śpiewają hymn

W erze profesjonalnego sportu, wartości fair play często ustępują miejsca finansowym kalkulacjom. Bywa, że najlepsi sportowcy, którzy, czy tego chcą czy nie, stanowią wzór dla dzieci i młodzieży, zapominają o szacunku dla rywali. Zdarza się, że gra w reprezentacji kraju jest dla nich jedynie nisko płatną koniecznością. Na szczęście tego typu zachowania rzadko kiedy dotyczą rugby.

Rugbistów na całym świecie łączą podobne wartości, więcej na ten temat możecie przeczytać w artykule zatytułowanym „Etos rugbisty”. Największym zaszczytem, jakiego może dostąpić zawodnik jest możliwość reprezentowania barw narodowych. Zakładając koszulkę z orzełkiem na piersi nie ma mowy o grze na „pół gwizdka”. Rugbiści-reprezentanci kraju zmieniają się w prawdziwych wojowników, którzy na boisku zostawiają pot i krew.

Na potwierdzenie moich słów przedstawiam film z nagraniem hymnu zaśpiewanego przez polskich rugbistów przed wygranym meczem z Czechami.



niedziela, 6 października 2013

Relacja z meczu Sale - Bath


W piątek (05.10.2013) miałem przyjemność być na meczu Aviva Premiership drużyny, której kibicuję od wielu lat. Sale Sharks podejmowali znakomity klub Bath Rugby. Tym razem oprócz obserwowania spotkania wraz z innymi fanami, na moich barkach spoczywała dodatkowa odpowiedzialność – przygotowanie relacji dla RugbyPolska.pl.

Nowy stadion Sale Sharks zbudowany specjalnie dla potrzeb rugby prezentuje się bardzo okazale. Nadal trwają prace związane z udoskonaleniem infrastruktury wokół obiektu – rozbudową parkingów i ułatwieniem dojazdów poprzez dodanie alternatywnego zjazdu z autostrady. Wykonano już sporo pracy, by zniwelować niedogodności i podróż jest dużo prostsza niż w zeszłym sezonie. AJ Bell Stadium nie ma jeszcze takiej renomy jak poprzedni obiekt – Edgeley Park – gdzie rywalom grało się bardzo niewygodnie. Atmosfera jednak stale się poprawia. Szczególnie jest to widoczne na południowej trybunie, gdzie doping zagorzałych fanów jest najdonośniejszy. Kibice mają do wyboru kilka gatunków piwa, w tym również prawdziwe Ale. Oprócz standardowych kufli o pojemności 1 pinty można zażyczyć sobie „dużą szklankę”, która mieści 2 pinty – bardzo przydatna opcja dla wyjątkowo spragnionych…

Mecz rozpoczął się nietypowo. Gospodarze wybiegli na boisko w strojach, w których zazwyczaj występują na wyjazdach. Powodem był konflikt barw. Kolory na koszulkach przyjezdnych były zbyt podobne do biało-niebieskich pasów Sale. Faworytem bukmacherów był klub z Bath, ale kibice w Manchesterze byli przekonani, że ich zespół poradzi sobie z zadaniem.

Rugbiści Sale rozpoczęli bardzo dobrze, Jonathan Mills przejął piłkę po potężnej szarży na jednym z zawodników gości. Po kilku fazach ataku, wysiłki zostały nagrodzone rzutem karnym. Danny Cipriani minimalnie chybił. Wkrótce potem George Ford miał szansę zdobyć trzy punkty dla Bath, ale jego kop również okazał się niecelny. Po 10 minutach Danny Cipriani trafił dropgola i ekipa Sale prowadziła 3-0. Radość nie trwała długo. Jeden z najbardziej utalentowanych łączników młyna – Peter Stringer – zapoczątkował akcję, którą wykończył potężny skrzydłowy z Fidżi Rokodoguni. Ford podwyższył i było 3-7. Zespół Bath kontynuował ataki, przysparzając gospodarzom wiele trudności. Szczególnie niepokojącym elementem była niska skuteczność Sale w obronie jeden na jeden. Bath byli bliscy zdobycia drugiego przyłożenia po przechwycie Fa’osilivy, jednak linia autowa uratowała gospodarzy. Cipriani przeniósł grę na połowę rywali i zażegnał niebezpieczeństwo. 

Młynarze Sharks zaczęli dominować przeciwników, ale zespół miał problem z przełamaniem solidnej obrony. Kilka prób zagrań typu „kick-pass” w wykonaniu duetu Cipriani – Cueto okazało się minimalnie niedokładnych, choć nagrodzonych gromkimi brawami.
W 20. minucie Mark Cueto i Rob Miller próbowali złapać trudną piłkę z powietrza, co zakończyło się kolizją i rozbitymi głowami obu zawodników. Na boisko weszli ulubieniec publiczności Sam Tuitupou oraz Joe Ford. Tuitupou od razu zaznaczył swoją obecność. Jego mocne wejście w kontakt na środku ataku zaangażowało kilku rywali, a zapoczątkowana w ten sposób akcja zakończyła się rzutem karnym dla Sale. Cipriani dołożył punkty z podstawki i było 6-7.

W 30. minucie pozszywany Mark Cueto wrócił na boisko i już w chwilę później zaliczył asystę. Andy Forsyth zdobył przyłożenie tuż przy linii autowej, a znakomicie dysponowany Cipriani podwyższył z trudnej pozycji. Obandażowany Rob Miller także powrócił na boisko, a Sam Tuitupou zszedł na ławkę rezerwowych. Tuż przed przerwą George Ford zmniejszył stratę swojej drużyny do trzech punktów. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 16-13.

Po zmianie stron obrona obu zespołów stała się bardziej skuteczna. Każda próba kopu na bramkę była więc niezwykle istotna, gdyż mogła przesądzić o losach meczu. Pierwszy przed szansą stanął Cipriani. W 48. minucie trafił ponad 50-metrowego karnego. Kop okazał się doskonale wymierzony. Piłka przeleciała między słupami i spadła dosłownie kilka centymetrów za poprzeczką. W 53. minucie przed podobną szansą stanęli goście, ale próba okazała się niecelna. Wkrótce potem George Ford miał drugą okazję, tym razem z dogodniejszej pozycji. Różnica ponownie zmniejszyła się do sześciu punktów.

Warto nadmienić, że atmosfera na stadionie była rewelacyjna. Mimo że kibice wiedzieli, iż punkty z podstawki mogą zadecydować o zwycięstwie, zachowywali się wzorowo. Trybuny milkły, aby pomóc skoncentrować się kopaczom. Zarówno goście, jak i gospodarze wykonywali próby w takiej samej całkowitej ciszy. 

Po 60 minutach Steve Diamond zaczął dokonywać zmian, na boisko weszli między innymi Henry Thomas i Vadim Cobilas. Drużyna Bath zaczęła dominować i wyglądało na to, że może wykraść gospodarzom zwycięstwo. Michael Paterson dostał żółtą kartkę i goście grali w przewadze. Ich napór zaowocował rzutem karnym z dogodnej pozycji, zamienionym na kop z podstawki, który jednak okazał się niecelny. Zawodnicy Sale pokazali prawdziwy charakter i wolę walki, przez długi czas skutecznie bronili się na własnych pięciu metrach. Aplauz wzbudziła zwłaszcza potężna szarża Sama Tuitupou, który za cel obrał młynarza gości. W ostatnich minutach Sharks zdołali odpowiedzieć atakiem, który doprowadził do karnego. Joe Ford przejął obowiązki kopacza od Danny’ego Ciprianiego i był bliski odebrania Bath punktu bonusowego. Piłka trafiła jednak w słupek. Wynik pozostał bez zmian. Sale Sharks po bardzo dobrym i emocjonującym meczu zwyciężyli 19-13. 

Obserwowanie tego spotkania było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Na trybunach panowała fantastyczna atmosfera. Kibice Sale znani są z wysokiej kultury i ugruntowanej rugbowej wiedzy. Dialogi z innymi fanami zawsze stoją na wysokim poziomie merytorycznym. Widoczny jest także głęboki szacunek dla rywali, o czym wspomniałem pisząc o ciszy podczas kopów. Innym przykładem jest owacja zgotowana Peterowi Stringerowi, który jest jedną z ikon irlandzkiego rugby. Zawodnik gości zagrał dobry mecz – przyczynił się do zdobycia punktów przez Bath. Gdy schodził z boiska zmieniony przez Martina Robertsa oklaskiwał go cały stadion. 

Gratulacje dla Sale Sharks i słowa uznania dla Bath za dobrą i ambitną grę. Mam nadzieję, że relacja przypadła Wam do gustu. Następna ukaże się po meczu Sale – Biarritz. 


czwartek, 3 października 2013

Najlepsi nie faulują


All Blacks to najlepsza drużyna rugby na świecie. O tym fakcie nie trzeba przekonywać żadnego z fanów rugby. Nawet kibice innych ekip muszą przyznać, że Nowa Zelandia jest prawdziwą potęgą. Nie sposób zliczyć wszystkich sukcesów, jakie odnieśli rugbiści All Blacks. Drużyna niemal od początku swojego istnienia należy do ścisłej światowej elity i nadal wyznacza najwyższe standardy światowego rugby. 

Mistrzowie świata zdobyli najwięcej punktów w oficjalnych meczach państwowych, są jedynym zespołem, który pokonał każdego z przeciwników, z którymi grał. Od czasu debiutu na arenie międzynarodowej w 1903, zaledwie pięć reprezentacji zdołało wygrać z All Blacks. Od czasu wprowadzenia rankingu IRB w 2003 roku, Nowa Zelandia przez większość czasu znajdowała się na pierwszej pozycji. Nic dziwnego, skoro wygrała ponad 75 procent wszystkich meczów. 


Te imponujące osiągnięcia są w mniejszym lub większym stopniu znane fanom rugby. Jest jeszcze jeden godny uwagi rekord, który być może uciekł uwadze kibiców. Nowa Zelandia to jedna z najczyściej grających drużyn na świecie. Przez 110 lat All Blacks zostali ukarani zaledwie dwoma czerwonymi kartkami. 

3 stycznia 1925 roku podczas meczu z Anglią na Twickenham sędzia Albert Freethy odesłał z boiska jednego z nowozelandzkich zawodników. Była to pierwsza tego typu decyzja w historii meczów międzypaństwowych. W 1967 roku czerwoną kartkę otrzymał Colin Meads. Od tamtej pory żaden z zawodników All Blacks nie został w ten sposób ukarany. Jak widać Nowa Zelandia jest nie tylko najlepszą drużyną, ale również grającą najbardziej fair. Poza boiskiem jej reprezentanci również stosują się do wysokich standardów. Zazwyczaj wypowiadają się z szacunkiem na temat swoich rywali i rzadko kiedy stają się przyczyną skandali. 

Myślę, że postawa All Blacks jest znakomitym przykładem dla młodych rugbistów, którzy obserwują i podziwiają grę światowej elity. Warto wzorować się na najlepszych. Okazuje się bowiem, że prawdziwi zwycięzcy grają fair, starając się unikać niesportowego zachowania i rozumiejąc przywilej i odpowiedzialność, jakie niesie za sobą reprezentowanie barw drużyny, zwłaszcza drużyny narodowej. 


środa, 25 września 2013

Dwa lata do Pucharu Świata


Do najważniejszej rugbowej imprezy pozostały już tylko dwa lata. Przygotowania do Pucharu Świata, który odbędzie się w Anglii w 2015 roku, idą pełną parą. W ostatnim tygodniu miało miejsce wiele ciekawych akcji, które zorganizowano w celu promocji turnieju.

Doszło do przekazania piłek przez premierów Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii. John Key ofiarował piłkę z podpisami zawodników zwycięskiej drużyny z 2011 roku. David Cameron zrewanżował się specjalnie zaprojektowanym Gilbertem z logo „dwa lata do Pucharu”.


Lawrence Dallaglio przeprowadził trening z grupą młodzieży podczas akcji „Posts in the Park”, czyli programu, który ma na celu propagowanie naszej dyscypliny. 

Po sukcesie Igrzysk Olimpijskich w Londynie oczekiwania dotyczące Pucharu Świata są bardzo wysokie. Jak na razie wszystko przebiega zgodnie z planem, a jedynym niepowodzeniem była strata Old Trafford. Warto zauważyć, że Anglicy kładą duży nacisk na rozwój rugby na poziomie amatorskim. Celem jest dotarcie do jak największej ilości osób, które na co dzień nie są związane z rugby i zainteresowanie ich, aby RWC stał się świętem całego narodu, podobnie jak miało to miejsce w przypadku ostatnich Igrzysk. Oprócz inwestycji w rozwój lokalnych klubów, rugby jest coraz bardziej widoczne na billboardach i w reklamach. Dużą popularnością cieszy się touch rugby (czyli bliski odpowiednik polskiej paryżanki). Z miesiąca na miesiąc coraz więcej ludzi ma szansę zetknąć się z jakąś odmianą rugby i zarazić pasją do owalnej piłki.



Dwa lata do turnieju to dobry czas, aby pomyśleć o tym, co zrobić aby wziąć udział w największym rugbowym święcie na świecie. Ci, którzy mieli możliwość znaleźć się na trybunach podczas poprzednich edycji, z pewnością zgodzą się, że atmosfera jest niezapomniana. Bilety trafią do sprzedaży na początku przyszłego roku. Najtańsze będą kosztować zaledwie siedem funtów. Dodatkowo można zgłosić się jako wolontariusz do pomocy przy organizacji turnieju. Pierwszym krokiem jest zarejestrowanie się w programie „Front Row”. Myślę, że Puchar w 2015 roku jest najlepszą szansą dla polskich miłośników rugby, aby obserwować zmagania nie tylko przed telewizorem, ale również bezpośrednio z trybun. Lot z Polski trwa zaledwie 2–3h, a ceny nie powinny stanowić dużej przeszkody. Wielu z nas ma znajomych lub rodzinę w Wielkiej Brytanii, co również może ułatwić sprawę. Wszystkich, którzy wahają się czy jechać, gorąco zachęcam! Pamiętajcie, że do Japonii będzie znacznie trudniej się wybrać. 

Poniżej przedstawiam garść statystyk, które pomogą uzmysłowić skalę przygotowań.
RWC potrzebuje 1400 piłek, 200 podstawek, 100 rowerków stacjonarnych, 200 worków do szarży, 20 opornic. Spodziewany jest przyjazd 920 zawodników i członków drużyn. Ponad 60 sędziów i członków komisji dyscyplinarnych, 2000 dziennikarzy i fotografów. 20 drużyn zajmie 740 pokojów w hotelach. Ekipom będzie towarzyszyć 1100 osób personelu. Przygotowanych zostanie 151 000 posiłków. Do obsługi turnieju potrzeba 11 km światłowodu i 42 km miedzianych kabli do przesyłu danych. RWC obejrzy przed telewizorami cztery miliardy osób w 207 krajach. Szacuje się, że Wielką Brytanię odwiedzi 400 000 fanów, a potencjalny wpływ do gospodarki wyniesie ok. dwóch miliardów funtów.

Jak widać impreza szykuje się okazale i grzechem byłoby nie wziąć w niej udziału. Do zobaczenia na stadionach!

wtorek, 17 września 2013

Etos rugbisty

Rugby coraz częściej pojawia się w różnego rodzaju mediach. Osobom związanym z rugby w Polsce zależy, aby naszą dyscyplinę propagować przy każdej możliwej okazji. Jak się okazuje można to robić również na konferencjach naukowych! Podczas konferencji „Media a wartości” zorganizowanej przez Koło Dziennikarskie Studentów Kolegium Licencjackiego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Białej Podlaskiej wygłoszono referat pt. „Telewizja jako medium pośredniczące w propagowaniu etosu rugbisty”.

Zapraszamy do lektury!

Rugby wciąż nie jest w Polsce popularną dyscypliną sportu, choć stan ten z roku na rok się poprawia. Mimo to duża część społeczeństwa ma mgliste pojęcie o rugby i jego zasadach. Sport ten wielokrotnie myli się z futbolem amerykańskim, a są to dwie zupełnie różne dyscypliny. Utrwalony jest również wizerunek brutalnej gry dla agresywnych zawodników, którzy nie stronią od nieczystych zagrań i fauli. W związku z tym, osobom związanym w jakiś sposób z rugby w Polsce zależy, by ten mylny obraz zmienić.

W staraniach o zmianę postrzegania rugbistów bardzo pomocne okazało się wykorzystanie mediów, a zwłaszcza telewizji i Internetu. Wcześniej jedyną możliwością dotarcia do szerszego grona odbiorców były artykuły prasowe, ale ich zasięg był raczej lokalny. To właśnie media elektroniczne sprawiły, że wiedza na temat rugby zaczęła się poprawiać. Powstało wiele portali internetowych traktujących o polskiej lidze, ale także zagranicznych rozgrywkach. Strony te pozwalają poznać przepisy gry i historię sportu, a niemal każdy klub w Polsce ma swoją witrynę internetową, na której zamieszczane są najnowsze wiadomości o działalności klubu. Informacje o polskiej lidze, konkretnych meczach, składach i wydarzeniach stały się szybko i łatwo dostępne. Należy jednak zaznaczyć, że wspomniane portale są kierowane raczej do zawodników lub osób, które w jakiś sposób już zaznajomiły się z rugby i są świadomymi sympatykami.


Oczywistym okazało się, że aby rugby zyskiwało popularność wśród szerszego grona nieświadomych odbiorców potrzebne będzie medium, które taki szeroki dostęp umożliwi. Naturalnym wyborem była telewizja. Za sprawą prężnych działań osób związanych z rugby udało się dotrzeć do dziennikarzy Polsatu Sport, którzy zdołali przekonać swoich przełożonych o transmitowaniu na żywo finału Ekstraligi rugby na swojej antenie. 15 lutego 2008 roku podpisano umowę z Polsatem. Okazało się, że oglądalność pozytywnie zaskoczyła menagerów stacji i transmisje z finałów stały się stałym punktem w programie. Wykorzystując pozytywną koniunkturę, zaczęto transmitować na żywo również mecze polskiej reprezentacji rozgrywane w kraju. Spotkania kadry cieszyły się jeszcze większą popularnością wśród widzów. Z powodu wysokiej oglądalności Polsat Sport postanowił wykupić prawa także do Pucharu Świata w rugby i Pucharu 6 Narodów. Pod względem popularności (i oglądalności) Puchar Świata w rugby jest trzecią imprezą sportową na świecie (zaraz po piłkarskim mundialu i Igrzyskach Olimpijskich). Decyzje te również okazały się trafione dla włodarzy telewizji.

Jednakże sukces medialny to jedno, ale jak wykorzystać go do celów propagowania dyscypliny? Tutaj na pierwszy plan wychodzi praca komentatorów, na których spoczęło to odpowiedzialne zadanie. Musieli stać się ambasadorami rugby w Polsce i na przestrzeni lat wywiązują się z tej roli pozytywnie. Niniejszy artykuł ma na celu wyjaśnienie, na czym konkretnie polega ich pomoc i o jakich wartościach mówią komentatorzy. Aby móc ten temat przedstawić dokładniej należy jednak zacząć od zasygnalizowanego w tytule etosu rugbisty.

Według Słownika języka polskiego PWN, słowo etos oznacza ‘obyczaje, normy, wartości, wzory postępowania składające się na styl życia i charakter danej grupy ludzi, określające jej odrębność’ . W tej części artykułu przeanalizuję wartości, jakie składają się na etos rugbisty. W Polsce nie powstała jeszcze żadna publikacja na ten temat, w związku z czym podstawą do analizy będzie moje własne doświadczenie zawodnika od wielu lat grającego w rugby oraz analiza wypowiedzi komentatorów sportowych. 

Przede wszystkim szacunek

Najważniejszą wartością zawartą w etosie rugbisty z całą pewnością jest szacunek, który stanowi podstawę dla wielu norm zachowań. Przede wszystkim ważny jest szacunek dla kolegów z drużyny i trenera. Rugby to najbardziej zespołowa gra naszych czasów. W pojedynkę nie można nic w niej osiągnąć. Nawet najbardziej utalentowany gracz nie jest w stanie samodzielnie wygrać meczu. Potrzebny jest zespół ludzi dążących do wspólnego celu, a przede wszystkim gotowych poświęcić się dla drużyny. W trakcie meczu współpraca pomiędzy zawodnikami jest permanentna. Bez tego niemożliwe jest wykonanie jakiegokolwiek stałego fragmentu gry, czy stworzenie akcji ofensywnej. W akcjach defensywnych także trudno działać samemu, mało tego, złamanie przez pojedynczego gracza utworzonej przez całą drużynę linii obrony może spowodować przedarcie się przeciwnika i utratę punktów. Tylko sprawne działanie kolektywu jest skuteczną metodą obrony.


Ta zależność buduje bardzo silne więzi pomiędzy zawodnikami. Rugbiści szanują się za wspólny trud i za to, że mogą na siebie liczyć na boisku i poza nim. Za kolegę z drużyny trzeba umieć się poświęcić, czy to poprzez wzmożony wysiłek, czy poprzez naprawę jego błędu, czy ruszenie z pomocą gdy został sfaulowany. Każdy zawodnik wie, że drużyna jako całość, ale także każdy zawodnik osobno, jest gotów poświęcić się dla niego. W rugby zasada jeden za wszystkich i wszyscy za jednego ma bardzo wymierny charakter. 
Co ciekawe zawodnicy wcale nie muszą się lubić (co zdarza się bardzo rzadko), ale muszą się nawzajem szanować. Częściej zdarza się, że zawodnik niekoniecznie lubi trenera, ale nadal szanuje jego pozycję i autorytet. Zależność w odwrotnym kierunku wygląda tak samo. Trener nie musi lubić każdego gracza, ale musi szanować jego pracę i chęć dania z siebie wszystkiego dla drużyny.



Szanuj przeciwnika

Jednakże szacunek to nie tylko element scalający ze sobą członków jednej drużyny. Szanuje się również przeciwnika. Rugby to sport bardzo kontaktowy, przez co bywa także niebezpieczny. Właśnie dlatego szanuje się osoby, które go uprawiają. Pomocny we właściwym zrozumieniu owej zależności może być poniższy schemat:

– gram w rugby, 
– wiem ile wysiłku kosztuje przygotowanie się do gry w lidze, 
– wiem z jakimi niebezpieczeństwami się to wiąże,
wobec tego szanuję mojego przeciwnika bo: 
– przeszedł taką samą drogę jak ja; 
– jest sportowcem, który włożył wiele wysiłku żeby zagrać przeciwko mnie, 
– wiem, że on myśli tak samo.

Mimo że na meczu czasami dochodzi do ostrych starć, to po spotkaniu atmosfera jest tylko koleżeńska. Charakter tego podejścia świetnie oddaje bardzo popularna sentencja na temat rugby, która mówi, że jest to „chuligańska gra dla dżentelmenów”.


Szacunek dla przeciwnika to pierwszy element często prezentowany przez komentatorów sportowych. Wielokrotnie na meczach rugby widać przeciwników pomagających sobie wstać z ziemi. Po meczu rywale dziękują sobie za mecz, niezależnie od wyniku i stawki spotkania. Najpierw należy podziękować rywalowi za grę, a później można cieszyć się ze zwycięstwa lub opłakiwać porażkę. Komentatorzy zwracają uwagę widzów na te elementy mówiąc, że to rzecz normalna w rugby. Przemysław Iwańczyk dziennikarz Polsatu po meczu Polski z Ukrainą powiedział:

Wiecie państwo co jest najciekawszego i najpiękniejszego w tym wszystkim? Że oni tutaj lali się niczym w bokserskim ringu i nie szczędzili sobie razów, a teraz podają sobie dłonie, a później pójdą razem na piwo.

Komentujący wraz z nim Krzysztof Serafin (były zawodnik) dodał:

Niejednokrotnie zawodnicy grający po przeciwnych stronach grają wspólnie w tych samych klubach, często się widują, są kolegami poza boiskiem. Obraz meczu nie ma wpływu na to, co się później dzieje. Wszyscy są zawodnikami rugby, wszyscy mają do siebie ogromny szacunek (…).

Wielokrotnie pojawiają się nawiązania do wspomnianej już chuligańskiej gry dla dżentelmenów, czy do twardych graczy o gołębich sercach. Buduje to pozytywny obraz wśród widzów, którzy być może po raz pierwszy spotykają się z meczem rugby. Mogli oni mieć zupełnie inne mniemanie o rugbistach. Nasuwają się automatyczne skojarzenia z piłką nożną, gdzie tego typu zachowania są znacznie rzadsze.

Jako uzupełnienie warto dodać, że szacunek dla przeciwnika to także chęć niesienia mu pomocy. Czasami zdarza się, że rywal dozna poważnej kontuzji lub w wyniku kontaktu straci przytomność na boisku. Niejednokrotnie osobą znajdującą się wtedy najbliżej niego jest przeciwnik. Nierzadko w takich sytuacjach zawodnik drużyny przeciwnej rusza z pomocą dla poszkodowanego rywala. Przykłady takich zachowań można mnożyć. Jednym z nich może być zachowanie zawodnika reprezentacji Nowej Zelandii podczas meczu z Walią w ramach Pucharu Świata w 2003 roku, a więc w meczu na najwyższym poziomie i o wysoką stawkę. Walijczyk Colin Charvis otrzymał silną szarżę (zgodne z przepisami zagranie obronne) od nowozelandczyka Jerry’ego Collinsa i stracił przytomność. Akcja potoczyła się dalej, ale będący najbliżej poszkodowanego zawodnika Tana Umaga (kapitan zespołu All Blacks) natychmiast udzielił pomocy swojemu przeciwnikowi. Ułożył go w pozycji bocznej ustalonej i wyciągnął ochraniacz na zęby z jego ust, aby zapobiec groźbie zakrztuszenia się. Umaga opuścił swojego rywala dopiero gdy na boisko wbiegły służby medyczne. Za swoją postawę został wyróżniony międzynarodową nagrodą fair play oraz medalem Pierre’a Coubertina. Po meczu nie zabrakło komentarzy samych zawodników :

Colin Charvis: Kiedy leżałem po otrzymaniu szarży Tana zachował się wspaniale. Byłem nieprzytomny, więc ułożył mnie w bezpiecznej pozycji i wyjął szczękę abym jej nie połknął.

Martyn Williams (kapitan Walii): To pokazuje, że są w życiu ważniejsze sprawy niż wyłącznie gra. Mogą przytrafić się gorsze rzeczy niż porażka w meczu. Ciągle masz szansę wstać rano i żyć dalej. To co zrobił Tana było wspaniałe.

Przykład ten potwierdza, że nawet w meczach o najwyższe stawki zawodnicy nie pozostawiają rywala bez pomocy. Trzeba również dodać, że gdy zawodnik doznaje kontuzji i leży na boisku gra nie jest przerywana (chyba, że dojdzie do błędu lub przewinienia – wtedy sędzia przerywa grę zgodnie z zasadami i może zatrzymać zegar). W czasie gry na boisko mogą wbiec masażyści i służby medyczne. Jeśli gra nie zostanie przerwana z innego powodu obok opatrujących lekarzy wciąż może toczyć się akcja!

Szanuj sędziego

Nawiązując jeszcze do szacunku oraz porównań z piłką nożną niezwykle ważnym elementem jest szacunek do sędziego. Różnica w zachowaniu zawodników wobec arbitrów na meczach rugby a piłki nożnej jest bardzo jaskrawa. W piłce normą jest dyskusja z sędzią, krzyczenie na niego, a nawet popychanie go. Nie wspominając o teatralnych gestach piłkarzy niezadowolonych z decyzji arbitra. W rugby tego typu zachowania są natychmiast karane rzutami karnymi lub kartkami. Jeśli zawodnik ubliży sędziemu może spodziewać się żółtej kartki (co w rugby skutkuje wykluczeniem na 10 minut z gry), a gdy to nie pomoże nawet czerwoną (obowiązek opuszczenia boiska i dyskwalifikacja na co najmniej jeden mecz). Za dyskusję z sędzią drużyna karana jest rzutem karnym, czyli stratą piłki i 10 metrów pola, zatem jest to zupełnie nieopłacalne dla własnej drużyny. Gracze, którzy mają problem z poskromieniem swoich gwałtownych reakcji i komentarzy są bardzo szybko dyscyplinowani wspomnianymi wyżej środkami. Nawet największy „krzykacz” musi zamilknąć, by nie przysparzać swojej drużynie strat. To skuteczne narzędzie do walki z nerwowością niektórych zawodników.


W rugby z decyzją sędziego się nie dyskutuje (prawo do rozmowy z arbitrem ma tylko kapitan drużyny, który jako jedyny może zwrócić uwagę na konkretne sytuacje). Dla rugbistów niepojęte jest naruszenie nietykalności sędziego w stopniu, w jakim odbywa się to w piłce nożnej. Pewien znany zagraniczny sędzia międzynarodowy – Nigel Owens – uciął dyskusję jednego z niezadowolonych zawodników krótkim zdaniem: „To nie jest piłka nożna!” . Komentatorzy sportowi często zwracają uwagę widzów na ten aspekt rugby. Stawiają tego typu zachowania za wzór. Prezentowanie opozycji pomiędzy rugby a piłką nożną to bardzo częsty zabieg stosowany przez komentatorów w trakcie transmisji. Za każdym razem to rugby i rugbiści stawiani są za wzór. 

Nie zachowuj się jak piłkarz


Kontynuując wątek porównań rugbistów do piłkarzy nożnych trzeba zaznaczyć, że zachowania z boisk piłkarskich są piętnowane w rugby. Powiedzenie komuś, że zachowuje się jak piłkarz jest nacechowane bardzo negatywnie i stanowi wyraźny sygnał, że ktoś zapomniał o wartościach panujących w rugby.

Piłka nożna jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin sportowych na świecie. Niestety obecne w niej ogromne przefinansowanie doprowadziło do zepsucia dyscypliny pod względem moralnym. Piłka nożna w Polsce kojarzy się z handlem meczami, przekupstwem sędziów, arogancją i zarozumiałością władz, a także niezbyt wysokim poziomem sportowym zawodników. Za granicą bywa podobnie, ale przynajmniej poziom sportowy jest znacznie wyższy. W związku z tym komentatorzy starają się za pomocą jaskrawych porównań działać na rzecz propagowania rugby.

W marcu 2013 r. komentatorzy świetnie wykorzystali dwumecz Polski z Ukrainą. Pierwszy mecz był rozgrywany w piłkę nożną (22 marca), a po tygodniu odbył się mecz rugbistów (30 marca). Oba spotkania miały duże znaczenie – piłkarze grali mecz grupowy o awans na mistrzostwa świata, zaś rugbiści o awans do Pucharu Świata. Piłkarze w słabym stylu przegrali 1:3, natomiast rugbiści po bardzo zaciętym spotkaniu zwyciężyli 13:12. Przebieg meczu rugbistów był niezwykle dramatyczny. Grano w trudnych warunkach atmosferycznych. Walczono o każdy metr boiska. W pewnym momencie doszło do bójki pomiędzy zawodnikami, a za kilka minut sytuacja się powtórzyła. Mimo że bijatyki to bardzo rzadki widok na dzisiejszych meczach rugby, to sporadycznie zdarzają się na całym świecie. Po zwycięstwie rugbistów komentatorzy postanowili wykorzystać sytuację do propagowania pozytywnych zachowań nawet po meczu z bójką. Redaktor Przemysław Iwańczyk z Polsatu komentujący to spotkanie stwierdził: 

Tak się gra dla barw narodowych, tak gra się dla orzełka. Uczcie się panowie piłkarze, bo naprawdę warto grać do końca, nawet po tak nieprzyjemnych ciosach, jakie padły na początku ze strony rywala, nawet przy zagraniach nie fair ze strony przeciwnika nie należy się poddawać. 
(…) Niech to będzie najlepszą puentą naszego dzisiejszego widowiska, które nie było piękne, ale zakończyło się wspaniałym sukcesem naszej reprezentacji.

Po końcowym gwizdku arbitra wielu zawodników było skrajnie zmęczonych, zakrwawionych i poobijanych. Jeden z naszych zawodników rozpłakał się ze wzruszenia. Redaktor Iwańczyk skomentował to następująco: „Płacze się w sporcie nie tylko po przegranych meczach, można także uronić łzę po spotkaniach wygranych”.

Niewątpliwie mecz ten przeszedł do historii polskiego rugby, ale dzięki pracy komentatorów miał również swój wydźwięk w ogólnej świadomości społecznej. Na popularnych portalach informacyjnych pojawiły się artykuły o cennym i bardzo trudnym zwycięstwie polskich rugbistów. Każdy redaktor zawarł w swoim artykule choć jedno zdanie porównujące mecz rugbistów z meczem piłkarzy. Oczywiście owo porównanie zawsze wypadało na korzyść rugbistów. Nawet w telewizyjnym programie piłkarskim, gdzie podsumowuje się ligowe spotkania, jeden z dziennikarzy wykorzystał fragment meczu rugbistów, aby pokazać swoim współrozmówcom jak należy walczyć o zwycięstwo.

Redaktor sportowy podpisujący się jako „JJarecki” napisał felieton pt. „Obrazki sportowe. Kochajmy rugby!” , w którym przyznał się, że nie ma pojęcia o rugby i mecz obejrzał przez przypadek. Jak sam pisze:

Owszem, znam podstawowe zasady. Nie wolno podawać rękoma piłki do przodu, odwrotnie niż kopać. Punkty zdobywa się poprzez przyłożenie „jaja” za linią końcową, a strzelając karniaka trzeba przekopnąć piłkę pomiędzy sięgającymi nieba słupkami. Ponoć tyle wystarczy na początek.

Jednakże po obejrzeniu starć z Ukraińcami, gdzie doszło do wymiany ciosów uznał, że jest świadkiem czegoś, czego jeszcze nie oglądał. Okazało się, że jest w Polsce drużyna, o której wie bardzo niewiele, a po której już na pierwszy rzut oka widać, że jest zdeterminowana walczyć o zwycięstwo Polski do upadłego:

Kamera pokazuje reprezentanta Polski. Z łuku brwiowego sączy się krew. Przyklęka za linią i przykłada sobie do twarzy garść śniegu. Ukraina kontratakuje. Zawzięty Kozak mknie z „jajem” przytulonym do szerokiej piersi, starając się obiec naszych. Ile trzeba odwagi, gdy szarżuje na człowieka dwóch, na oko, studwudziestokilogramowych facetów! Powalony, stratowany, przygnieciony do ziemi. Młyn dla Ukrainy.

(…) Mimo nacisku naszych reprezentantów wynik się nie zmienia, ale patrząc na walczących mężczyzn, widać od razu, że brak jakiejkolwiek analogii pomiędzy niedawnym starciem reprezentacji piłkarskiej z Ukrainą. Choć z każdą upływającą minutą mniej wierzę w korzystny wynik, nie mogę oderwać wzroku od tych heroicznych zmagań.
Ukraińcy prowokują. Zaczynają się starcia pomiędzy graczami, które przeradzają się w pierwszą, dosłownie, krwawą bijatykę.
(…) Na boisku gęsto od emocji. Młyn w pobliżu ukraińskiej bramki. Nasi wręcz unoszą w powietrze, dotychczas niepokonaną formację rywali, zdobywając kilkanaście metrów. Jeszcze dwukrotnie Ukraińcy mają swoje szanse w kontratakach, ale natykają się na tak zdeterminowanych obrońców, że graniczy z cudem brak jakichkolwiek kontuzji, że o ranach szarpanych nie wspomnę.

Dziennikarz był zbudowany postawą rugbistów. Zmotywowało go to do napisania artykułu, w którym podziękował zawodnikom za to, że mógł być świadkiem tak twardej sportowej walki. Duża w tym zasługa komentatorów, którzy nakierowali tok myślenia wielu kibiców na podobne tory. Poniżej podsumowanie sporządzone prze redaktora JJarecki:

Wygrali, ponieważ walczyli do końca z niebywałą determinacją i zapałem. Wygrali, ponieważ włożyli w grę wszystko, co mieli do dyspozycji. Wygrali z lepiej dysponowanym tego dnia przeciwnikiem.
(…) Ktoś może skomentować, że opisałem horror. Bójki, krew, przemoc… niby tak, ale rugby, wbrew pozorom nie jest sportem kontuzjogennym. Piłka nożna, o dziwo, wyprzedza tutaj rugby o trzy długości.
Wiem, polskie rugby to druga liga. Mamy kilkanaście ośrodków, gdzie jest uprawiane, co stawia je na sportowej mapie Polski obok hokeja na trawie. To dziwne, ponieważ jest to relatywnie tani sport. Zasadniczo można biegać z „jajem” wszędzie tam, gdzie jest boisko piłkarskie. Na dodatek, wbrew pozorom jest to sport dla każdego amatora. W drużynie jest miejsce dla szczupłych biegaczy, szczerych osiłków, na poziomie amatorskim, po prostu dla ludzi z „masą”.
Tu nie da się „gwiazdorzyć”. Przejść obok meczu, padać z krzykiem, gdy zawieje wiatr. Może dlatego rugby nie budzi zainteresowania naszych mediów czy władz sportowych. Zarabia się na kreacji graczy, a nie na ich codziennym sprawdzianie. A może dlatego, że uczy bezpośredniej walki? Męskiej walki. Nie wiem.
Dzisiaj, na koniec, przepraszając za niewiedzę. Dziękuję wszystkim reprezentantom Polski w rugby za emocje, jakich od dawna nie zaznałem oglądając zawody sportowe. Za dawkę adrenaliny dostarczoną w Wielką Sobotę. Brawo! Brawo Panowie!

Nie udawaj

Komentatorzy meczów rugby często zwracają uwagę na to, że rugbiści niczego nie udają na boisku. Jeśli zawodnik nie może podnieść się z murawy to faktycznie cierpi i nie udaje kontuzji czy bólu. Tego typu widoki znane są z boisk piłkarskich, gdzie gra aktorska jest ćwiczonym elementem. Piłkarze wymuszając faul mogą zyskać przewagę taktyczną, uzyskać rzut wolny z dogodnej pozycji, uzyskać rzut karny czy doprowadzić do wykluczenia rywala z meczu za kartki. W rugby są to zachowania niezwykle rzadkie, a jeśli się zdarzają są natychmiast piętnowane. Jest ogólnie przyjęte, że rugbiście nie przystoi udawać na boisku. Komentatorzy sportowi, którzy często stosują obrazowe porównania lubią posługiwać się kolejnym sloganem związanym z rugby: „Piłkarz udaje, że go coś boli, a rugbista udaje, że nic go nie boli”. Faktycznie, gdy rugbista schodzi z boiska z powodu urazu to z całą pewnością nie udaje, że coś mu się stało.



Komentatorzy zagraniczni

W krajach, gdzie rugby ma długie i bogate tradycje komentatorzy nie muszą być ambasadorami tego sportu. Świadomość społeczeństwa jest wystarczająco duża, aby móc skupić się na samym aspekcie sportowym meczu. Wszelkiego rodzaju zachowania nawiązujące do opisanego wyżej etosu są traktowane jako coś zupełnie naturalnego i normalnego. Podejście zagranicznych komentatorów jest więc mniej patetyczne i emocjonalne niż w przypadku polskich dziennikarzy. Wartości jakie niesie ze sobą rugby są powszechnie znane i media nie muszą tak często do nich nawiązywać.

Przytoczyłem najważniejsze wartości składające się na etos rugbisty. Polscy komentatorzy sportowi ze względu na znajomość z rugbistami (niektórzy z nich są byłymi zawodnikami) starają się przekazywać jak najwięcej informacji o tym, jacy są rugbiści. Budują w ten sposób pozytywny obraz dyscypliny. Dzięki ich pracy możliwa jest zmiana nastawienia do rugby w Polsce i pozyskiwanie nowych sympatyków i kibiców, którzy za sprawą prezentowania wartości obowiązujących w rugby stają się świadomymi odbiorcami meczu.

Z punktu widzenia rugbistów jest to niezwykle cenna pomoc. Media są obecnie bardzo ważną siłą oddziałująca na społeczeństwo. Za ich sprawą w przyszłości rugby może stać się sportem równie popularnym jak piłka ręczna czy siatkówka. Co ciekawe pozytywny obraz kreowany przez komentatorów meczów rugby nie jest przesadzony. Rugby jest dyscypliną sportu, która może zrobić wiele dobrego w społeczeństwie. Bardzo wielu ludzi zawdzięcza mu „uratowanie życia”. Rugby okazało się dla niektórych szkołą charakteru i nauczyło radzić sobie ze słabościami i problemami, częstokroć pomagając zejść z niewłaściwej drogi życiowej.

Komentatorzy bardzo często porównują rugbistów do twardych ludzi, patriotów o honorowych zasadach. W trakcie grania hymnu narodowego przed meczem reprezentacji bardzo wielu zawodników nie kryje wzruszenia i płacze rzewnymi łzami. Rzadko widzimy takie obrazki na innych arenach sportowych. Spotykamy się z nimi głównie podczas dekoracji medalowych na Igrzyskach Olimpijskich.

Na zakończenie warto wspomnieć o jeszcze jednym wykorzystaniu etosu rugby, tym razem do walki politycznej i to z bardzo pozytywnym skutkiem. Chodzi o zniesienie apartheidu w RPA. Nelson Mandela wykorzystał reprezentację rugbistów jako narzędzie do zwalczania rasizmu w swoim kraju. Dzięki drużynie Springboks, która w 1995 roku zdobyła na własnej ziemi Puchar Świata udało się zjednoczyć naród i pokonać bardzo silne i głęboko zakorzenione uprzedzenia rasowe. Historię tego wydarzenia opisano w książce Johna Carlinga pt. Playing the Enemy: Nelson Mandela and the Game That Made a Nation (sierpień 2008) oraz filmie Invictus wyreżyserowanym przez Clinta Eastwooda powstałym na kanwie tejże książki. Jak widać rugby może stanowić ostoję wielu pozytywnych cech, a nawet być orężem w walce z rasizmem i być pomocnym narzędziem przy jednoczeniu całych narodów. Warto aby media chętniej sięgały po tę dyscyplinę nie tylko ze względu na jej widowiskowość i walory sportowe, ale także ze względu na pozytywne cechy jakie ze sobą niesie.

Telewizja stanowi niezwykle skuteczne medium pośredniczące w popularyzowaniu rugby i wartości jakimi kierują się rugbiści. Komentatorzy relacjonujący mecze rugby na polskiej antenie mają wobec tego bardzo odpowiedzialne zadanie i wywiązują się z niego znakomicie. 

Autorem tekstu jest Alcatraz, dziękuję za udostępnienie go czytelnikom bloga.