MyMenu1

piątek, 28 lutego 2014

Calcutta Cup, Millenium Trophy, Triple Crown - czy wiesz co to jest?


Niedawno pisałem o meczu Szkocja – Anglia wspominając, że Anglia kolejny raz zdobyła Calcutta Cup. Po opublikowaniu artykułu w Internecie, część czytelników bloga oraz portalu RugbyPolska.pl zwróciła się z prośbą o dokładniejsze wyjaśnienie historii pucharu. Postanowiłem więc przedstawić kilka ciekawych informacji dotyczących zarówno Calcutta Cup jak i innych nagród, które towarzyszą rywalizacji najlepszych drużyn narodowych Europy.

Najważniejszym trofeum, o jakie walczą europejskie potęgi jest bez wątpienia Six Nations Cup. Puchar przyznawany jest zwycięzcy turnieju od 1993 roku a pierwszą reprezentacją, która go zdobyła była Francja. Został wykonany ze srebra przez prestiżową londyńską firmę Williams Comyns. Pojemność 3,75l wystarcza aby zmieścić w nim około pięciu butelek szampana… Puchar ma ciekawy kształt – składa się z 15 ścian, które symbolizują piętnastu zawodników znajdujących się na boisku, oraz 3 uchwytów, reprezentujących arbitrów prowadzących spotkanie – sędziego głównego i dwóch sędziów liniowych.

Uaktualnienie: 
W 2015 roku puchar został zamieniony na nowy. Na ważącej 7kg i mierzącej 75cm nagrodzie wygrawerowano dotychczasowych zwycięzców i przewidziano sporo miejsca na pomieszczenie nowych. Puchar wykonany jest ze srebra a w uchwytach umieszczono złote szóstki. Produkcją zajęła się prestiżowa londyńska firma Thomas Lyte a wykonanie zajęło ponad 200 godzin pracy. Sześć ścian reprezentuje sześć rywalizujących nacji, dodatkowo na trofeum znajduje się herb każdego z krajów oraz rok dołączenia do turnieju. Szczyt uwieńczony jest piłką do rugby w koronie a na całość składa się 50 elementów.



Kolejnym prestiżowym osiągnięciem jest wygranie Triple Crown, czyli potrójnej korony. Walczą o nią reprezentacje Anglii, Walii, Irlandii i Szkocji. Tytuł istnieje od pierwszej edycji turnieju Home Nations, który z czasem przeistoczył się w Five Nations, a później Six Nations. W inauguracyjnej edycji w 1883 roku wszystkie trzy mecze wygrała Anglia. Termin „Triple Crown” nie był wtedy powszechnie używany – zwrot trafił na stałe do słownika języka angielskiego – Oxford English Dictionary - dopiero w 1900 roku. Aż do 2006 roku zwycięska ekipa nie dostawała żadnego trofeum, dlatego na potrójną koronę mówiło się czasem „invisible cup”, czyli niewidzialny puchar. W 2006 roku główny sponsor Six Nations – Royal Bank of Scotland zlecił wykonanie nagrody firmie Hamilton & Inches. Od tego czasu Triple Crown trzykrotnie otrzymała reprezentacja Irlandii oraz dwukrotnie Walii. Do ciekawych statystyk należą osiągnięcia Walii i Anglii, które zdołały zdobyć potrójną koronę przez cztery lata z rzędu (Walia w latach 1976-1979, a Anglia 1995-1998), innym reprezentacjom nigdy nie udało się utrzymać korony na dłużej niż dwa sezony.

Najstarszym rugbowym trofeum jest Calcutta Cup – czyli puchar wręczany zwycięzcy meczu pomiędzy Anglią i Szkocją. Historia powstania tej nagrody sięga 1879 roku i wiąże się z klubem Calcutta Football Club z Indii. W 1872 roku rozegrano mecz w Kalkucie, który cieszył się olbrzymim zainteresowaniem i dał początek rugby w Indiach. W 1873 roku grupa absolwentów angielskiej Rugby School założyła tam klub rugby, który w początkowym okresie istnienia bardzo prężnie się rozwijał. W 1878 roku, doszło jednak do rozwiązania klubu z powodu wyjazdu pułku Armii Brytyjskiej stacjonującego w Kalkucie. Jego żołnierze byli zawodnikami i kibicami rugby, gdy ich zabrakło, miejscowa ludność straciła zainteresowanie dyscypliną preferując łatwiejsze sporty takie jak polo czy tenis. Niektórzy twierdzą, że prawdziwym powodem było zamknięcie działającego w klubie darmowego baru… Członkowie postanowili wypłacić 270 srebrnych rupii, które znajdowały się w kasie. Przetopili je na trofeum i podarowali RFU zachowując w ten sposób pamięć o klubie.  Puchar ma wysokość około 45 cm, na szczycie znajduje się statuetka indyjskiego słonia a uchwyty tworzą trzy kobry królewskie. Do drewnianej podstawy przytwierdzono tabliczki, na których widnieje data każdego z meczów, zwycięzca oraz nazwiska kapitanów. Niestety o puchar nie zawsze należycie dbano. Szczególnie sporo uszkodzeń odniósł w 1988 roku kiedy angielscy i szkoccy rugbiści postanowili użyć go jako piłki, kopiąc po ulicach Edynburga podczas powrotu z pomeczowej imprezy. Z tego powodu oryginalne trofeum znajduje się obecnie w Muzeum Rugby na Twickenham, a Anglia i Szkocja posługują się wiernymi replikami. 

Do mniej znanych pucharów przyznawanych przy okazji Six Nations należą Centenary Quaich – czyli nagroda przyznawana zwycięzcy meczu pomiędzy Szkocją i Irlandią. Zarówno wygląd jak i nazwa trofeum wywodzą się z tradycji celtyckiej. Terminem Quaich określano naczynie służące do picia, posiadające dwa uchwyty do trzymania i będące czymś pomiędzy pucharem a misą. W języku gaelickim szkockim Quaich oznacza „cup” – czyli puchar. Mimo że Szkocja i Irlandia grały ze sobą już 122 razy, nagroda jest stosunkowo młoda – pierwszy raz przyznano ją dopiero w 1989 roku.


Irlandia i Anglia grają o Millenium Trophy. Trofeum ma bardzo ciekawy i nietypowy kształt. Przedstawia hełm wikingów z dwoma rogami. Jest przyznawane od 1988 roku i zostało wprowadzone przy okazji obchodów tysiąclecia Dublina. Do tej pory Anglia zwyciężyła 17 razy a Irlandia 10.
Najmłodszą nagrodą jest Giuseppe Garibaldi Trophy. Trofeum przyznaje się od 2007 roku. Zostało zaprojektowane aby upamiętnić włoskiego rewolucjonistę, urodzonego w 1807 roku w Nicei – Giuseppe Garibaldiego, który zasłynął m.in. walką o zjednoczenie Włoch. Do tej pory Francja zwyciężyła pięć razy a Włochy dwa. Statuetka ma futurystyczny kształt, została zaprojektowana przez byłego reprezentanta Francji w rugby, który jest także cenionym rzeźbiarzem – Jean-Pierre Rivesa.


Na koniec warto wspomnieć o trofeum, którego nikt nie chce otrzymać. Mowa oczywiście o Wooden Spoon czyli drewnianej łyżce. Ten nieoficjalny tytuł przyznawany jest drużynie, która zajmie ostatnie miejsce  w turnieju. Tradycja wywodzi się z Cambridge University, gdzie pokaźnych rozmiarów drewnianą łyżkę (o długości ok 1,5m) otrzymywał student, który zdał egzamin z najniższym wynikiem. Dokładnie nie wiadomo w jaki sposób drewniana łyżka przywędrowała do rugby. Prawdopodobnie stało się to za sprawą absolwentów Cambridge, którzy grali w reprezentacji Anglii. Chociaż termin ma długą historię i na dobre zadomowił się w europejskim rugby, używany jest tylko jako metafora. W turniejach Home Nations, Five Nations oraz Six Nations, nie istnieje i nigdy nie istniało fizyczne trofeum drewnianej łyżki, które byłoby przyznawane ostatniej drużynie. 

Podobne trofea funkcjonują także przy okazji meczów Rugby Championship oraz starć najlepszych drużyn północnej i południowej półkuli. Ten temat opiszę szerzej innym razem.

wtorek, 25 lutego 2014

Tindall i Cueto w klubie 200


Piętnasta kolejka AP nie przyniosła aż tak dramatycznych rozstrzygnięć jak poprzednia runda. Największą niespodziankę sprawił zespół Gloucester, który pokonał Harlequins. Bardzo ciekawie wygląda walka o czwartą pozycję gwarantującą występ w play-offach. Rywalizują o nią trzy drużyny, a różnica między czwartym a szóstym zespołem wynosi zaledwie pięć punktów. Poniżej krótkie podsumowanie każdego z meczów. 

Bath – London Wasps 32:25 
Rugbiści Bath kolejny raz potwierdzili medalowe aspiracje, zwiększając imponującą serię zwycięstw na Rec do 12 meczów. Tym razem zaliczyli komplet punktów w spotkaniu przeciw ambitnemu zespołowi London Wasps. Gospodarze zdobyli trzy przyłożenia w pierwszej połowie – autorem dwóch był skrzydłowy Anthony Watson – i na przerwę schodzili prowadząc 25:13. Po zmianie stron goście zmniejszyli stratę do pięciu punktów, ale przyłożenie Kyle’a Eastmonda przesądziło o losach meczu. Dodatkowym powodem do radości dla kibiców Bath jest fakt, że klub ogłosił podpisanie trzyletniego kontraktu z jednym z najlepszych zawodników rugby trzynastoosobowego – Samem Burgessem. Eksperci wróżą mu wspaniałą przyszłość, łącznie z szybkim powołaniem do reprezentacji Anglii. 


Gloucester – Harlequins 25:20
Do największej niespodzianki doszło na Kingsholm, gdzie ekipa Gloucester pokonała Harlequins. Goście schodzili na przerwę prowadząc 7:13, ale po zmianie stron zespół grający w strojach w wiśniowo-białe pasy przejął inicjatywę. Celne kopy Roba Cooka oraz przyłożenie Matta Kvesica pozwoliły podopiecznym Nigela Davisa na zwycięstwo nad wyżej notowanym rywalem. Porażka Quins oznacza, że drużyna „wypadła” poza pierwszą czwórkę. Warto dodać, że mecz był jubileuszem Mike’a Tindalla, który rozegrał swoje dwusetne spotkanie w Premiership! Gratulacje!


Worcester Warriors – Sale Sharks 12:24
Taki sam sukces jak Mike Tindall świętował Mark Cueto. Utalentowany skrzydłowy zdobył przyłożenie już w piątej minucie meczu. Była to 85 „piątka” zdobyta przez Cueto, który jest rekordzistą pod względem przyłożeń w Aviva Premiership. Warto nadmienić, że zawodnik ten gra w Sale Sharks już 14 sezonów, a niedawno kolejny raz przedłużył kontrakt. Taka lojalność jest rzadko spotykana w profesjonalnym sporcie i zasługuje na najwyższe uznanie. Sharks pokonali Worcester już piąty raz w tym sezonie – zespoły spotykały się także w Amlin Challenge Cup i LV Cup. Zwycięstwo gości nie było zagrożone ani przez chwilę. W pewnym momencie przyjezdni prowadzili aż 0:21. Dobra postawa Sale pozwala im myśleć o zajęciu czwartej lokaty, choć nie będzie to proste zadanie… Worcester przegrał 15 ligowy mecz w tym sezonie i pozostanie wśród elity staje się coraz większym wyzwaniem. 


London Irish – Leicester Tigers 15:20
Osłabiona kontuzjami i nieobecnością reprezentantów kraju drużyna Leicester Tigers odniosła kolejne ciężko wywalczone zwycięstwo. Tigers pokonali dobrze dysponowany zespół London Irish i awansowali na czwarte miejsce w tabeli. Kluczowym zawodnikiem był Ben Youngs, który został odesłany do klubu przez trenera reprezentacji Anglii Stuarta Lancastera. Youngs poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa – był bliski zdobycia punktów i wypracował przyłożenie, które zapisał na swoim koncie Veroniki Goneva. 


Newcastle Falcons – Northampton Saints 16:22
Lider – Northampton Saints – pokonał przedostatnią drużynę tabeli Newcastle. W pierwszej połowie na boisku niepodzielnie panowali goście. Saints zdobyli trzy przyłożenia i wygrywali 6:19. Wyglądało na to, że bonusowa „piątka” jest tylko formalnością. Rugbiści Newcastle wyszli jednak na drugą połowę jakby byli inną drużyną. Ich gra uległa znacznej poprawie i goście zdołali zdobyć zaledwie trzy punkty. Falcons doprowadzili do wyniku kontaktowego 16: 22, ale na odebranie rywalom zwycięstwa nie starczyło im sił. Na pocieszenie zostaje punkt bonusowy, który może okazać się istotny w walce o pozostanie w szeregach Premiership. 


Saracens – Exeter Chiefs 23:10
Zespół Saracens, który jest wiceliderem tabeli, musiał się sporo natrudzić, aby pokonać ambitną drużynę Exeter. Goście rozpoczęli bardzo dobrze zdobywając punkty już w 9. minucie spotkania. Kibice ekipy z Allianz Park odetchnęli dopiero w 33. minucie, kiedy ich zespół doprowadził do remisu 7:7. Po zmianie stron przyjezdni ponownie przejęli prowadzenie trafiając karnego. Ich radość nie trwała jednak długo. Sarries odpowiedzieli przyłożeniem, a punkty z podstawki systematycznie dokładał Charlie Hodgson. 

poniedziałek, 24 lutego 2014

O zwycięstwo walczą cztery drużyny


Trudno wyobrazić sobie bardziej wyrównaną rywalizację. Po trzech rundach Six Nations aż cztery drużyny – Irlandia, Anglia, Walia i Francja – zgromadziły po 4 punkty, wygrywając po dwa spotkania i przegrywając jedno. Zwycięstwo w turnieju pozostaje więc sprawą otwartą, a kluczowymi meczami okażą się zapewne starcia Anglii z Walią i Francji z Irlandią.

W miniony weekend Irlandia straciła szansę na zdobycie Grand Slam i potrójnej korony, przegrywając na Twickenham z Anglią. Więcej na temat tego meczu pisałem w poprzednim artykule

Niezwyciężona do tej pory Francja, została wysoko pokonana przez Walię – 27:6. Podopieczni Warrena Gatlanda otrząsnęli się po nieudanym występie z poprzedniej rundy i zagrali jak na mistrzów przystało. Młynarze prowadzeni przez kapitana – Sama Warbutona – zdominowali rywali, pozwalając atakowi na znacznie większą swobodę. Na nietypowej dla siebie pozycji – środkowego ataku – wystąpił George North. Młody zawodnik poradził sobie bardzo dobrze. Zdobył przyłożenie i był mocnym ogniwem drużyny, mimo że w reprezentacji trójkolorowych grał duet utalentowanych centrów Bastareaud – Fofana.

W Rzymie reprezentacja Szkocji zanotowała pierwsze zwycięstwo, w dramatycznych okolicznościach pokonując Włochów 20:21. Po nieudanych występach w pierwszej i drugiej rundzie, Szkoci zostali bardzo mocno skrytykowani. Niektórzy eksperci posunęli się nawet do stwierdzenia, iż nie zasługują na grę w Six Nations… Chociaż pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 13:3, podopieczni Scotta Johnsona pokazali prawdziwy charakter. W drugiej  części meczu zdołali odrobić straty. Bohaterem został Duncan Weir, który trafił zwycięskiego dropgola na kilkanaście sekund przed końcowym gwizdkiem sędziego. 

W następnej rundzie Szkoci podejmą w Edynburgu Francję, Anglia zagra z Walią na Twickenham, a Włochów czeka wyprawa do Dublina. Poniżej skróty wszystkich trzech meczów.





niedziela, 23 lutego 2014

Anglia zwycięża w thrillerze na Twickenham


Anglia odniosła niezwykle cenne zwycięstwo na Twickenham. Podopieczni Stuarta Lancastera pokonali reprezentację Irlandii 13:10 i nadal liczą się w wyścigu po mistrzowską koronę.

Mecze pomiędzy Anglią i Irlandią toczą się od 1875 roku, a sobotnie spotkanie było 128 pojedynkiem tych reprezentacji. Jak zwykle obie ekipy wyszły na boisko niezwykle zmotywowane, dostarczając kibicom sporo emocji. 

Goście wystawili bardzo doświadczony skład. Pierwsza XV miała na koncie aż 724 mecze, aż o 423 więcej od przeciwników! Na pozycji środkowego ataku wystąpił Brian O’Driscoll, który rozegrał swój 139 mecz w reprezentacji, wyrównując rekord George’a Gregana! 

Młoda ekipa gospodarzy nie zlękła się rywali i postawiła bardzo wymagające warunki. Prym wiódł Mike Brown, który kolejny raz został wybrany najlepszym zawodnikiem, ale cały angielski zespół zagrał bardzo dobrze i zasłużył na słowa uznania. Obie drużyny zaprezentowały fantastyczną obronę. Mecz od pierwszych minut był twardą walką, obfitującą w mocne, brutalne starcia. Rugbiści Czerwonej Róży byli bliscy zdobycia punktów na początku pierwszej połowy, ale powtórka TMO pokazała, że piłka została wytrącona z rąk Jonnego Maya i przyłożenie nie zostało uznane. Mimo niebezpiecznych ataków, żadnej ze stron nie udało się sforsować agresywnej obrony rywali. Jedyne punkty zdobył Owen Farrell z karnego. Po 40 minutach było 3:0.

Druga część meczu rozpoczęła się od mocnego startu Irlandii. Najpierw dosyć proste przyłożenie zdobył Rob Karney, później Jonathan Sexton przeniósł grę głęboko na połowę rywali i goście zaczęli wyraźnie dominować. Ich wysiłki zostały nagrodzone karnym. W 49. minucie było 3:10. Gospodarze złapali jednak drugi oddech i otrząsnęli się z szoku. Owen Farrell zredukował stratę do czterech oczek trafiając karnego. W 56. minucie Danny Care zdobył punkty po pięknej akcji zapoczątkowanej przez Chrisa Robshawa i widowiskowym rajdzie Mike’a Browna. Gospodarze wygrywali 13:10 i taki wynik utrzymał się do końca spotkania. Pomimo ambitnych ataków, podopieczni Joe Schmidta nie zdołali odwrócić losów meczu. Anglicy wytrzymali napór i wywalczyli zwycięstwo z bardzo wymagającym rywalem. 

Obie ekipy nadal mają szanse na zwycięstwo w turnieju. W następnej rundzie Irlandia podejmie Włochów, a Anglia obrońców tytułu – Walię.

wtorek, 18 lutego 2014

Starcie rugby XV z rugby XIII


Dzisiaj ogłoszono bardzo ciekawą informację. 26 sierpnia odbędzie się mecz pomiędzy Sale Sharks i Salford Red Devils. Sale jest najlepszą ekipą północno-zachodniej Anglii występującą w Aviva Premiership i jest dobrze znana kibicom rugby XV, natomiast przeciwnicy reprezentują Manchester i okolice w trzynastoosobowej odmianie rugby. Jedna połowa spotkania będzie toczyć się według zasad trzynastek, a druga piętnastek. Mecz zostanie rozegrany na stadionie AJ Bell, gdzie występują oba zespoły. Dochód zostanie przeznaczony na cele charytatywne. Organizatorzy spodziewają się kompletu widzów i zadeklarowali zebranie co najmniej 50 000 funtów brytyjskich. Historia meczów pomiędzy dwoma kodami sięga 1996 roku, kiedy to ponad 62 000 kibiców obserwowało starcie Bath z Wigan. Podobny pojedynek odbył się w 2003 roku, Sale Sharks zwyciężyli wtedy St Helens 41:39. 

Jestem pewien, że także tym razem mecz okaże się hitem. Dołożę wszelkich starań, aby obejrzeć to nietypowe widowisko z trybun i przedstawić relację czytelnikom bloga.

niedziela, 16 lutego 2014

Podsumowanie 14 rundy Aviva Premiership


Tydzień temu pisałem o tym, że aż trzy mecze Aviva Premiership zakończyły się różnicą jednego punktu. Czternasta runda była równie ekscytująca. W pięciu z sześciu spotkań padł wynik kontaktowy, a margines wynosił pięć lub mniej punktów. Jedynie lider tabeli – Northampton Saints – zanotował w miarę komfortowe zwycięstwo; w pozostałych meczach losy ważyły się od ostatniej minuty. Walka o fazę play-off jest bardzo zacięta. Saints i Saracens wydają się być pewni awansu, ale na pozostałe dwa miejsca ochotę ma aż sześć ekip. Poniżej krótkie podsumowanie każdego z meczów.


Sale Sharks – Saracens 10:15
Niewiele brakowało, aby Sale Sharks powtórzyli wyczyn London Irish sprzed tygodnia i zatrzymali potężną ekipę Saracens. Piątkowy wieczór na AJ Bell Stadium był jak zwykle chłodny, deszczowy i wietrzny. Taka pogoda zdaje się jednak odpowiadać gospodarzom, którzy w tym sezonie opierają swoją taktykę na grze silnej formacji młyna. Mecz rozpoczął się od wymiany prób na bramkę wykonanych przez Hodgsona i Ciprianiego. W 36. minucie drużyna Sale perfekcyjnie wykonała maul autowy i Marc Jones zdobył jedyne w tym meczu przyłożenie. Danny Cipriani trafił podwyższenie i po 40 minutach było 10:3. W drugiej połowie goście systematycznie zmniejszali straty dzięki celnym kopom byłego łącznika ataku Sharks – Charliego Hodgsona. Sarries zdobyli w sumie 15 punktów z podstawki, co wystarczyło na wywiezienie czterech punktów z Salfordu. Brawa należą się jednak obu zespołom za rewelacyjną obronę, którą zademonstrowały w tym spotkaniu.


Harlequins – Newcastle Falcons 18:14
Ciekawy przebieg miało spotkanie na Twickenham Stoop. Po 27 minutach Harlequins wygrywali 12:0. Goście grali jednak bardzo ambitnie i zdołali zniwelować stratę oraz objąć prowadzenie. W 69. minucie, po przyłożeniu Alexa Taita, wygrywali 12:14 i zanosiło się na niespodziankę. Podobnie jak tydzień temu, rugbiści Quins w ostatnich minutach odwrócili losy spotkania. Ben Botica trafił karnego w 75. minucie, a tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego dołożył kolejne trzy punkty. Dzięki wygranej Harlequins znacznie zwiększyli swoje szanse na awans do play-off.


London Wasps – London Irish 20:23
London Irish wygrali trzeci mecz z rzędu. Tym razem wywieźli cztery punkty z Adams Park. Początek spotkania należał do gości. Ian Humphreys zdobył przyłożenie już w 3. minucie. Niedługo po nim na pole punktowe rywala przedarł się David Paice. James O’Connor dołożył dwa podwyższenia i karnego i po 22 minutach było 3:17. Gospodarze nie zamierzali się jednak poddawać. Zaczęli odrabiać straty i w 68. minucie doprowadzili do remisu 20:20. Warto dodać, że Irish grali w osłabieniu przez prawie całą drugą połowę – czerwoną kartkę dostał łącznik młyna Tomas O’Leary. Szczęśliwie dla nich Shane Geraghty zdołał trafić dropgola na siedem minut przed końcowym gwizdkiem sędziego i przyjezdni „dowieźli” zwycięstwo do końca.


Northampton Saints – Worcester Warriors 30:14
Starcie lidera i ostatniej ekipy w tabeli nie przyniosło niespodzianek. Rugbiści Northampton Saints odnieśli pewne zwycięstwo nad Worcester Warriors. Pierwsza połowa nie należała do najlepszych. Żadna ze stron nie zdołała zagrozić polu punktowemu przeciwnika, a punkty zdobywali tylko kopacze. Druga część spotkania była znacznie bardziej ekscytująca. W 43. minucie sędzia podyktował „karną piątkę” przeciwko Worcester. Dwie minuty później goście zapisali przyłożenie na swoim koncie i tracili do Saints tylko pięć punktów. W 52. minucie wiązacz Warriors – Jonathan Thomas – został ukarany czerwoną kartką. Chwilę później na 10 minut boisko opuścili Sam Betty oraz Sam Dickinson. Gospodarze wykorzystali przewagę i przypieczętowali zwycięstwo akcją za siedem punktów. Po 14 meczach Worcester nadal pozostają bez zwycięstwa, a strata do przedostatniej drużyny wzrosła do 11 punktów.


Exeter Chiefs – Bath 23:27
Pojedynek na Sandy Park był niezwykle zacięty. Zespół Exeter jeszcze nigdy nie zwyciężył Bath w Aviva Premiership, ale tym razem był bardzo bliski osiągnięcia historycznego sukcesu. Pierwsze punkty zdobył łącznik ataku Chiefs Gareth Steenson, który trafił karnego w 10. minucie. Chwilę później goście odpowiedzieli tym samym – egzekutorem był George Ford. W 26. minucie Ollie Devota zdobył przyłożenie dla Bath, a Ford dołożył dwa punkty z podstawki. Steenson kopnął karnego i zmniejszył stratę do czterech oczek. Tuż przed przerwą piłkę na polu punktowym Bath umieścił Ben White, Steenson dołożył podwyższenie i po 40 minutach gospodarze prowadzili 13:10. Po zmianie stron Exeter zwiększyli przewagę do sześciu punktów, jednak goście zrewanżowali się akcją za siedem. W 63. minucie przewaga przyjezdnych wzrosła do ośmiu punktów – było 16:24. Gospodarze zniwelowali stratę do jednego punktu dzięki przyłożeniu Iana Whittena i podwyższeniu Steensona. Ostatni kwadrans meczu zmienił się w zażartą walkę o każdy metr boiska. Gospodarze próbowali przedrzeć się przez obronę Bath i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Przyjezdni wytrzymali jednak napór i przypieczętowali wygraną karnym trafionym w ostatniej minucie meczu.


Leicester Tigers – Gloucester 11:8
Rugbiści Gloucester nie wygrali wyjazdowego meczu z Leicester Tigers od ponad siedmiu lat! W niedzielnym spotkaniu byli bardzo blisko przełamania złej passy. Doświadczenie mistrzów Anglii i gorący doping fanów na Welford Road sprawiły jednak, że także tym razem goście musieli uznać wyższość rywali. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 3:3, obie strony popełniały sporo błędów uniemożliwiających przeprowadzenie skutecznego ataku. Druga odsłona była lepsza. Charlie Sharples zdobył przyłożenie w 50. minucie i goście prowadzili 3:8. Mathew Tait wyrównał 17 minut później. Zanosiło się na podział punktów, ale na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem sędziego Toby Flood przerwał impas i trafił zwycięskiego karnego. Drużyna Leicester zanotowała ważne zwycięstwo i nadal liczy się w wyścigu o fazę play-off, ale jej forma daleka jest od poziomu, do jakiego przywykli kibice.

wtorek, 11 lutego 2014

Saracens zatrzymani! Saints nowym liderem Aviva Premiership!


W okresie trwania Six Nations angielska liga staje się jeszcze mniej przewidywalna niż zwykle. Najlepsze drużyny muszą radzić sobie bez zawodników powołanych do reprezentacji, a ekipy ze środka i dołu tabeli stają przed szansą na zdobycie cennych „skalpów” na silniejszych rywalach. Trzynasta runda Aviva Premiership potwierdziła tę regułę. Aż trzy mecze zakończyły się jednopunktową wygraną. Do największej niespodzianki doszło na Allianz Park, gdzie Saracens przegrali z London Irish. Nowym liderem został zespół Northampton Saints. Poniżej krótkie podsumowanie każdego z meczów.


Worcester Warriors – Leicester Tigers 22:23
Drużyna Worcester była o włos od sprawienia niespodzianki. Ostatnia ekipa w tabeli, która przegrała wszystkie mecze w tym sezonie, jeszcze na 10 minut przed końcem spotkania prowadziła z aktualnym mistrzem Anglii. Ostatecznie zwycięstwa nie udało się dowieźć do końca. Tigers wyszli z meczu obronną ręką dzięki dwóm przyłożeniom, które w pierwszej połowie zdobył Niki Goneva oraz celnym kopom Toby’ego Flooda. Mimo wszystko duże słowa uznania należą się gospodarzom, którzy pokazali prawdziwy charakter i wolę walki. Goście dominowali w młynach zwartych, ale w pozostałych elementach gry miejscowi radzili sobie bardzo dobrze. Niedawno klub z Worcester ogłosił, że ich szeregi wzmocni niezwykle doświadczony zawodnik Ryan Lamb, być może Warriors zdołają więc uchronić się przed spadkiem. Aktualnie tracą 10 punktów do Newcastle Falcons.

Sale Sharks – Gloucester 24:19
Rugbiści Sale zanotowali zwycięstwo z bonusem i awansowali na szóstą pozycję w tabeli. Mecz na AJ Bell Stadium rozpoczął się po myśli gości. Martyn Thomas zdobył przyłożenie już w pierwszej minucie. Gospodarze szybko otrząsnęli się z szoku. Rob Miller dwukrotnie wykończył skuteczny atak Sharks i przyłożył piłkę na polu punktowym rywali, dając prowadzenie swojemu zespołowi. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy żółtą kartkę dostał Sila Puafisi. Gospodarze wykorzystali przewagę i zdobyli punkty po maulu autowym. Po zmianie stron goście jeszcze bardziej ułatwili zadanie gospodarzom – James Hudson został odesłany z boiska na 10 minut. Młynarze Sale kolejny raz związali maula i zdobyli czwarte przyłożenie. Gloucester zdołali nieco zmniejszyć rozmiary porażki i wywieźć punkt bonusowy, jednak zwycięstwo Sharks nie było zagrożone.

Saracens – London Irish 13:22
Ekipa London Irish była autorem największej niespodzianki w tym sezonie. Nie tylko pokonała Saracens na ich własnym obiekcie, ale także udaremniła im zdobycie punktu bonusowego. Trzy przyłożenia w pierwszej połowie oraz celne kopy na bramkę zapewniły przyjezdnym przewagę 8:22. Po zmianie stron Irish skutecznie bronili prowadzenia. Gospodarze zdołali odpowiedzieć zaledwie jedną późną „piątką”, która nie mogło już odmienić losu meczu. Cała drużyna London Irish zagrała bardzo dobrze. Zawodnicy pokazali charakter i wielką ambicję. Mimo gry w osłabieniu przez 20 minut, ich wola walki nie osłabła. Szczególnie ciekawe były punkty zdobyte przez kapitana zespołu – George’a Skivingtona. Piłka została podkopnięta po ziemi aż pięć razy zanim znalazła się na polu punktowym. Takiej akcji i panowania nad piłką nie powstydziliby się najlepsi piłkarze. 


Bath – Newcastle Falcons 24:6
Zespół Bath wystąpił bez kilku podstawowych zawodników, którzy grali w Six Nations, ale zmiennicy godnie zastąpili nieobecnych. Mecz odbywał się w trudnych warunkach atmosferycznych, co wyraźnie wpłynęło na grę obu ekip. Kreowanie punktowych akcji przychodziło z trudem i pierwsza połowa zakończyła się remisem 3:3. Po zmianie stron gospodarze zdobyli przyłożenia w 48. i 52. minucie, co praktycznie przesądziło o losach meczu. Miejscowi poczynali sobie coraz śmielej, próbując sięgnąć po wygraną z bonusem. Do realizacji celu zabrakło jednak jednego przyłożenia.

Exeter Chiefs – Northampton Saints 16:17
Mecz na Sandy Park miał dramatyczny przebieg. W pierwszej połowie Gareth Steenson kopnął trzy karne dla Exeter. Goście odpowiedzieli przyłożeniami Jamesa Wilsona i Samu Manoa i schodzili na przerwę, prowadząc jednym punktem. Po zmianie stron pięć punktów zaliczył Dave Lewis, a Steenson dołożył dwa oczka z podwyższenia. Chiefs wygrywali 16:10. Taki wynik utrzymywał się aż do 77. minuty. Miejscowi kibice zaczynali już świętować zwycięstwo, ale Saints nie zamierzali się poddawać. Wielofazowa akcja zakończyła się przyłożeniem George’a Pisi. Stephen Myler trafił podwyższenie i odebrał zwycięstwo ambitnej ekipie Exeter. Wygrana – w połączeniu z „wpadką” Saracens – sprawiła, że zespół Northampton Saints jest nowym liderem.

Harlequins – London Wasps 11:10
Podobnie dramatyczny przebieg miało spotkanie na Twickenham Stoop. Przez większą część meczu przeważali London Wasps. Przyjezdni kreowali niebezpieczne sytuacje w ataku, spychając gospodarzy do defensywy. Młynarze gości stwarzali zagrożenie w grze maulem oraz zyskali przewagę w stałych fragmentach gry. Po jednym z młynów zwartych ich wysiłki zostały nagrodzone karną piątką. Joe Carlisle dołożył podwyższenie i pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3:10. Po zmianie stron punktowali już tylko zawodnicy Quins. W 50. minucie Ben Botica trafił karnego, a w 77. Sam Smith zdobył przyłożenie, zapewniając zwycięstwo swojemu zespołowi.

Podsumowanie drugiej rundy Six Nations


Drugi weekend Six Nations za nami. Pora na krótkie podsumowanie. Tym razem nie było thrillerów, takich jak mecz Francja – Anglia w pierwszej rundzie. Nie znaczy to jednak, że brakowało emocji. Największą niespodziankę sprawiło spotkanie Irlandia – Walia. Większość kibiców spodziewała się wyrównanego pojedynku. Z tą opinią zgadzali się także eksperci, którzy typowali mecz na styku, licząc, że Walia zagra lepiej niż w meczu z Włochami.

Okazało się jednak, że Irlandia gładko zwyciężyła 26:3, a całe spotkanie miało dość jednostronny przebieg. Olbrzymie słowa uznania należą się trenerowi Joe Schmidtowi oraz jego drużynie. Mecz w Dublinie był pokazem inteligentnego rugby ze strony gospodarzy. Przyjęta taktyka sprawdziła się w 100%! Irlandia stworzyła prawdziwą broń z ofensywnych autów, perfekcyjnie wykonując ten element gry. Trzecia linia zagrała wręcz popisowo, a przewaga zyskana w przegrupowaniach uniemożliwiała walijskim gwiazdom otrzymywanie szybkiej piłki i stwarzanie jakiegokolwiek zagrożenia. Leigh Halfpenny, George North oraz Alex Cuthbert byli więc praktycznie niewidoczni. Jonathan Sexton zagrał świetny mecz – oprócz skutecznych kopów na bramkę – bardzo mądrze grał nogą. Jeśli Irlandia utrzyma wysoką formę w kolejnych meczach, będzie mieć duże szanse na zwycięstwo w turnieju. Kibice Walii na pewno czują się zawiedzeni postawą ekipy. Mimo wysokiej porażki i marnego startu, szanse aktualnych mistrzów na obronę tytułu nie są jeszcze całkiem przekreślone. Sądzę, że Warren Gatland jest na tyle doświadczonym trenerem, iż zdoła wykorzystać przegraną do jeszcze większego zmotywowania swoich zawodników, aby w pełni wykorzystali potencjał jakim dysponują.

Podobnie jak Irlandia, także Francja zanotowała drugie zwycięstwo. Trójkolorowi pokonali Włochów 30:10. Pierwsza połowa meczu nie należała do najpiękniejszych. Kopacze obu zespołów mieli trudności z celnym egzekwowaniem karnych. W grę wdarło się sporo niedokładności i prostych błędów. Po 40 minutach gospodarze prowadzili na Stade de France 9:3. Po zmianie stron kibice byli świadkami fantastycznej gry, z jakiej od wielu lat znana jest reprezentacja Francji. W przeciągu dziewięciu minut ze stanu 9:3 zrobiło się 30:3. Popisowe zagrania Louisa Picamolesa oraz Wesleya Fofany przesądziły o wyniku spotkania. W ostatnie minuty meczu wdarło się trochę niepotrzebnych nerwów. Żółtą kartką został ukarany Sebastien Vahaamahina, a czerwoną Rabah Slimani i Michele Rizzo. Zwycięstwo Francji było dużo bardziej komfortowe niż to sprzed tygodnia. O sukcesie zadecydował jednak talent pojedynczych zawodników. W ekipie Phillippe Saint-Andre wciąż brakuje zgrania. Drużyna nadal gra nierówno, prezentuje momenty prawdziwego geniuszu, jak wspomniane dziewięć minut w drugiej połowie, ale często oddaje inicjatywę przeciwnikom, popełniając proste błędy lub grając bez pomysłu. Jeśli jednak w kolejnych meczach uda się wyeliminować niedoskonałości i zagrać nieco lepiej taktycznie, być może zdobywca drewnianej łyżki sprzed roku sięgnie po puchar…

O meczu Szkocja – Anglia pisałem w poprzednim artykule. Anglia wygrała Calcutta Cup. Dodam tylko, że pomysł Stuarta Lancastera, aby dać szansę młodym zawodnikom okazał się strzałem w dziesiątkę. Gracze stawiający pierwsze kroki w reprezentacji sprawdzili się znakomicie. Grają bez kompleksów i prezentują prawdziwy talent. Być może bardziej doświadczony skład nie pozwoliłby wykraść sobie zwycięstwa w Paryżu w pierwszej kolejce, ale nauka nabyta w starciach z europejską elitą oraz zaufanie trenera (który zdecydował się wystawić tę samą XV co w pierwszej rundzie) na pewno zaprocentują. Jestem pewien, że wielu graczy z aktualnego składu Anglii ujrzymy w Pucharze Świata.

niedziela, 9 lutego 2014

Anglia wygrywa Calcutta Cup


Anglia pewnie pokonała Szkocję na Murrayfield 20:0. Wysokie zwycięstwo oznacza, że podopieczni Stuarta Lancastera nadal liczą się w wyścigu po mistrzowską koronę. Podobnie jak tydzień temu przyłożenia zdobywali Luther Burrell i Mike Brown. Danny Care trafił dropgola, a pozostałe punkty dołożył z podstawki Owen Farrell. 

Mecz nie należał do najpiękniejszych. Fatalny stan murawy w Edynburgu dawał się we znaki zawodnikom obu ekip. Ostatecznie jednak, to przyjezdni lepiej poradzili sobie w trudnych warunkach. Trener gospodarzy – Scott Johnson – dokonał trzech zmian w składzie sprzed tygodnia. Tommy Seymour zastąpił Seana Maitlanda, Matt Scott Duncana Taylora, a debiutant Chris Fusaro wystąpił zamiast kapitana zespołu – Kelly’ego Browna. Te nieco kontrowersyjne roszady nie przyniosły jednak zamierzonych rezultatów. Szkocja nie zdobyła żadnego punktu. Ostatni raz bezpunktowa porażka w Calcutta Cup była udziałem Szkotów w 1978 roku! Stuart Lancaster zdecydował się dać drugą szansę swoim graczom i wystawił tę samą piętnastkę, co w meczu z Francją.


W ekipie Anglii kolejny raz dobrze zagrał Danny Care, który ponownie zapisał na swoim koncie dropgola. W trzeciej linii prym wiódł fantastyczny Billy Vunipola. Dobrą formę sprzed tygodnia, także tym razem potwierdzili nowi gracze ataku – Mike Brown i Luther Burrell. Obaj zawodnicy stawiają dopiero pierwsze kroki na arenie międzynarodowej, ale zbierają bardzo pozytywne i w pełni zasłużone recenzje za swoje wysiłki. 

Anglia zagrała mądrze, dostosowując taktykę do panujących warunków. Skuteczna obrona oraz dobrze wykonywane stałe fragmenty gry stanowiły platformę do ataków. Goście kontrolowali zawody niemal od samego początku, nie pozostawiając wątpliwości kto jest lepszy. Jeśli chodzi o Szkocję, to trudno dopatrzeć się zbyt wielu pozytywnych elementów w jej grze. Gospodarze przegrali pięć autów, zrobili 16 karnych i mieli aż 27 nieskutecznych szarż! Przy takich statystykach bardzo trudno wygrać mecz, zwłaszcza na światowym poziomie. Porażka mogła być jeszcze bardziej dotkliwa, gdyby Owen Farrell celniej egzekwował kopy na bramkę i gdyby goście skuteczniej wykańczali niebezpieczne ataki.

Na tablicy wyników, pierwszy zapisał się Danny Care, trafiając dropa w 5. minucie. Po kwadransie gry piłkę na polu punktowym przeciwnika przyłożył Burrell. Farrell dodał dwa punkty z podstawki i było 0:10. W 28. minucie Farrell trafił karnego. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:13. 11 minut po starcie drugiej połowy Alex Dunbar został ukarany żółtą kartką. Goście wykorzystali okres gry w przewadze. Po kilku próbach, na pole punktowe przebił się Brown. Farrell celnie podwyższył i w 59. minucie było 0:20. Taki wynik utrzymał się do końca meczu.

W następnej rundzie Szkocja zagra na wyjeździe z Włochami, a Anglia podejmie niepokonaną do tej pory Irlandię.


Szkocja – Anglia 0:20 (0:13)

Punkty dla Anglii: Owen Farrel (2p, 1k), Mike Brown 5 (P), Luther Burrell 5 (P), Danny Care 3 (1dp)

Szkocja: 1. Ryan Grant (42' 17. Alasdair Dickinson), 2. Ross Ford (42' 16. Scott Lawson), 3. Moray Low (69' 18. Geoff Gross), 4. Tim Swinson, 5. Jim Hamilton (69' 19. Jonny Gray), 6. Ryan Wilson, 7. Chris Fusaro, 8. David Denton (52' 20. Johnnie Beattie), 9. Greig Laidlaw (kpt) (64' 21. Chris Cusiter), 10. Duncan Weir, 11. Sean Lamont, 12. Matt Scott (72' 22. Duncan Taylor), 13. Alex Dunbar, 14. Tommy Seymour (64' 23. Max Evans), 15. Stuart Hogg.

Anglia: 1. Joe Marler (64' 17. Mako Vunipola), 2. Dylan Hartley (69' 16. Tom Youngs), 3. Dan Cole (75' 18. Henry Thomas), 4. Joe Launchbury (62' 19. Dave Attwood), 5. Courtney Lawes, 6. Tom Wood, 7. Chris Robshaw (kpt), 8. Billy Vunipola (69' 20. Ben Morgan), 9. Danny Care (73' 21. Lee Dickson), 10. Owen Farrell, 11. Jonny May (70' 23. Alex Goode), 12. Billy Twelvetrees, 13. Luther Burrell (73' 22. Brad Barritt), 14. Jack Nowell, 15. Mike Brown.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Podsumowanie pierwszej rundy Six Nations

Pierwsza runda Six Nations nie zawiodła. Kibice byli świadkami dobrych meczów. Starcie w Paryżu okazało się prawdziwym thrillerem. W trzech spotkaniach zdobyto 12 przyłożeń. Cieszy fakt, że trenerzy nie bali się podjąć ryzyka i dali szansę kilku młodym debiutantom. Po pierwszych pojedynkach niepokonane pozostają reprezentacje Walii, Irlandii i Francji. Poniżej kilka słów na temat każdego z meczów.




Ambitni Włosi nie zlękli się Cardiff


W pierwszym meczu tegorocznej edycji Six Nations Walia podejmowała Włochów w Cardiff. Aktualni mistrzowie stoją przed szansą na osiągnięcie historycznego sukcesu i dokonania czegoś, co nie udało się żadnej z ekip – wygrania Pucharu Sześciu Narodów trzy razy z rzędu. Po pierwszej kolejce ich cel jest o krok bliżej. Podopieczni Warrena Gatlanda zwyciężyli 23:15, ale ich występ był daleki od ideału. Mimo że skład gospodarzy jest pełen gwiazd europejskiego formatu, walijska machina nie działała tak dobrze jak oczekiwali tego kibice. Co prawda gospodarze prowadzili do przerwy 17:3, ale wynik ten nie do końca oddaje prawdziwy obraz gry. Włosi grali bez kompleksów, stwarzając sporo niebezpiecznych sytuacji. Bardzo bliski zdobycia punktów był rewelacyjny kapitan Sergio Parisse. Gospodarze popełnili wiele prostych błędów i nie zaprezentowali wysokiego tempa, do jakiego przyzwyczaili swoich fanów. Na początku drugiej połowy wysiłki Włochów przyniosły efekt. Środkowy ataku Michele Campagnaro zdobył przyłożenie i zmniejszył stratę do dziewięciu punktów. W 68. minucie ten sam zawodnik złapał przechwyt po złym podaniu Leigh Halpenny’ego i zaliczył drugie przyłożenie. Przewaga gospodarzy stopniała do pięciu punktów. Doświadczenie i zimna krew wzięły jednak górę. Halfpenny trafił karnego w 73. minucie i Walijczycy bezpiecznie dowieźli zwycięstwo do końca. Duże słowa uznania należą się ekipie Włochów. Przyjezdni grali bardzo ambitnie i pokazali, że ich drużyna ma spory potencjał. Walijczycy muszą znacząco poprawić swoją grę jeśli w przyszłym tygodniu chcą wywieźć korzystny rezultat z Dublina. 








Francja wykradła zwycięstwo w Paryżu
Najbardziej ekscytujący mecz pierwszej rundy Six Nations odbył się w Paryżu. Obie ekipy postawiły na młodych zawodników, którzy stworzyli wspaniałe widowisko. Francja potrzebowała zaledwie pół minuty, by objąć prowadzenie. Yoann Huget złapał piłkę po dobrym kopie Julesa Plissona i ku uciesze miejscowych kibiców na Stade de France, dał trójkolorowym prowadzenie 5:0.

Podwyższenie okazało się niecelne, ale wkrótce potem kopacze obu drużyn dołożyli po trzy punkty z karnych. W 11. minucie było 8:3. Siedem minut później gospodarze zdobyli drugie przyłożenie. Piłkę na polu punktowym rywali ponownie przyłożył Huget. Także tym razem podwyższenie okazało się niecelne, ale Jean Marc Doussain trafił karnego w 23. minucie, co dało Francji przewagę 16:3. Goście nie zamierzali się jednak poddawać. Debiutant Mike Brown zdołał przedrzeć się na pole punktowe rywali w ostatnich minutach pierwszej połowy. Przyjezdni złapali wiatr w żagle i początek drugiej części spotkania należał do nich. Danny Care były bardzo bliski zapisania na swoim koncie pięciu punktów, ale po konsultacji z sędzią TMO okazało się, że przyłożenie nie może być uznane. Anglicy nie pozostali jednak z pustym rękami. Owen Farrell trafił karnego i zmniejszył stratę do pięciu oczek.

Goście nadal napierali. Po pięknej akcji, Billy Vunipola oddał piłkę do Luthera Burrella, który wykończył akcję „w słupach”. Podwyższenie Farrella pozwoliło wyjść przyjezdnym na prowadzenie. Niedługo potem Danny Care dołożył trzy punkty z dropgola. Machenaud i Goode trafili po karnym. Do końca meczu pozostało zaledwie kilka minut i wydawało się, że pięciopunktowe prowadzenie będzie wystarczające, by zapewnić zwycięstwo Anglikom. Młoda ekipa Lancastera była o włos od sukcesu, na radość było jednak zbyt wcześnie. Dimitri Szarzewski zapoczątkował znakomitą akcję, którą wykończył Gael Fickou. Podwyższenie na wprost bramki było tylko formalnością. Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 24:26.

Mimo porażki w tak dramatycznych okolicznościach Stuart Lancaster zwrócił uwagę na wiele pozytywnych aspektów gry swoich podopiecznych. Billy Vunipola był jednym z najlepszych zawodników na boisku, Danny Care i Owen Farrell zagrali bardzo dobre zawody. Nieźle poradzili sobie debiutanci Luther Burrell i Jack Nowell. Drużyna pokazała charakter odrabiając straty i przez dużą część meczu była przeważającą stroną spotkania. Mimo wszystko główny cel nie został zrealizowany. Zastanawiające są zmiany, jakich w drugiej połowie dokonał Lancaster, szczególnie w formacji ataku. W moim odczuciu brak Dannego Care’a w finałowych minutach istotnie wpłynął na grę zespołu… Być może w kilku sytuacjach zabrakło zimnej krwi i doświadczenia. Jedno jest pewne, jeśli Anglia chce realnie myśleć o sukcesie nie może pozwolić sobie na więcej „wpadek”.



Pewne zwycięstwo Irlandii
Irlandczycy nie mieli żadnych problemów z pokonaniem Szkotów w Dublinie (28:6). Kapitan Paul O’Connell wypadł ze składu na kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania. Nie miało to jednak widocznego wpływu na podopiecznych Joe Schmidta. Pierwsza połowa była wyrównana. Jonathan Sexton trafił dwa karne, a Graig Laidlaw odpowiedział jednym. Punkty „do szatni” zdobył skrzydłowy Andrew Trimble. Po czterdziestu minutach było 11:3. Druga część spotkania w całości należała do gospodarzy. Irlandczycy zwiększyli tempo i z każdą minutą grali swobodniej. Przyłożenia zdobyli Jamie Heaslip i Rob Kaerney, a punkty z podstawki dodawał Sexton. Szkoci kolejny raz borykają się z problemem, który prześladuje ich od kilku sezonów. Mimo utalentowanych zawodników i okresów całkiem dobrej gry, mają duże kłopoty ze zdobywaniem przyłożeń. Bez skutecznego kończenia ataków będzie im bardzo ciężko wywalczyć korzystny rezultat z którymkolwiek z rywali. Irlandia pokazała się z dobrej strony. Ekipa ma duży potencjał i moim zdaniem jest jednym z faworytów do wygrania turnieju. Bardzo ważne będzie spotkanie z Walią, które odbędzie się za tydzień w Dublinie. Zwycięzca tego pojedynku może zyskać pewność siebie niezbędną do zwyciężenia w turnieju.