MyMenu1

wtorek, 30 grudnia 2014

11. kolejka Aviva Premiership


W okresie świątecznym angielska liga tradycyjnie już serwuje kibicom prawdziwą rugbową ucztę. Nie inaczej było i tym razem. 11. kolejka była niesłychanie emocjonująca. Aż sześć spotkań zakończyło się zwycięstwem gości. Poniżej krótka relacja z każdego meczu.

London Irish – London Welsh 24:9
Zmagania rozpoczęły się w piątkowy wieczór. Naprzeciw siebie stanęły dwie ekipy z dołu tabeli. Mecz z pewnością nie należał do ładnych. Sędzia zmuszony był ukarać czerwoną kartką Daniela Leo z London Irish oraz Toma Maya z London Welsh. Pierwsza połowa była dosyć wyrównana, jednak po zmianie stron gospodarze zaczęli dominować i ostatecznie przerwali złą passę porażek zapisując na swoim koncie zasłużone zwycięstwo. Beniaminek wyraźnie odstaje od reszty stawki – w 11 meczach Welsh stracili już ponad 500 punktów! Jako ciekawostkę dodam, że w ubiegłym sezonie aż 8 ekip zakończyło cały sezon tracąc mniej.


Harlequins – Northampton Saints 25:30
Hitem kolejki był mecz na Twickenham, który zgromadził 82 000 kibiców. Początkowo przeważał zespół Quins, który wyszedł na prowadzenie 8:0. Druga połowa była znacznie bardziej wyrównana. Mistrzowie pokazali jednak prawdziwą siłę charakteru i perfekcyjnie wykorzystywali nadarzające się szanse. Szczególnie dobrze grał, przechodzący w przyszłym sezonie do Toulon, Samu Manoa. Najpierw sam zdobył przyłożenie dla Saints a później wypracował sytuację, którą wykończył George North. Dzięki zwycięstwu zespół Northampton zachował pozycję lidera.


Newcastle Falcons – Saracens 23:25
Ciekawy przebieg miało spotkanie na Kingston Park. Ponad 9 000 fanów podziwiało jeden z najlepszych w tym sezonie występów Newcastle. Pierwsze 40 minut zakończyło się wynikiem kontaktowym 6:10. Po zmianie stron gospodarze szybko wyszli na prowadzenie 13:10 dzięki przyłożeniu Sinoti i podwyższeniu Socino. Zawodnicy Saracens odpowiedzieli odważną decyzją. W 54. minucie zamiast kopać na słupy zdecydowali się posłać piłkę w aut. Młynarze związali skutecznego maula i piłkę na polu punktowym przyłożył Tompkins. Farrell trafił podwyższenie, niedługo później dodał 3 punkty z karnego a Chris Ashton zdobył trzecie przyłożenie dla ekipy gości. W 73. minucie było 13:25. Zespół Falcons pokazał szpony w ostatnich minutach - Chris Harris dwukrotnie przyłożył piłkę na polu punktowym rywali. Niestety dla gospodarzy oba podwyższenia okazały się niecelne i Sarries wyszli z batalii zwycięsko.  


Sale Sharks – Leicester Tigers 30:32
Ten mecz miałem okazję obserwować z trybun. Sharks zgromadzili rekordową ilość fanów. Aż 11 247 kibiców obserwowało bardzo dobre spotkanie, w którym zdobyto aż 8 przyłożeń. Muszę przyznać, że atmosfera na wypełnionym po brzegi AJ Bell Stadium była wspaniała. Głośny doping wyraźnie zmotywował gospodarzy, którzy grali z olbrzymią ambicją i zdominowali rywali. Po 44 minutach Sale Sharks prowadzili 30:15 i zanosiło się na to, że zdołają pokonać niebezpiecznych przeciwników. Niestety niezbyt mocna ławka rezerwowych jest piętą achillesową ekipy Steve’a Diamonda w tym sezonie. Podobnie jak w kilku poprzednich meczach, Sale pozwolili przeciwnikom przejąć inicjatywę i Tigers zaczęli odrabiać straty. Przyjezdni przeprowadzili zwycięską akcję na 2 minuty przed końcem meczu. Gospodarze musieli zadowolić się dwoma punktami i z pewnością będą zawiedzeni, że zwycięstwa nie udało się dowieźć do końca. Kilka decyzji sędziego było dość kontrowersyjnych, w kilku akcjach zabrakło dokładności, ale niezależnie od tego Tigers zasłużyli na olbrzymie brawa za grę do końca i zwycięstwo w niemal przegranym spotkaniu.


Bath – Exeter Chiefs 31:14
Zespół Bath odnotował kolejne zwycięstwo i pokazał, że jest poważnym kandydatem do tytułu. Obecnie zajmuje drugie miejsce w tabeli tracąc jedynie 1 punkt do Northampton. Początkowo mecz był dosyć wyrównany. W 44. minucie na tablicy wyników było 14:14. Po wprowadzeniu na plac gry rezerwowych, gospodarze przyspieszyli tempo i zdobyli aż 17 punktów nie pozwalając rywalom na żadną odpowiedź. Warto dodać, że na boisku kolejny raz pojawił się Sam Burgess, ten zawodnik przykuwa obecnie sporą uwagę, wciąż jednak musi zdobyć więcej doświadczenia w rugby piętnastoosobowym.


Gloucester – Wasps 23:30
Wasps imponują ostatnio dobrą formą. Tym razem odnieśli cenne wyjazdowe zwycięstwo nad Gloucester. Na Kingsholm nikomu nie gra się łatwo i chociaż do przerwy przyjezdni prowadzili 14:24 to, po zmianie stron gospodarze, za sprawą celnych kopów Laidlawa zmniejszyli stratę do zaledwie jednego punktu. Ostatecznie Wasps zdołali jednak dowieźć zwycięstwo do końca i zanotowali pierwszą w tym sezonie wyjazdową wygraną.

środa, 24 grudnia 2014

Wszystkiego najlepszego!



Życzenia zdrowych radosnych i pogodnych Świąt 
oraz szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich czytelników bloga. 

Oby nadchodzący 2015 rok przyniósł jeszcze więcej wspaniałych chwil 
spędzonych z owalną piłką!

niedziela, 21 grudnia 2014

Sale Sharks pokonali Exeter Chiefs


W ostatni piątek wybrałem się na ligowe starcie pomiędzy Sale i Exeter. Podobnie jak poprzednio, także tym razem nie zawiodłem się. Mecz dostarczył wielu emocji i był pokazem dobrego angielskiego rugby. Co prawda warunki pogodowe nie sprzyjały szybkiej i otwartej grze, ale ekipa Steve’a Diamonda perfekcyjnie dopasowała taktykę i zademonstrowała jak niebezpieczna może być dobrze wykorzystana formacja młyna.

Silny deszcz sprzyjał gospodarzom, którzy wyraźnie zdominowali rywali. Danny Cipriani bardzo mądrze dowodził grą i kolejny raz był kluczowym zawodnikiem manchesterskiej drużyny. Być może Stuart Lancaster, który zasiadał na trybunach, zdecyduje się dołączyć zdolnego łącznika ataku do angielskiej reprezentacji. 

Ekipa Sharks niemal od pierwszych minut meczu, wykorzystywała swoją najgroźniejszą broń, czyli maule autowe. Kilka razy była bardzo bliska zdobycia punktów, ale obrona Exteter radziła sobie doskonale. W pewnym momencie Sale grali z przewagą dwóch zawodników i niemal cały czas zagrażali polu punktowemu. Nie udało im się jednak udokumentować przewagi i po 40 minutach prowadzili zaledwie 6:3.

Dopiero po zmianie stron gospodarze zdołali przełożyć przewagę w młynach zwartych i przegrupowaniach na zdobycz punktową. Po dobrze zaplanowanej akcji, punkty zdobył weteran Mark Cueto. Cipriani dołożył 2 punkty z podwyższenia, jednak Gareth Steenson szybko zmniejszył stratę trafiając karnego i po 54. minutach było 13:6. Sale nie ustawali jednak w wysiłkach i już wkrótce zdobyli drugie przyłożenie. Tym razem piłkę na polu punktowym przyłożył lider miejscowych - Danny Cipriani. Niestety łącznik ataku doznał kontuzji i musiał opuścić boisko. W 58. minucie gospodarze prowadzili 18:6. Trener był zmuszony dokonać kilku zmian. Po wprowadzeniu na plac gry rezerwowych mecz stał się bardziej wyrównany. Goście zaczęli atakować dużo śmielej i w 71. minucie zdobyli zasłużone przyłożenie. Mimo wysiłków żadna ze stron nie zdołała już zdobyć punktów i mecz zakończył się wynikiem 18:11.

W innych spotkaniach 10. rundy Aviva Premiership, Harlequins pokonali Newcastle Falcons 15:7. Saracens roznieśli London Welsh 78:7! Northampton Saints z trudem zwyciężyli Leicester Tigers 23:19, a Gloucester ulegli w derbach ekipie Bath 16:39. W niedzielnym meczu Wasps udanie zadebiutowali na nowym stadionie w Coventry i obserwowani przez ponad 28 000 kibiców pewnie wygrali z London Irish 48:16.

wtorek, 16 grudnia 2014

Oxford pokonał Cambridge



Podobnie jak przed rokiem, także tym razem drużyna Oxfordu zwyciężyła uniwersytecką batalię i pewnie pokonała Cambridge, przedłużając zwycięską passę do pięciu spotkań. Widowisko było dość jednostronne, a wynik 43:6 jest największym zwycięstwem w 133-letniej historii.

Początek spotkania należał do jasnoniebieskich, ale defensywa graczy w ciemnoniebieskich koszulkach Oxfordu była bardzo skuteczna. Pierwsze punkty, po ładnej indywidualnej akcji zdobył Sam Egerton - zawodnik, który w zeszłorocznym meczu został ukarany czerwoną kartką. George Cullen dodał 2 punkty z podwyższenia a Donald Stevens odpowiedział dwoma karnymi dla Cambridge. Przewaga ekipy Oxfordu stawała się jednak coraz bardziej wyraźna. Alexander Macdonald zdobył przyłożenie, a Cullen dołożył 5 punktów z kopów (karny i podwyższenie). Po 40. minutach ciemnoniebiescy prowadzili 17:6.

Po zmianie stron Oxford systematycznie powiększał przewagę. Przyłożenia zdobyli Tom Reeson-Price, Ian Williams, Gus Jones oraz bardzo skuteczny George Cullen, który łącznie zgromadził aż 18 punktów. Zwycięstwo było szczególnie przyjemne dla filara Oxfordu Lewisa Andersona, który jako pierwszy zawodnik w historii starć (sięgającej 1872 roku), zapisał na swoim koncie 5 wygranych z rzędu.

Jak zwykle, Varsity Match cieszył się dużym zainteresowaniem. Ponad 25 000 kibiców zasiadło na trybunach stadionu Twickenham w czwartkowe popołudnie. Dla tych, którzy nie mieli okazji obejrzeć meczu poniżej link do Youtube.

piątek, 12 grudnia 2014

Najlepsza XV 2014 roku

Koniec roku to dobry czas na podsumowania. Kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Niedawno zakończyły się bardzo ekscytujące jesienne testmecze. Zmagania ligowe oraz nowa formuła europejskich pucharów również dostarczyły niezapomnianych przeżyć. Postanowiłem więc wybrać najlepszą XV mijającego roku. Kilka decyzji nie było łatwych, w innych przypadkach wybór był oczywisty.  Zapraszam do zapoznania się z moim “dream team”.

15. Israel Folau 
Niezwykle groźny zawodnik, stwarzał olbrzymie zagrożenie niemal za każdym razem gdy był w posiadaniu piłki. Miał znakomity sezon w Super15. Najlepsi europejscy obrońcy - Mike Brown i Leigh Halfpenny tym razem byli nieco mniej widoczni.

14. Willie le Roux
Ten gracz przykuł uwagę kibiców na całym świecie. Świetnie radził sobie zarówno na pozycji skrzydłowego jak i obrońcy. Sprawiał wiele problemów defensywie rywali, skutecznie wykorzystując jej słabe punkty.

13. Tevita Kuridrani
Niesłychany postęp jaki zrobił ten zawodnik w przeciągu jednego sezonu, nie może pozostać niezauważony. Kuridrani nie ma zbyt wiele doświadczenia na arenie międzynarodowej, ale już stał się jednym z najmocniejszych punktów w ekipie Wallabies. 

12. Jean de Villers
Bardzo doświadczony zawodnik, który moim zdaniem miał jeden z bardziej udanych sezonów. Świetnie radził sobie zarówno na poziomie klubowym jak i w reprezentacji. Szkoda, że kontuzja jakiej niedawno doznał może wykluczyć go z Pucharu Świata w 2015 roku.

11. Julian Savea
Wybór lewoskrzydłowego przysporzył mi najmniej problemów. Savea nie miał sobie równych. Jest obecnie najbardziej niebezpiecznym graczem, potrafi zdobyć punkty zaczynając akcje z dowolnego punktu na boisku. Zazwyczaj potrzeba więcej niż jednego obrońcy aby go zatrzymać. Nic dziwnego, że określany jest jako następca Lomu.

10. Jonathan Sexton
Kluczowy zawodnik Irlandii, znakomicie dowodził grą reprezentacji. Perfekcyjnie realizował założenia taktyczne Joe Schmidta. Posiada wszystkie cechy, jakie powinien mieć łącznik ataku. 

9. Aaron Smith
Perfekcyjnie dowodzi grą All Blacks, zawsze znajduje się tam gdzie jest najbardziej potrzebny. Moim zdaniem Aaron Smith to aktualnie najlepszaą dziewiątka na świecie. 

1. Cian Healy
Doświadczony irlandzki zawodnik w ostatnich sezonach zmagał się z kontuzjami, w 2014 roku był jednak wyróżniającym się graczem i wg mnie zasłużył na miejsce w najlepszej XV.

2. Augustin Creevy
Znakomity młynarz, kluczowy zawodnik Argentyny. Stanowi duże zagrożenie w ataku, jego umiejętności odegrania piłki w kontakcie sprawiły, że zyskał przezwisko „Sonny Bill” Creevy.

3. Owen Franks
Jeden z najistotniejszych zawodników ekipy All Blacks. Znakomity filar, który w dużej mierze odpowiada za sukces w młynach zwartych.

4. Paul O’Connell
Najlepszy europejski zawodnik drugiej linii. Jest niezwykle doświadczony i świetnie sprawdza się jako lider, na którego można liczyć w trudnych sytuacjach.

5. Broddie Retallic
Zasłużenie wybrany najlepszym zawodnikiem roku. Retallic nie miał sobie równych w 2014 roku. 

6. Mamuka Gorgodze
Wybór lewego rwacza nie był prosty. Dobrze grali Jerome Kaino i Marcell Coetzee, ale moim zdaniem na szczególne wyróżnienie zasłużył „Gorgodzilla” – Gruzin jest obecnie światowej klasy trzecioliniowcem a jego wysoka forma przyciągnęła nawet uwagę francuskiego giganta - Toulon.

7. Michael Hooper
Na miano najlepszej siódemki zasłużyło dwóch kapitanów – Richie McCaw i Michael Hooper. Obaj prezentowali bardzo wysoką formę i świetnie przewodzili swoim ekipom. Ostatecznie jednak uznałem, że w tym sezonie Australijczyk był minimalnie lepszy.

8. Duane Vermeulen
Kolejny trudny wybór. Początkowo miałem zamiar wyróżnić Kierana Reada, ale ostatecznie zdecydowałem się na zawodnika Południowej Afryki. 

Trener: Joe Schmidt
Najlepszym trenerem był bez wątpienia Joe Schmidt. Ten wybitny szkoleniowiec osiąga sukces niemal wszędzie gdzie się pojawi. Irlandia pod jego wodzą ma bardzo udany rok, mimo że kilku kluczowych zawodników nie grało ze względu na kontuzje. 

niedziela, 7 grudnia 2014

Sale Sharks – Saracens 15:19


Po listopadowych zmaganiach reprezentacji uwaga europejskich kibiców rugby powróciła do potyczek ligowych oraz starć w European Rugby Champions Cup i Challenge Cup. Jak zwykle nie obyło się bez niespodzianek a wiele spotkań było bardzo zaciętych i ekscytujących.

Ja, podobnie jak w poprzedniej rundzie, wybrałem się na AJ Bell Stadium aby obserwować grę Sale Sharks. Tym razem przeciwnikiem była pełna gwiazd ekipa Saracens. W składzie przyjezdnych znaleźli się m.in. Chris Ashton, Owen Farrell, David Strettle czy Billy Vunipola. Sale Sharks pokazali już jednak, że mimo, iż nie posiadają najmocniejszej drużyny potrafią grać bardzo ambitnie i sprawiać spore problemy najlepszym.

Mecz rozpoczął się od prowadzenia gości, dla których 3 punkty z karnego zdobył były zawodnik Sale – Charlie Hodgson. Miejscowa ekipa odpowiedziała niemal natychmiast używając swojej najgroźniejszej broni w tym sezonie – maula autowego. W 7. minucie meczu piłkę na polu punktowym przyłożył „wiking” – Magnus Lund, a podwyższenie trafił Danny Cipriani. Niedługo później Hodgson popisał się piękną akcją, w której pokonał kilku obrońców. Owen Farrell dokończył to, co zaczął jego kolega i w 14. minucie Saracens prowadzili 7:8. Gra wyrównała się, obie strony testowały obronę rywala próbując rozwiązań siłowych. Żadnej nie udało się jednak przełamać defensywy. Kopacze – Cipriani i Farrell dodali po trzy punkty z podstawki i pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 10:11.

Po zmianie stron Sarries pokazali, że również potrafią skutecznie posługiwać się maulem autowym. W 44. minucie „wjechali” na pole punktowe Sale a 5 punktów zaliczył potężny Billy Vunipola. W 56. minucie boisko opuścić musiał Danny Cipriani, który doznał kontuzji nogi, w jego miejsce wszedł Nick MacLeod. W 61. minucie po znakomitej indywidulanej akcji, przyłożenie zdobył Andrei Ostrikov. Podwyższenie okazało się niecelne, ale przewaga gości stopniała do zaledwie jednego punktu. Owen Farrell dwukrotnie próbował trafić drop-gola, jedna z prób okazał się skuteczna i Saracens powiększyli prowadzenie do 15:19. Gospodarze nie zamierzali się jednak poddawać. Dopingowani przez wiernych kibiców ponawiali ataki i przez ostatnie minuty meczu stale zagrażali polu punktowemu przeciwników. Do sprawienia niespodzianki zabrakło bardzo niewiele, w pewnym momencie Sharks byli o pół metra od linii pola, jednak obrona gości okazała się bezbłędna. Końcowy gwizdek sędziego został przyjęty przez ekipę Saracens z prawdziwą ulgą. Po bardzo ciężkim meczu udało się zdobyć cztery punkty. Oznacza to, że Sarries nadal mają szansę zająć pierwsze miejsce w grupie. Dla Sale przygoda z pucharem jest już praktycznie zakończona, ale całej ekipie należą się spore brawa za świetną postawę zarówno w meczu przeciwko Saracens jak i Munster.

Ja z niecierpliwością czekam na wizytę kolejnego interesującego rywala, czyli zespół Clermont.

niedziela, 23 listopada 2014

Richie McCaw – najlepszy kapitan na świecie!


Kolejna runda jesiennych test meczów była równie ekscytująca jak poprzednie. Kibice mieli okazję obejrzeć wiele ciekawych meczów i ładnych akcji. Do najciekawszych z pewnością należało starcie Irlandii z Australią, nietypowy przebieg miało też spotkanie Walii z Nową Zelandią. Mistrzowie świata zwyciężyli 16:34, mimo że w 67. minucie wciąż przegrywali 16:15. Warto dodać, że Walia stara się pokonać Nową Zelandię od 1953 roku i była to jej 26 porażka z rzędu. Wygrana była szczególnie miłym prezentem dla kapitana All Blacks, który kolejny raz zapisał się na kartach historii.

Richie McCaw rozegrał swój setny mecz jako kapitan reprezentacji narodowej! Jest to niespotykany wyczyn, którego jeszcze nigdy nie osiągnął żaden rugbista. Drugi na liście, z wynikiem 84 spotkań, jest Brian O’Driscoll, który zakończył już karierę. Utalentowany rwacz, przez wielu kibiców i ekspertów uznawany za najlepszego na świecie (trzykrotnie wybierany graczem roku IRB), jest niezwykle skuteczny. Pod jego przewodnictwem Nowa Zelandia zwyciężyła aż 88 ze 100 meczów, tylko 10 razy uległa rywalom, a dwukrotnie był remis. McCaw swój pierwszy mecz jako kapitan reprezentacji rozgrał 10 lat temu, przeciwnikiem podobnie jak w setnym spotkaniu była Walia. Jego kariera pełna jest sukcesów i rekordów. Poniżej przedstawiam kilka najciekawszych. McCaw zwyciężył na każdym z wielkich rugbowych stadionów. Czterokrotnie zdobył mistrzostwo grając w Canterbury i czterokrotnie w Crusaders. 7 razy zwyciężył turniej Tri Nations i 2 razy Rugby Championship. Grał w trzech Pucharach Świata – w 2011 sięgnął po najcenniejsze rugbowe trofeum, puchar Williama Webb Ellisa. W 2013 wygrał z All Blacks wszystkie 14 meczów. Do tej pory zdobył 25 przyłożeń dla All Blacks.

McCaw zawsze prowadzi swoją drużynę będąc przykładem dla innych. Przyzwyczaił już wszystkich do fantastycznej pracy, jaką wykonuje w przegrupowaniach. Jego zaangażowanie, jakim wykazuje się na treningach oraz na meczach, jest często podkreślane przez trenerów, kolegów z drużyny i przeciwników.  Olbrzymie doświadczenie pozwala zachować mu zimną krew i podejmować słuszne decyzje nawet pod silną presją. McCaw jest przy tym bardzo skromny i stanowi wzór sportowca. Miałem zaszczyt oglądać jego grę na żywo już dwukrotnie. Mam nadzieję, że następny raz taka okazja nadarzy się na finale Pucharu Świata w 2015 roku. 

Poniżej krótki filmik przedstawiający Richiego w akcji.

niedziela, 16 listopada 2014

Jesienne test mecze na półmetku


Zgodnie z oczekiwaniami kibiców, jesienne test mecze okazały się bardzo ciekawe. Są one jednymi z ostatnich poważnych sprawdzianów przed zbliżającym się Pucharem Świata. Rugbiści z Południowej Półkuli jak zawsze stanowią duże zagrożenie. Połowa listopada to dobry okres na krótkie podsumowanie tego, co zobaczyliśmy do tej pory i małą ocenę brytyjskich potęg.

Anglia
Anglicy nie ukrywają tego, że ich celem jest ponowne zdobycie Pucharu Świata. Odkąd Stuart Lancaster został trenerem, reprezentacja przeszła korzystną metamorfozę. Drużyna ma duży potencjał i jest w stanie wygrać z każdym rywalem. Mimo tego, po dwóch meczach Anglia, jako jedyna z europejskiej elity pozostaje bez zwycięstwa. Tydzień temu lepsi okazali się All Blacks, którzy zagrali lepiej taktycznie, dostosowując grę do warunków atmosferycznych i zwyciężyli 21:24. W ten weekend drugi zespół w rankingu IRB – RPA zdołał odnieść wyjazdową wygraną w „twierdzy” Twickenham (28:31). Jak widać po wynikach różnica w obu spotkaniach była niewielka, jednak większość kibiców i ekspertów oczekiwała co najmniej jednego zwycięstwa. W meczu przeciwko RPA gospodarze popełnili zbyt wiele niewymuszonych błędów. Łącznik ataku Owen Farrell, wydaje się grać nieco poniżej swoich wysokich standardów, do których przyzwyczaił fanów. Być może nie jest jeszcze za późno, aby do składu dołączyła kolejna utalentowana dziesiątka – np. Danny Cipriani. Sporo mówi się także o parze centrów, trener próbował wielu kombinacji, ale jak na razie żadna nie wydaje się być w stu procentach zadowalająca. Dobrze działa za to duet drugiej linii – Dave Attwood i Courtney Lawes a rezerwowy Ben Morgan wniósł do gry wiele dynamiki. Za tydzień Anglia zagra z nieco słabszym przeciwnikiem – reprezentacją Samoa, a 29 listopada podejmie Australię. Jeśli ekipa czerwonej róży poprawi drobne błędy i wygra oba spotkania to wg mnie jesienne test mecze będzie można zaliczyć na plus. Jeśli jednak Wallabies okażą się mocniejsi to podopieczni Stuarta Lancastera będą musieli liczyć się z krytyką ze strony mediów i kibiców, bowiem apetyty zostały już rozbudzone i oczekiwania są bardzo wysokie. 

Walia
Reprezentanci Walii stanowili trzon British and Irish Lions, którzy zwyciężyli tourne w Australii. Zawodnicy tacy jak np. George North czy Leigh Halfpenny należą do światowej elity. Wielu kibiców sądziło więc, że Walia ma szansę królować nie tylko w Europie, ale również na świecie. W ostatnich miesiącach podopieczni Warrena Gatlanda stracili nieco ze swojego stylu, którym podbili serca kibiców. W ich grę wdarło się sporo błędów a przeciwnicy nauczyli się skutecznie przeciwstawiać atakom. Tydzień temu Walia przegrała z Australią 28:33, a w ten weekend musiała się sporo namęczyć aby pokonać Fidżi 17:13. Minimalne zwycięstwo zostało odebrane niemal jak porażka. Gospodarze grali słabo, pozwolili sobie narzucić chaotyczny styl i zamiast wykorzystać potencjał, oraz okres przewagi (jeden z zawodników Fidżi został ukarany czerwoną kartką), pozwolili się wciągnąć w walkę na warunkach gości. Kolejne mecze będą dużo trudniejsze, bowiem za tydzień do Cardiff przyjeżdżają All Blacks a za dwa tygodnie Springboks. Walia musi przede wszystkim wyeliminować błędy i zagrać dużo bardziej inteligentnie jeśli chce nawiązać równorzędną walkę z najlepszymi ekipami świata. 

Szkocja
Szkocja jest dla mnie najbardziej pozytywnym zaskoczeniem dotychczasowych meczów. Drużyna w końcu wykorzystuje drzemiący w niej talent. Zmieniła styl gry, atakując dużo odważniej, przestała polegać na punktach zdobytych z podstawki gra w bardziej widowiskowy i skuteczny sposób. Tydzień temu Szkocja komfortowo pokonała Argentynę 41:31. Było to pierwsze zwycięstwo nad Pumami na Murrayfield od 1990 roku! Gospodarze byli zdecydowanie lepszym zespołem, zwycięstwo mogło być znacznie wyższe, ale przyjezdni zdołali nieco zmniejszyć rozmiary porażki w ostatnich minutach. Ku zadowoleniu kibiców, Szkoci zdobyli aż 5 przyłożeń! W ten weekend do Edynburga przyjechali All Blacks i chociaż udało im się wygrać 16:24 to gospodarze mogą być dumni ze swojej postawy.  Co prawda Nowa Zelandia wystawiła nieco eksperymentalny skład, ale nie zmienia to faktu, że podopieczni Verna Cottera grali z mistrzami świata jak równy z równym. Za tydzień przeciwnikami Szkotów będzie Tonga. Jedynym zmartwieniem wydaje się być dość wysoka ilość kontuzji, aż 10 zawodników doznało urazów w ten weekend, ale sądząc po dotychczasowej postawie Szkoci powinni sobie poradzić z rywalami. 

Irlandia
Irlandia rozpoczęła jesienne test mecze bardzo udanie. Zwyciężyła dwa z dwóch dotychczasowych spotkań. Wygląda na to, że wybitny trener Joe Schmidt odnosi sukcesy wszędzie gdzie się pojawi. Irlandia prezentuje bardzo wysoką formę, jest dobrze poukładaną drużyną zdolną pokonać każdego rywala. Tydzień temu w Dublinie wygrała z reprezentacją RPA 29:15. Gospodarze grali lepiej taktycznie, popełniali mniej błędów i odnieśli zasłużone zwycięstwo nad jedną z najlepszych drużyn na świecie. W ten weekend na Aviva Stadium wystąpiła inna ekipa niż w poprzednią sobotę. Trener dokonał aż 13 zmian, dając się ograć zawodnikom, którzy normalnie nie występują w pierwszej XV. Gruzja walczyła bardzo dzielnie, do przerwy przegrywając zaledwie 9:0, jednak ostatecznie gospodarze okazali się zbyt silni komfortowo zwyciężając 49:7. Mecz potwierdził, że Irlandia ma bardzo utalentowaną grupę zawodników i że na każdej pozycji jest kilku wartościowych zmienników, którzy w razie potrzeby z powodzeniem zastąpią kolegów z pierwszego składu. Za tydzień Irlandia zagra z Australią i mimo że rywale zajmują trzecie miejsce w rankingu IRB, to gospodarze wystąpią w roli faworytów. 

sobota, 15 listopada 2014

Wysokie zwycięstwo Sale Sharks


Sobota była prawdziwą ucztą dla kibiców rugby. Danie główne stanowiły mecze międzynarodowe. Ja postanowiłem rozpocząć od przystawki i wybrałem się na AJ Bell Stadium gdzie obserwowałem ligowe starcie Sale Sharks z London Irish. Mecz został rozegrany o 12.00, aby nie kolidował z występami reprezentacji. 

Po dobrych występach przeciwko Leicester i Munster miejscowi kibice oczekiwali zwycięstwa z teoretycznie słabszym rywalem. Spotkanie rozpoczęło się od prowadzenia gości, Chris Noakes trafił karnego już w pierwszej minucie. Inicjatywa była jednak po stronie gospodarzy, którzy rozkręcali się z minuty na minutę. Rugbiści Sale podjęli odważną decyzję, mając karnego w dogodnej pozycji zdecydowali się kopnąć piłkę w aut. Okazało się to bardzo opłacalne, bowiem zakończyło się akcją za 7 punktów. Po udanej zagrywce w aucie, piłkę na polu punktowym rywali przyłożył David Seymour, Danny Cipriani dołożył podwyższenie i po 10 minutach Sharks powadzili 7:3. 5 minut później łącznik ataku manchesterskiej drużyny miał szansę na powiększenie przewagi, ale kop na bramkę okazał się niecelny. Chwilę później, London Irish otrzymali podobną szansę, ale kopacz także minimalnie się pomylił. 

W 30. minucie aplauz wzbudziła potężna szarża, którą popisał się Sammy Tuitupou. Gra musiała zostać wstrzymana, bo Chris Noakes potrzebował kilku chwil aby dojść do siebie. Niedługo później Cipriani znów stanął przed możliwością powiększenia powadzenia. Tym razem kop okazał się celny. Gospodarze coraz wyraźniej przeważali. W 35. minucie młynarz gości David Paice został ukarany żółtą kartką. Zawodnicy Sale skutecznie wykorzystali okres gry w przewadze. Najpierw zdobyli przyłożenie używając swojej najgroźniejszej broni – maula autowego (punkty trafiły na konto Dana Braida) a niedługo później zdemolowali rywali w kolejnym perfekcyjnie zorganizowanym maulu. Przeciwnicy próbowali bronić się niezgodnie z przepisami i sędzia przyznał karną piątkę a Luke Narraway został odesłany na ławkę kar. Cipriani dołożył punkty z podstawki i po 40. minutach Sharks prowadzili 22:3.

Po zmianie stron gospodarze, nadal grający w przewadze, kontynuowali napór. Sammy Tuitupou odebrał rywalom chęć do ataków. W przeciągu kilku minut skarcił przeciwników dwoma spektakularnymi szarżami, które wzbudziły olbrzymi entuzjazm na trybunach. W 49. minucie wysiłki graczy Sharks zostały nagrodzone drugą karną piątką, tym razem goście nie zdołali przeciwstawić się sile młyna zwartego. Cipriani nie miał żadnych problemów z prostym podwyższeniem i przewaga wzrosła do 29:3. Trener Steve Diamond wiedząc, że plan został wykonany i jego drużyna ma w kieszeni zwycięstwo z bonusem, zaczął wprowadzać na boisko rezerwowych graczy. W 56. minucie wymienił czterech zawodników a niedługo później dał odpocząć kolejnej czwórce. Gra nieco straciła na intensywności. Goście zaczęli nieco śmielej atakować starając się zmniejszyć rozmiary porażki. Ostatecznie udało im się zdobyć honorowe przyłożenie na 10 minut przed końcem spotkania. Ostatnie słowo należało jednak do miejscowych. Nick MacLeod popisał się ładnym zwodem oszukując dwóch przeciwników, a akcję wykończył Andy Forsyth. Celne podwyższenie ustaliło wynik na 36:8.


Mecz był miłym jubileuszem dwóch weteranów Sale Sharks – Will Cliff rozegrał swoje setne spotkanie a Marc Jones wystąpił w barwach Sale po raz sto pięćdziesiąty! Po spotkaniu rugbiści Sharks przyszli podziękować kibicom za doping, miałem więc okazję osobiście pogratulować świetnej gry najlepszemu zawodnikowi meczu – Samowi Tuitupou. Po tak wspaniałym rozpoczęciu rugbowej soboty z przyjemnością kontynuowałem ucztę oglądając międzynarodowe test mecze na ekranie telewizora. 

czwartek, 6 listopada 2014

Fantasy rugby

Listopad to miesiąc, który jest bardzo lubiany przez kibiców rugby. Najlepsze reprezentacje znowu staną ze sobą w szranki. Europa będzie starała się odeprzeć napór południowej półkuli. Czy to się uda? O tym przekonamy się już wkrótce. Żeby dodać jeszcze więcej smaku rywalizacji zapraszam do dołączenia do ligi fantasy rugby na espn scrum. Zwycięzca ligi dostanie ode mnie rugbowy t-shirt. Udział jest darmowy. Sczegóły poniżej:

Nazwa ligi: Rocky and friends
PIN ligi: 73696

wtorek, 28 października 2014

Najlepsze przyłożenia drugiej rundy Champions Cup

Druga runda European Rugby Champions Cup za nami. Jak można było się spodziewać europejska elita pokazała klasę. Poniżej krótki filmik przedstawiający kilka ciekawych akcji.

niedziela, 19 października 2014

Sale Sharks – Munster – thriller na AJ Bell Stadium


Pierwsza kolejka nowego turnieju – European Rugby Champions Cup, dostarczyła wielu emocji. Ja miałem okazję obserwować z trybun prawdziwy thriller. Sale Sharks podejmowali na własnym stadionie Munster. Chociaż przed meczem, mało kto wierzył w ich zwycięstwo, angielski zespół pokazał prawdziwy charakter, zagrał najlepszy mecz w tym sezonie i był bardzo bliski sprawienia niespodzianki.

Słynna „czerwona armia” – jak zwykło określać się fanów Munster – nie zawiodła. Przyjezdni kibice zjawili się na bardzo licznie i przez całe spotkanie prowadzili walkę na doping z lokalnymi. Atmosfera była rewelacyjna, nowy turniej wzbudził duże zainteresowanie i AJ Bell Stadium został wypełniony niemal w całości – na trybunach znalazło się blisko 10 000 ludzi.

Mecz był pokazem świetnego europejskiego rugby. Ranga spotkania pozytywnie wpłynęła na zawodników i widowisko było znacznie lepsze od ligowych potyczek w Aviva Premiership, które mam przyjemność regularnie obserwować.

Początek należał do gospodarzy, dobra gra ofensywna zaowocowała karnym na 20 metrze, którego w 6. minucie Danny Cipriani zamienił na 3 punkty. Odpowiedź Munster była niemal natychmiastowa, w 9 minucie piłkę na polu punktowym przyłożył David Kilcoyne a dwa punkty z podstawki dodał Ian Keatley. Po chwili Sale znowu przejęli inicjatywę, byli bliscy zdobycia przyłożenia po akcji Cipriani – Arscott, goście zdołali się jednak wybronić. Ataki miejscowej drużyny nie słabły, w 15 minucie po konsultacji z sędzią TMO, przyjezdni zostali ukarani karnym za celowe zbicie piłki. Szczęśliwie dla Munster, arbiter nie zdecydował się ukarać zawodnika żółtą kartką. Cipriani celnie egzekwował kop na bramkę i zmniejszył stratę do 1 punktu.

Nim zespoły wznowiły grę, doszło do kilkuminutowej przerwy. Sędzia Mathieu Raynal doznał kontuzji nogi i był zmuszony opuścić boisko. Jego miejsce zajął sędzia liniowy Laurent Cordona. W 18. minucie łącznik ataku Sale Sharks trafił karnego z 55 metrów i gospodarze znów znaleźli się na prowadzeniu. Gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie przyjezdnych, którzy zostali zepchnięci do defensywy. Ich obronę sforsował Magnus Lund. Cipriani dodał podwyższenie i w 25. Minucie było 16:7. 3  minuty później po fantastycznej akcji, środkowy ataku Johny Leota zamarkował podanie i znalazł drogę na pole punktowe rywali. Niezawodny Cipriani dodał kolejne dwa punkty i gospodarze prowadzili 23:7. Rozentuzjazmowani miejscowi kibice zagrzewali do gry swoich ulubieńców i byli dużo bardziej słyszalni niż przyjezdni, którzy wyraźnie przycichli. Sharks przeważali niemal w każdym elemencie gry, mimo że irlandzka ekipa była pełna gwiazd światowego formatu. Aplauz wzbudzała także świetna obrona Rekinów, szczególnie spektakularnie wyglądała szarża Sammy’ego Tuitupou, który zmiótł swojego vis-a-vis zmuszając go przy tym do wypuszczenia piłki. Pod koniec pierwszej połowy żółtą kartką ukarany został Tommy O’Donnell, jednak wynik nie uległ zmianie. Gospodarze schodzili na przerwę prowadząc z potężnym Munster 23:7.

Po zmianie stron gra wyrównała się, goście szybko wprowadzili na boisko kilku rezerwowych i mimo że pierwsze minuty znów należały do Sale, to zespół Munster zaczął zyskiwać przewagę. W 55. minucie napór gości przyniósł rezultat. Przyłożenie zdobył Andrew Conway a Ian Keatley trafił podwyższenie. Simon Zebo dalekim kopem przeniósł grę na terytorium gospodarzy i po kilku fazach ataku goście znów znaleźli się na polu punkowym. Tym razem, po obejrzeniu powtórki na wielkim ekranie, przyłożenie nie zostało uznane. Inicjatywa należała jednak do przyjezdnych, w 64. minucie doświadczony łącznik ataku Conor Murray przyłożył piłkę na polu punktowym. Keatley trafił podwyższenie z bardzo trudnej pozycji i przewaga gospodarzy stopniała do dwóch punktów.
W 67. minucie Cipriani trafił karnego i Sale prowadzili 26:21. Trzy minuty później goście odpowiedzieli tym samym. Zespoły znowu dzieliła różnica dwóch punktów. Nerwy udzielały się wszystkim. Czas działał na korzyść miejscowych, którzy dzielnie bronili korzystnego wyniku. Wyglądało na to, że dojdzie do sensacji – w 80. minucie Sale Sharks nadal wygrywali, piłka była jednak w posiadaniu gości. Ekipa Munster postawiła wszystko na jedną kartę – Ian Keatley zdecydował się na drop-gola z ok. 30 metrów. Kop nie należał do prostych, ale okazał się celny - zawodnicy Munster wykradli zwycięstwo. Spotkanie zakończyło się wynikiem 26:27.

Mecz był fantastycznym rugbowym widowiskiem. Gra stała na bardzo wysokim poziomie. Obie drużyny włożyły w starcie wiele serca i zaprezentowały ciekawą i niezwykle ambitną grę. Ostatnie minuty przerodziły się w prawdziwy thriller i mimo że jako kibic Sale Sharks wolałbym inne zakończenie to cieszę się, że mogłem być świadkiem takiego spektaklu. Na szczególne wyróżnienie zasłużyli obaj kopacze, którzy popisali się 100% skutecznością. Danny Cipriani zagrał jeden z najlepszych meczów i kolejny raz był kluczową postacią w ekipie gospodarzy. Jak widać, nowy format europejskich rozgrywek miał bardzo udany start. Jak zapewniali organizatorzy mecze, stały się bardziej zacięte a rozstrzygnięcia bardziej dramatyczne. O każdy punkt trzeba będzie ciężko powalczyć a słabych drużyn praktycznie nie ma. Każdy może wygrać z każdym. Z niecierpliwością czekam na kolejne spotkania, szczególnie na mecz Sale Sharks z Clermont.

wtorek, 14 października 2014

Wasps opuszczają Londyn!

Niedawno pisałem, że London Wasps zmienili nazwę. Jak się okazało był to tylko początek dużo większej rewolucji. Od kilku dni rozmowy wszystkich angielskich kibiców rugby dotyczą radykalnej decyzji, którą niedawno ogłosił klub. Stolica Anglii zniknęła nie tylko z nazwy – klub po niemal 130 latach pobytu w Londynie przeniósł się o ok. 130 km dalej, do Coventry. Jest to precedens w europejskim rugby. Decyzja wywołała zażarte dyskusje i skrajnie różne opinie. 

Kibice, którzy często związani byli z klubem od pokoleń, czują się oszukani i zdradzeni. Media społecznościowe wrą, a rozgoryczenie udziela się nie tylko fanom Waspsów, ale wszystkim brytyjskim kibicom. Jeden z najbardziej utytułowanych angielskich klubów (sześciokrotny mistrz Premiership i dwukrotny tryumfator Heineken Cup) z dnia na dzień odciął się od swoich korzeni. Nic dziwnego, że kibice są wściekli, ich lojalność została całkowicie zignorowana. Niektórzy już teraz zapowiedzieli, że kibicować będą drużynie Wasps FC, czyli amatorskiemu klubowi, który był kolebką profesjonalnej drużyny.


Chociaż fani Os zostali postawieni w bardzo niekomfortowej sytuacji i trudno jest im nie współczuć, warto przedstawić także drugą stronę medalu. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale dwa sezony temu Wasps byli bardzo bliscy bankructwa. Od katastrofy uchronił ich obecny właściciel, który w ostatniej chwili zapewnił stabilność finansową, ryzykując własnymi środkami. Jedna z głównych przyczyn, jaka stała za problemami klubu związana była ze słabym stadionem. Stosunkowo mała baza fanów, zwłaszcza biorąc pod uwagę sukcesy klubu, nie była w stanie zapewnić wystarczających zysków. Mecze przyciągały zaledwie ok. 5000–6000 kibiców, co oznaczało, że klub nie tylko nie zarabiał, ale co sezon popadał w coraz większe długi. Mówi się o stratach sięgających 3 milionów funtów brytyjskich każdego sezonu. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było znalezienie nowego obiektu. Wybór padł na nowoczesny, 30-tysięczny kompleks Ricoh Arena, gdzie oprócz stadionu znajdują się m.in. sale wystawiennicze, centrum handlowe i jedno z największych kasyn w Wielkiej Brytanii. Klub wykupił 50% udziałów i jak zapewnia, przeprowadzka do Coventry otworzy nowy wspaniały rozdział w historii Wasps i zagwarantuje długotrwały sukces. Żaden z obiektów w Londynie i okolicach nie spełniał oczekiwań, a budowa nowego była zbyt czasochłonna. Pomysł oficjalnie poparły największe znakomitości Wasps, takie jak Lawrence Dallaglio czy Joe Worsley.



Decyzja wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony zniknięcie z rugbowej mapy tak zasłużonego klubu byłoby prawdziwą tragedią, z drugiej zaś trudno oprzeć się wrażeniu, że kibice traktowani są tylko jak klienci, a lojalność, historia i tradycja nie mają szans w starciu z biznesową kalkulacją. Przeprowadzka zaplanowana jest na grudzień tego roku, pozostało więc niewiele czasu aby przyciągnąć na stadion obrażonych fanów i zwerbować nowych kibiców, bowiem pięciotysięczna publiczność na 30-tysięcznym obiekcie sprawia dość mizerne wrażenie i z pewnością nie gwarantuje sukcesu.

niedziela, 5 października 2014

Aviva Premiership – sytuacja po pięciu kolejkach


Pięć kolejek Aviva Premiereship za nami, pora więc na krótkie podsumowanie. Początek ligi w tym sezonie był bardzo ciekawy. Doszło do kilku niespodziewanych rozstrzygnięć. Każda z drużyn musiała chociaż raz zaznać goryczy porażki. Kibice byli również świadkami prawdziwych pogromów, w każdej kolejce przynajmniej jeden mecz zakończył się ponad 40-punktowym zwycięstwem. Jest to dość nietypowa sytuacja, bowiem angielska Premiership, ma opinię bardzo wyrównanej ligi a większość spotkań kończy się wynikiem kontaktowym.

O ile wysokie porażki beniaminka – London Welsh nie są wielkim zaskoczeniem, to „porządne lanie” zaliczyły też takie kluby jak Harlequins czy Leicester Tigers… Rewelacyjnie radzi sobie zespół Bath, który gra bardzo dobre i ekscytujące rugby. Już od kilku sezonów trenerzy i zawodnicy zapowiadali powrót do walki o najwyższe trofea i sądząc po dotychczasowej formie ich obietnice w końcu przekładają się na efekty. Bath zwyciężyli już m.in. Saracens, a także wysoko pokonali swoich największych rywali Leicester Tigers.

To właśnie zespół z Wetford Road jest najczęstszym tematem rozmów angielskich kibiców. Tigers cierpią na prawdziwą plagę kontuzji. Około dwudziestu zawodników jest niezdolnych do gry i stan ten przekłada się na rezultaty. Drużyna Lecester ma na koncie tylko dwa zwycięstwa. Musiała uznać wyższość London Irish, Bath i Gloucester. Chociaż wysokie przegrane (z Bath 0:45 i z Gloucester 16:33), są czymś nietypowym dla dziesięciokrotnych mistrzów Anglii, to wg. mnie jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie aby skreślać ich z walki o medale. Jestem pewien, że drużyna będzie chciała odbudować nadszarpniętą dumę, szczególnie, gdy do składu powrócą aktualnie nieobecni gracze.

Trudną lekcję gry wśród elity przechodzą London Welsh. W pięciu meczach beniaminek stracił aż 249 punktów! Aby pozostać w gronie najlepszych zespół będzie musiał zdecydowanie poprawić defensywę. Silnym punktem drużyny jest jeden z najlepszych łączników młyna na świecie – Piri Weepu. Miałem przyjemność obserwować grę tego zawodnika na żywo, gdy Welsh gościli na AJ Bell Stadium w trzeciej rundzie Aviva Premieship. Jednak nawet jego talent na niewiele się zda, jeśli drużyna nie poprawi obrony 1 na 1.

Jako, że do Pucharu Świata pozostało coraz mniej czasu, występy w lidze są najlepszą okazją aby przekonać trenera reprezentacji o swojej formie. Szczególnie zawodnicy, którzy walczą o stałe miejsce w kadrze wykorzystują tą okazję. Najlepszym przykładem jest chyba Danny Cipriani, który od pewnego czasu zbiera niezwykle pochlebne opinie. Łącznik ataku przeszedł metamorfozę i jest w najlepszej formie w życiu, dyrygując grą Sale Sharks niczym najwyższej klasy wirtuoz. Drugim zawodnikiem godnym uwagi, który jest w znakomitej formie jest Kyle Eastmond. Były gracz rugby league, stanowi niezwykle skuteczną ofensywną broń ekipy Bath. Być może obu zawodników zobaczymy wkrótce w występujących w jesiennych test meczach, a kto wie może również na RWC 2015.

Aviva Premiership jak zwykle jest niezwykle ekscytująca a obecny sezon rozpoczął się bardzo ciekawie. Rywalizacja z pewnością dostarczy kibicom jeszcze wiele emocji. Z niecierpliwością czekam na kolejne mecze, szczególnie, że jestem szczęśliwym posiadaczem karnetu na wszystkie spotkania mojej ulubionej drużyny.

piątek, 12 września 2014

Kup bilety na Puchar Świata w rugby!



RWC 2015 zbliża się wielkimi krokami. W Anglii coraz częściej widzi się przygotowania do największej rugbowej imprezy na świecie. Dziś kolejna niezwykle ważna data, na którą czekali kibice na całym świecie. Ruszyła sprzedaż biletów! Co prawda szczęśliwcy będący zarejestrowanymi członkami RFU mogli dokonać zakupów już kilka miesięcy temu, ale dla większości fanów kluczową datą jest 12 września.

Do sprzedaży trafiło milion biletów, można je kupować od dziś do 29 września 2014 roku. Ceny są bardzo przystępne, najtańsze miejsca kosztują 15 funtów dla dorosłego i 7 funtów dla dziecka. Kibice mogą nabyć do czterech biletów na mecz, a dla osób pragnących wybrać się większą grupą przewidziano 15 spotkań, na które można zamówić do 15 miejsc.

Warto dobrze się zastanowić, na które spośród 48 meczów się wybrać. Nie ma znaczenia, kiedy dokona się rezerwacji. Ważne, aby zmieścić się w terminie 12-29 września. Jeśli będzie więcej chętnych niż wolnych miejsc, szczęśliwcy zostaną wybrani drogą losowania. Każdy ma więc równe szanse.

UWAGA! bardzo ważna informacja. Zakupów należy dokonywać tylko na oficjalnej stronie Pucharu http://tickets.rugbyworldcup.com/ gdzie najpierw trzeba założyć konto. Rejestracja jest prosta i szybka i nie powinna sprawić problemów. Organizatorzy przestrzegają przed kupnem z innych źródeł, gdzie można paść ofiarą oszustów.

Jeśli ktoś dokona zakupu, a z jakichś przyczyn nie będzie mógł wybrać się na mecz, bilety będzie można odsprzedać na oficjalnej stronie.

Gorąco zachęcam wszystkich kibiców i pasjonatów rugby do rejestracji na http://tickets.rugbyworldcup.com/ i wzięcia udziału w największym święcie rugby. Puchar Świata, który odbędzie się w Anglii w 2015 roku, dla wielu z nas jest pewnie najlepszą okazją do zasmakowania tej niebywałej atmosfery. Za 4 lata impreza trafi do Japonii, a kiedy znowu zawita w Europie nie wiadomo. Warto więc dołożyć wszelkich starań by spełnić marzenia już teraz.

Do zobaczenia na meczach!

środa, 3 września 2014

Aviva Premiership – zapowiedź sezonu 2014/2015


Już za kilka dni startuje nowy sezon Aviva Premiership. Angielska liga przez wielu kibiców i ekspertów rugby uważana jest za jedną z najlepszych i najbardziej ekscytujących na świecie. W ostatnich dziesięciu latach aż sześć różnych klubów stawało na najwyższym stopniu podium. W sezonie 2013/2014, jeszcze na dwie kolejki przed końcem rundy zasadniczej, sześć zespołów miało szansę na awans do fazy play-off. Wygląda na to, że Puchar Świata, który w 2015 roku odbędzie się w Anglii, doda jeszcze więcej smaku do i tak bardzo zawziętej rywalizacji. Podobnie jak w poprzednich latach, także tym razem zapraszam do zapoznania się z informacjami, jakie przygotowałem na temat każdej z drużyn. Tradycyjnie pokusiłem się również o wytypowanie ostatecznej kolejności, w jakiej moim zdaniem kluby zakończą rundę zasadniczą. Pod nazwą każdej drużyny podaję przewidywaną pozycję, a liczba w nawiasie oznacza miejsce z poprzedniego sezonu w rundzie zasadniczej.


Saracens 1 (1)
W ostatnich latach Saracens stali się prawdziwą potęgą. Klub przeszedł sporą metamorfozę i obecnie należy do ścisłej elity, w każdym sezonie stawiając sobie za cel najwyższe trofea. Porażka w finale Premiership i Heineken Cup na pewno dodatkowo zmotywuje ekipę, bowiem zarówno zawodnicy, jak i sztab szkoleniowy są głodni sukcesów. Szeroki skład, pełen doświadczonych zawodników, zmienił się w niewielkim stopniu. Jedyną poważną stratą będzie brak kapitana Steve’a Borthwicka, który zakończył karierę. Nowym liderem został Alastair Hargreaves. Saracens wiodą prym nie tylko na boisku. Klub jest prekursorem wielu ciekawych rozwiązań i wydaje się być zawsze o krok przed rywalami. Począwszy od organizowania meczów przyciągających dziesiątki tysięcy kibiców (m.in. na stadionie Wembley), poprzez grę na nowoczesnym obiekcie Allianz Park ze sztuczną murawą, a na wyjazdach integracyjnych (np. na Octoberfest, do Nowego Jorku czy do Afganistanu) kończąc. Opieka klubu nad graczami Saracens i ich rodzinami jest powszechnie znana w Anglii – na obiektach klubu założono np. przedszkole dla dzieci zawodników. Trenerzy mając do dyspozycji grupę światowej klasy rugbistów, przyjęli politykę dużej rotacji składu, dzięki czemu gracze nie są nadmiernie eksploatowani, a zmiennicy są równie skuteczni jak „pierwsza XV”. Sądzę, że Sarries kolejni raz będą bardzo trudni do pokonania i tym razem zakończą sezon z co najmniej jednym pucharem.

Transfery:
Doszli: Jim Hamilton (Montpellier), Juan Figallo (Montpellier), Mike Ellery (Reprezentacja Anglii w rugby 7), Kieran Longbottom (Force)
Odeszli: Steve Borthwick (zakończył karierę), Nick Auterac (Bath), Matt Stevens (Natal), Max Crumpton (Bristol), James Short (London Irish), Nick Fenton-Wells (Bedford), Jared Saunders (Bedford), Eoin Sheriff (Bedford), Tom Jubb (Plymouth Albion), Joel Tomkins (Wigan RL), Michael Tagicakibau (Scarlets)


Leicester Tigers 2 (3)
Najbardziej utytułowany angielski klub, dziesięciokrotny mistrz i jedyny zespół, który wystąpił w dziewięciu finałach ligi z rzędu. Poprzedni sezon Tigers zakończyli na trzecim miejscu, kończąc walkę o złoty medal w półfinałach. Ten rezultat traktowany jest na Welford Road jako niepowodzenie i zarówno trener Richard Cockerill, jak i jego drużyna będą starali się wypaść lepiej i spróbują sięgnąć po najwyższe laury w Anglii lub Europie. Tigers wzmocnili formację młyna trzema reprezentantami Włoch – do składu dołączą: młynarz Leonardo Ghiraldini, filar Michele Rizzo i trzecioliniowiec Robert Barbieri. Odważnym posunięciem było pozyskanie łącznika ataku Freddiego Burnsa, który jest bardzo utalentowanym zawodnikiem, ale w ekipie Gloucester prezentował nierówną formę. Jeśli jednak Burns szybko wpasuje się w styl gry swojej nowej drużyny, to może stać się idealnym graczem do uaktywnienia i pełnego wykorzystania potencjału bardzo silnej formacji ataku. Manu Tuilagi, Vereniki Goneva czy Christian Loamanu są niezwykle trudni do zatrzymania, zwłaszcza jeśli piłkę rozprowadza zdolna dziesiątka. Sądzę, że Tigers będą niezwykle trudnym przeciwnikiem i moim zdaniem w tym sezonie są jednym z faworytów do tytułu.

Transfery:
Doszli: Freddie Burns (Gloucester), Laurence Pearce (Rotherham), Christian Loamanu (Treviso), Leonardo Ghiraldini (Treviso), Robert Barbieri (Treviso), Michelle Rizzo (Treviso), Seremaia Bai (Castres), Aniseko Sio (bez klubu), Ricardo Brugnera (z akademii)
Odeszli: Thomas Waldrom (Exeter), Boris Stankovich (NG Dragons), Ryan Lamb (Worcester), Ryan Bower (Worcester), Toby Flood (Toulouse), Scott Steele (London Irish), George Chutter (zakończył karierę), Joe Cain (zakończył karierę), Rob Hawkins (Newcastle), Harry Wells (Bedford), Jerome Schuster (Tarbes), Pasqualle Dunn, Lucas Guillaume, Harry Rudkin, Daniel Bowden (Blues), Henry Purdy (Gloucester), Michael Noone (Jersey)


Northampton Saints 3 (2)
Po tryumfie w sezonie 2013/2014, rugbistów Saints czeka zupełnie nowe i niezwykle trudne wyzwanie – obrona tytułu. W myśl zasady „bij mistrza”, każdy z przeciwników będzie dodatkowo zmotywowany, aby zdobyć cenny skalp na „Świętych”. Trener Jim Mallinder, który po sukcesie podpisał z klubem kontrakt na kolejne pięć lat, dysponuje niemal tą samą, zwycięską ekipą co w poprzednim sezonie. Przy tak silnym składzie Northampton Saints nie ma się co dziwić, że ruch na rynku transferowym był niewielki. Gwiazdy grające w reprezentacjach krajów, jak np. Alex Corbisiero, Dylan Hartley, Courtney Lawes, Tom Wood, Lee Dickson, Stephen Myler, Ben Foden, George North czy Samu Manoa należą do światowej elity. Utalentowani zawodnicy w połączeniu z wybitnym trenerem kolejny raz będą mierzyć w najwyższe trofea i kolejny raz będą niezwykle trudni do zatrzymania. Ich słabym punktem może stać się ich największy atut. W okresie gdy większość najlepszych zawodników zostanie powołana na mecze kadry, Saints odczują stratę bardziej niż inne zespoły. Sądzę, że mogą wtedy stracić ligowe punkty, ale miejsce w play-offach i tak wydaje się być niemal pewne.

Transfery:
Doszli: Alex Day (z akademii), Tom Stephenson (z akademii), Joel Hodgson (Newcastle Falcons)
Odeszli: Gerrit-Jan van Velze (Worcester), Danny Herriott (Jersey), Ryan Glynn (Jersey), Paul Diggin (zakończył karierę), Sam Harry, Fa’atoina Autagavaia (USO Nevers)


Bath 4 (5)
Bath, który należy do najbardziej utytułowanych angielskich klubów, pragnie powrócić do czasów świetności. W latach dziewięćdziesiątych był jedną z największych rugbowych potęg w Europie. Dobry poprzedni sezon, zakończony na piątym miejscu, oraz zastrzyk pieniędzy od nowego właściciela sugerują, że plan może się powieść. Najbardziej spektakularnym transferem było pozyskanie gwiazdy rugby trzynastoosobowego – Sama Burgessa. Ten utalentowany gracz, przez wielu ekspertów uważany jest za następcę Jasona Robinsona, wróży mu się świetlaną przyszłość i oczekuje, że szybko stanie się liderem nie tylko drużyny Bath, ale także reprezentacji Anglii. Czy transfer między kodami rzeczywiście okaże się tak korzystny, o tym przekonamy się w przeciągu najbliższych miesięcy. Innym kluczowym graczem z pewnością będzie łącznik ataku George Ford, który w poprzednim sezonie zdobył ponad połowę wszystkich punktów swojej drużyny. Oczekiwania wobec ekipy są wysokie, a awans do fazy play-off traktowany jest na Recreation Ground jako minimum. Jeśli zawodnicy będą w stanie wytworzyć w sobie mentalność zwycięzców i poradzą sobie z presją meczów wysokiej rangi, to kto wie, może będziemy świadkami narodzin nowego potentata.

Transfery:
Doszli: Henry Thomas (Sale Sharks), Nick Auterac (Saracens), Sam Burgess (South Sydney Rabbittohs), Luke Arscott (Exeter Chiefs), Grant Shiells (Newcastle Falcons), Will Spencer (z akademii)
Odeszli: Anthony Perenise (Bristol), Nick Koster (Bristol), Nick Abendanon (Clermont Auvergne), Charlie Beech (Leeds Carnegie), Tom Biggs (Worcester Warriors), Eusebio Guinazu, Ryan Caldwell (Exeter Chiefs), Tom Heathcote (Edinburgh), Martin Roberts (Ospreys)


Sale Sharks 5 (6)
Tradycyjnie najtrudniej jest mi przewidzieć formę mojej ulubionej drużyny, której kibicuję od wielu lat. Sale Sharks pod przewodnictwem Steve’a Diamonda są nieobliczalni. Dwa sezony temu omal nie spadli z ligi, a w następnym włączyli się do walki o fazę play-off i bez większych trudności zagwarantowali miejsce w European Rugby Champions Cup. Kluczowym zawodnikiem jest Danny Cipriani, którego forma stale rośnie. Oprócz niego warto zwrócić uwagę na Marka Cueto, który jest rekordzistą pod względem zdobytych przyłożeń w Premiership. Do zespołu dołączyli m.in. Alberto di Marchi i Nathan Hines oraz były zawodnik Sale – Magnus Lund – wszyscy wzmocnią formację młyna. W ataku przybył reprezentant Włoch Luke McLean oraz doświadczony szkocki łącznik ataku Chris Cusiter. Stosunkowo niewielkie zmiany w składzie świadczą o tym, że trener jest zadowolony z postawy graczy i balansu, jaki panuje w drużynie. Pewnym osłabieniem będzie strata Henry’ego Thomasa, Jamesa Gaskella i Roba Millera, ale sądzę, że ich zastępcy poradzą sobie dobrze. Skład nie zostanie zbyt osłabiony podczas meczów międzypaństwowych, a AJ Bell Stadium z nieprzyjazną zimną i deszczową aurą północno-zachodniej Anglii może okazać się trudnym bastionem do zdobycia. Myślę, że Sale Sharks zakończą ligę w pierwszej szóstce i będą silną ekipą środka tabeli.

Transfery:
Doszli: Nathan Hines (Clermont), Chris Cusiter (Glasgow), Alberto De Marchi (Treviso), Luke McLean (Treviso), Darren Fearn (Bedford), Magnus Lund (Biarritz)
Odeszli: Henry Thomas (Bath), Dwayne Peel (Bristol), James Gaskell (Wasps), Rob Miller (Wasps), Tom Holmes (Rotherham), Kirill Kulemin (Perpignan), Tony Buckley (zakończył karierę)


Harlequins 6 (4)
Jedynym nowym nabytkiem dużego kalibru w ekipie Quins jest znakomity skrzydłowy Marland Yarde. Nie znaczy to jednak, że w składzie brakuje gwiazd. Reprezentanci Anglii: Joe Marler, Chris Robshaw, Danny Care i Mike Brown to liderzy, jakich pozazdrościć może niejeden zespół. W tym sezonie, podobnie jak w poprzednich, ciężar gry będzie opierał się właśnie na nich i to od formy wymienionych zawodników w dużej mierze zależeć będzie obraz gry Harlequins. Nowym kapitanem został Joe Marler, który przejął opaskę od Chrisa Robshawa. To posunięcie wydaje się być bardzo korzystne. Z jednej strony zmniejszy presję, jaka ciąży na trzecioliniowcu, a z drugiej pozwoli w pełni rozkwitnąć przywódczym cechom Marlera. Harlequins zapewne znowu wezmą udział w walce o fazę play-off, ale tym razem inne kluby wydają się być lepiej przygotowane. Szczególnie jeśli chodzi o okres gdy trzeba będzie radzić sobie bez kadrowiczów. Sądzę, że drużyna zaprezentuje dobre, ekscytujące rugby, ale zakończy sezon poza pierwszą czwórką.

Transfery:
Doszli: Jack Clifford, George Merrick, Sam Stuart, Sam, Twomey, Charlie Walker (wszyscy z akademii), Marland Yarde (London Irish), Asaeli Tikoirotuma (Chiefs)
Odeszli: Tom Guest (London Irish), Sam Smith (Worcester), Maurie Fa’asavatu (Oyonnax), Nick Kennedy (zakończył karierę), Paul Sackey (zakończył karierę), Tim Molenaar (London Welsh), Nic Mayhew (North Harbour)


Gloucester 7 (9)
„Biało-wiśniowi” przeszli olbrzymią metamorfozę. Klub ma nowego właściciela, który szybko zabrał się do pracy i nie żałując środków przyciągnął wiele talentów. Zaszły zmiany w sztabie szkoleniowym – nowymi trenerami zostali David Humphreys, który zbudował potęgę w Ulster oraz Laurie Fisher pracujący wcześniej z zespołem Brumbies. Niezbyt mocna formacja młyna, która w zeszłym sezonie była piętą achillesową drużyny, została wzmocniona, i to nie byle kim. Do pierwszej piątki dołączyli m.in. Richard Hibbard, Tom Palmer oraz John Afoa. Nowe twarze w ataku to m.in. doświadczeni Greig Laidlaw i James Hook. Gloucester dysponuje teraz dużym potencjałem i sądzę, że wkrótce może stać się bardzo niewygodnym przeciwnikiem. Ambicją klubu jest oczywiście awans do pierwszej czwórki i na papierze wydaje się być to całkiem realne. Moim zdaniem ten sezon będzie jednak etapem przejściowym. Zespół potrzebuje czasu, aby się zgrać, a przed trenerami wiele pracy, by zbudować dobrze naoliwioną maszynę będącą postrachem w lidze.

Transfery:
Doszli: John Afoa (Ulster), Richard Hibbard (Ospreys), Mariano Galarza (Worcester), Greig Laidlaw (Edinburgh), Aled Thomas (Scarlets), Mark Atkinson (Bedford), Tom Isaacs (Ospreys), Steve McColl (Yorkshire Carnegie), Jacob Rowan (Yorkshire Carnegie), Tom Palmer (Wasps), James Hook (Perpignan), Callum Braley (Bristol), Henry Purdy (Leicester), Elliott Stooke (z akademii), Billy Burns (z akademii), Ross Moriarty (z akademii), Aleki Lutui (Edinburgh)
Odeszli: Will James, Andy Hazell, Tim Taylor, Mike Tindall (zakończyli karierę), Matt Cox (Worcester), Ryan Mills (Worcester), Dan George (Worcester), Tavis Knoyle (Cardiff Blues), Tom Heard (Plymouth Albion), Thomas Young (Wasps), Freddie Burns (Leicester), Huia Edmonds (Narbonne), Jonny Bentley (Jersey), Rupert Harden (Treviso), Koree Britton (London Welsh), Drew Cheshire (Moseley), Jimmy Cowan (Tasman), Andrew Bulumakau (Doncaster), Lua Lokotui, Martyn Thomas


Wasps 8 (7)
Jeszcze niedawno London Wasps znani byli z tego, że mieli w składzie wielu własnych wychowanków. Odkąd klubem zarządza Derek Richardson, strategia zmieniła się i zamiast na szkolenie, postawiono na poważne zakupy. Z nazwy usunięto „London”, co ma sprzyjać lepszej promocji marki. Wasps posiada aktualnie bardzo utalentowaną grupę zawodników, którzy są w stanie grać jak równy z równym z większością europejskich klubów. Do drużyny dołączyli m.in. James Gaskell i Rob Miller z Sale oraz Alapati Leiua z Hurricanes. Dwa żądła w postaci Christiana Wade’a i Toma Varndella powinny gwarantować wiele przyłożeń, o ile otrzymają szybką piłkę. Pierwsza XV jest naprawdę mocna, ale ławka rezerwowych nie wygląda już tak imponująco. Myślę, że skład Wasps nie jest wystarczająco szeroki i w razie kontuzji, lub powołania na kadrę, zmiennicy mogą nie sprostać zadaniu. 

Transfery:
Doszli: Bradley Davies (Cardiff Blues), James Gaskell (Sale), Rob Miller (Sale), Lorenzo Cittadini (Treviso), Ruaridh Jackson (Glasgow), Alapati Leiua (Hurricanes), Ed Shervington (Worcester), Buster Lawrence (Moseley), Thomas Young (Gloucester), Alex Lozowski (Yorkshire Carnegie), Will Rowlands (z akademii), John Yapp (Edinburgh)
Odeszli: Neil Cochrane (Edinburgh), Hugo Southwell (zakończył karierę), Tom Palmer (Gloucester), Liam O’Neill (Nottingham), Tommy Bell (Jersey), Rory Pitman (Scarlets), Joe Carlisle (Treviso), Ricky Reeves (London Welsh), Taione Vea (London Welsh), Charlie Hayter (repr. Anglii w rugby 7), Andrew Suniula


Exeter 9 (8)
W ostatnich sezonach Chiefs zyskali sobie wiele sympatii. Drużyna, której wróżono szybki spadek z Premiership, stała się silnym zespołem środka tabeli. Mimo że w składzie nie było i nie ma wielkich gwiazd, praca zespołowa, bardzo dobre przygotowanie i niezwykła ambicja zawodników sprawiła, że Exeter stał się trudnym przeciwnikiem. Już nikt nie pozwala sobie na lekceważenie zespołu z Devon. Być może to właśnie jest jednym z czynników, które sprawiły, że klub zakończył sezon dopiero na ósmej pozycji. Efekt zaskoczenia już minął, rywale wiedzą czego się spodziewać i zdążyli przygotować odpowiednią odpowiedź. Uważam, że Chiefs nadal będą niebezpieczni, zwłaszcza u siebie, ale podobnie jak poprzednio, uplasują się poza pierwszą szóstką. 

Transfery:
Doszli: Thomas Waldrom (Leicester), Moray Low (Glasgow), Thomas Francis (London Scottish), Mitch Lees (London Welsh), Elvis Taione (Jersey), Ryan Caldwell (Bath), Adam Hughes (Bristol), Chrysander Botha (Lions)
Odeszli: Hoani Tui (Lyon), Craig Mitchell (Cardiff Blues), Romana Graham (La Rochelle), Jason Shoemark (Hawke’s Bay), Chris Whitehead (zakończył karierę), James Hanks (zakończył karierę), Tom Cowan-Dickie (Plymouth Albion), Lloyd Fairbrother (NG Dragons), Luke Arscott (Bath), Jamie Phillips (London Scottish)


Newcastle Falcons 10 (11)
Doświadczony trener Dean Richards od kilku sezonów stara się zbudować wystarczająco szeroki skład, aby spokojnie uplasować się w środku tabeli. Do tej pory nie udawało się to zbyt dobrze, Falcons walczyli o utrzymanie. Ich największym problemem było zdobywanie punktów. Zdołali zgromadzić zaledwie 281 punktów i przyłożyć piłkę na polu punktowym przeciwników jedynie 23 razy. Nic dziwnego, że zespół zwyciężył tylko trzy spotkania. Rozwiązaniem problemu ma być m.in. Alesana Tuilagi. Niezwykle niebezpieczny zawodnik, który w sezonie 2010/2011 zdobył najwięcej przyłożeń w lidze. Wygląda na to, że zmianie ulegnie również taktyka zespołu, do tej pory oparta na grze młyna. Zainwestowano w nową sztuczną murawę 4G, która sprzyja szybkiej grze. Myślę, że mimo tych zabiegów, skład nie jest jeszcze gotowy, aby rzeczywiście na stałe zagościć w środku tabeli. Prawdopodobnie wizyta na północy Anglii okaże się dla kilku zespołów nieprzyjemna. Falcons mogą przysporzyć paru niespodzianek. Powinni także uchronić się przed bezpośrednim zagrożeniem spadkiem, ale sezon zakończą raczej w dolnej części tabeli.

Transfery:
Doszli: Juan Pablo Soccino (Rotherham), RukiTipuna (Bristol), Calum Green (Yorkshire Carnegie), Rob Hawkins (Leicester), Eric Fry (London Scottish), Alesana Tuilagi (NTT Shining Arcs), Andy Tuilagi (NG Dragons), Josh Furno (Biarritz), Ulili Kolo’ofai (Colomiers), Kane Thompson (Chiefs)
Odeszli: Chris Pilgrim (Yorkshire Carnegie), James Fitzpatrick (Yorkshire Carnegie), Fraser McKenzie (Edinurgh), Franck Montanella (Biarritz), Alex Crockett (zakończył karierę), Joel Hodgson (Northampton), Grant Shiells (Bath, Harry Spencer (Macon)


London Welsh 11 (mistrz Championship)
Beniaminek, który już raz zakosztował smaku Aviva Premiership powraca. London Welsh pokonali w finale bardzo silny zespół Bristol i zasłużenie znaleźli się w szeregach najlepszych. Zadanie na nowy sezon jest jasne – pozostać wśród elity. Myślę, że tym razem utrzymanie w lidze jest bardziej realne niż poprzednio. Klub był bardzo aktywny na rynku transferowym. Doszło aż 25 nowych zawodników, a 20 postanowiło grać gdzie indziej. Najbardziej spektakularnym nabytkiem jest bez wątpienia Piri Weepu! Nowozelandzki łącznik młyna jest jednym z najlepszych zawodników na swojej pozycji i na pewno wniesie do gry dużo doświadczenia. U jego boku wystąpi inny weteran – łącznik ataku Olly Barkley. Ten duet powinien być w stanie skutecznie dowodzić grą. Pozostaje pytanie, czy tak przemodelowany skład zdąży zgrać się wystarczająco szybko. Czy duch, który poniósł do zwycięstwa w Championship, nie uleciał wraz z zawodnikami, którzy odeszli? 

Transfery:
Doszli: Olly Barkley (Scarlets), Nic Reynolds (Scarlets), Tristan Roberts (Bristol), Chris Elder (Plymouth), Paul Rowley (Plymouth), Taione Vea (Wasps), Ricky Reeves (Wasps), Shane Cahill (Cornish Pirates), James Sandford (Cornish Pirates), Jack Gilding (Viadana), Jimmy Litchfield (Hartpury), Nathan Taylor (Hartpury), Cameron Goodhue (Worcester), Dean Schofield (Worcester), Jesse Liston (Blackheath), Josh McNally (Henley), Koree Britton (Gloucester), Tim Molenaar (Harlequins), Darren Waters (NG Dragons), Lachlan McCaffrey (Brumbies), Pablo Henn (Limoges), Piri Weepu (Blues), Eddie Aholelei (Rebels), James Down (Cardiff Blues), Ben Cooper (Bedford)
Odeszli: Mitch Lees (Exeter), Billy Moss (Bedford), Peter Edwards (Scarlets), Kevin Davis (Ealing), Tai Tuisamoa (London Scottish), Cai Griffiths (Ospreys), James Tideswell (Yorkshire Carnegie), Andy Titterrell (zakończył karierę), Ollie Frost (zakończył karierę), Sonny Parker (zakończył karierę), Joe Ajuwa, Rob Andrew, Mike Denbee, Alec Hepburn, Toby L’Esragne, Ian Nimmo, John Quill, Hudson Tonga’uiha


London Irish 12 (10)
W poprzednim sezonie London Irish byli typowani jako jeden z kandydatów do spadku. Mimo że ostatecznie uplasowali się na dziesiątej pozycji, to ich gra pozostawiała wiele do życzenia. Chociaż udało się nieco wzmocnić formację młyna, to z ataku odeszło kilku kluczowych zawodników. Marland Yarde, Sailosi Tagicakibau i James O’Connor postanowili zmienić barwy. Według mnie Irish będą mieli spory problem z pozostaniem w Premiership. Patrząc na obecny skład, trudno wytypować zawodników, którzy byliby w stanie odwrócić bieg spotkania i zbudować akcję „z niczego”, jak czasem robili to wspomniani wcześniej gracze. 

Transfery
Doszli: Tom Court (Ulster), Tom Guest (Harlequins), Eoin Griffin (Connacht), Luke Narraway (Perpignan), Daniel Leo (Perpignan), James Short (Saracens), Geoff Cross (Edinburgh), Sean Cox (Edinurgh), Scott Steele (Leicester), Conor Gilsenan (Leinster), Chris Noakes (Blues)
Odeszli: Marland Yarde (Harlequins), James O’Connor (Toulon),Declan Danaher (zakończył karierę), Ian Gough (NG Dragons), Ian Humphreys (Ulster), CJ van der Linde (Eastern Province), Setaimata Sa (Hull RL), Bryn Evans (Biarritz), Chris Hala’ufia (Scarlets)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Fantastyczne mecze drugiej rundy Rugby Championship


Tydzień temu kibice oglądali dwa niezbyt piękne mecze, w których padło zaledwie jedno przyłożenie. Druga runda Rugby Championship nadrobiła braki z nawiązką. Zdobyto aż 14 przyłożeń a oba spotkania były pokazem wspaniałego rugby w wykonaniu najlepszych.



Nowa Zelandia zdemolowała Australię
Jeśli ktoś wątpił w formę Nowej Zelandii i jej kapitana Richiego McCaw to sobotni mecz rozwiał chyba wszelkie wątpliwości, nie pozostawiając złudzeń, co do tego kto jest najlepszy na świecie. Rozdrażnieni remisem z Australią All Blacks, wyszli na rewanżowy mecz zdeterminowani by udowodnić, że rezultat sprzed tygodnia był tylko drobnym wypadkiem przy pracy a ich supremacja pozostaje niezachwiana. Nowa Zelandia zagrała jedno z najlepszych spotkań w tym roku i wydawało się, że w każdym elemencie jest o poziom wyżej od rywali. 50 punktów zdobytych przeciwko trzeciej drużynie w rankingu IRB mówi samo za siebie.

Mecz zaczął się po myśli Wallabies, którzy już w pierwszej minucie zapisali na swoim koncie 3 punkty, gdy Kurtley Beale kopnął piłkę między słupki. Chwilę później tym samym odpowiedział Aaron Cruden. Kopacze wymienili jeszcze po jednym karnym i w 13 minucie było 6:6. Richie McCaw ukarany został żółtą kartką – dopiero drugą w 129 meczach – i Australia z pewnością liczyła, że będzie to zwrotny moment meczu. Nowa Zelandia poradziła sobie świetnie, nie tylko nie stracili punktów, ale okres gry ze stratą zawodnika wygrali 3:0. Mistrzowie świata rozkręcali się z minuty na minutę, zwiększali tempo i dynamikę gry, konstruując coraz śmielsze ataki. W 22. minucie zawodnik Australii – Rob Simmons poszedł na 10 minut na ławkę kar. To wystarczyło, by All Blacks odeszli rywalom na bezpieczną odległość. W 27. minucie Nowa Zelandia wykorzystała przewagę gracza w młynie zwartym i sędzia był zmuszony podyktować karną piątkę. 3 minuty później wspaniały kontratak zakończył Julian Savea. Cruden podwyższył oba przyłożenia i było 23:6. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.

Po zmianie stron gospodarze kontynuowali szybką grę a ich ataki przysparzały coraz więcej problemów przyjezdnym. W 53. minucie po kolejnym ładnym zagraniu Richie McCaw zdobył przyłożenie, Cruden dołożył 2 punkty z podstawki i było 30:6. Niedługo później dobrze skonstruowany maul wjechał na pole punktowe przeciwnika i McCaw zaliczył drugie w tym meczu punkty. W 60. minucie swoją „piątkę” dopisał Kieran Read. Cruden celnie egzekwował podwyższenia i było aż 44:6! Po indywidualnych akcjach Israela Folau i Michaela Hoopera Australia zdołała nieco zmniejszyć rozmiary porażki. Na 15 minut przed końcem spotkania było 44:20. Ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy, Steven Luatua położył piłkę między słupami a kop Aarona Smitha ustalił wynik na 51:20.

Nowa Zelandia pokazała prawdziwą mistrzowską klasę, przeciwnicy nie byli w stanie odpowiedzieć na tak intensywne tempo gry. All Blacks kolejny raz udowodnili, że są największą rugbową potęgą. Wszyscy zawodnicy zagrali bardzo dobrze a akcje, które konstruowali zapierały dech w piersiach. Na specjalne wyróżnienie z pewnością zasłużył kapitan Nowej Zelandii Riche McCaw, który do swojej imponującej kariery dopisał kolejne rekordy. Poniżej przypomnę kilka z nich. W 129 meczach w reprezentacji (żaden zawodnik młyna nie zagrał więcej) odniósł 114 zwycięstw (najwięcej na świecie). Jako kapitan prowadził zespół All Blacks aż 92 razy, zwyciężając 81 spotkań. Zdobył 23 przyłożenia – rekord wśród zawodników młyna, a 11 przyłożeń przeciwko Australii to największa ilość jaką zdobył jeden gracz przeciwko jednemu krajowi. 


Argentyna o włos od historycznego sukcesu
Rewanżowy mecz w Salta, gdzie Pumy podejmowały Springboki odbywał się w upalny dzień sprzyjający szybkiej grze. Tym razem reprezentacja RPA nie może usprawiedliwiać się trudnymi warunkami pogodowymi jak miało to miejsce przed tygodniem. Podopieczni Heyneke Meyera odnieśli bardzo szczęśliwe zwycięstwo, ale forma zawodników pozostawiała wiele do życzenia. Mecz toczył się pod dyktando gospodarzy, którzy przeważali niemal w każdym elemencie gry - muszę przyznać, że tak dobrze grającej Argentyny jeszcze nie widziałem! Młynarze zdominowali rywali, kilka razy wręcz ośmieszając zawodników RPA w młynach zwartych, które zazwyczaj stanowiły groźną broń Springboks. Pumy od pierwszych minut spotkania narzuciły swój styl, kreowały bardzo niebezpieczne, szybkie i dynamiczne akcje. Przyjezdni zostali zepchnięci do defensywy i w pierwszej połowie niemal nie istnieli. Przewaga terytorialna gospodarzy wynosiła aż 67% a posiadanie piłki 61%. 

Argentyńczycy nie byli w stanie w pełni udokumentować swojej przewagi. Co prawda, w 26. minucie ich odważna gra przyniosła rezultat, Manuel Montero zdobył przyłożenie i Pumy prowadziły 13:6, ale wkrótce potem goście kopnęli trzeciego karnego zmniejszając stratę do 4 punktów. W 31. minucie Ruan Pienaar wykorzystał prosty błąd przeciwników i Brian Habana przyklepał piłkę na polu punktowym. Gospodarze kontynuowali napór, zabrakło im jednak dokładności, byli blisko zdobycia przyłożenia, próba kopu na bramkę okazała się niecelna i mimo ich starań wynik nie uległ zmianie. Pierwsza część meczu zakończyła się 13:16. 

Po zmianie stron Argentyna wznowiła wysiłki, jeszcze bardziej podkręcając tempo ataków. W 46. minucie przeprowadziła akcję za 7 punktów (5 pkt. Tomas Cubelli, 2 pkt. Nicolas Sanchez). 4 minuty później dołożyła trzecie przyłożenie (Joaquin Tuculet). W 55. Minucie Sanchez trafił karnego i było 28:16. 

Gospodarzom zabrakło jednak doświadczenia i w ostatnich 20 minutach meczu, pozwolili rywalom dojść do głosu. 12 punktowa przewaga stopniała do 5, gdy punkty zdobył Cornall Hendricks i podwyższył Morne Steyn. Argentyńska defensywa została poddana trudnej próbie. Gospodarze wybronili kilka ataków i młyn na 5 metrach. W 65 minucie Nicolas Sanchez minimalnie nie trafił dropgola, który zapewniłby bezpieczną przewagę. W 68. minucie dobrze zorganizowany maul autowy gości wjechał na pole punktowe rywali, piłkę przyłożył Marcell Coetzee a Morne Steyn dołożył celne podwyższenie. Na 11 minut przed końcem Springboks prowadzili 28:30. Marcelo Bosh odpowiedział skutecznie egzekwowanym kopem na bramkę z trudnej, dalekiej pozycji i w 73. minucie goście znów wyszli na prowadzenie (31:30). Na 4 minuty przed końcem meczu Steyn, złamał serca miejscowych kibiców trafiając z podstawki i ustalając końcowy wynik spotkania na 31:33.

Argentyna zasłużyła na ogromne słowa uznania. Grała jak równy z równym, przez większą część meczu będąc lepszą drużyną niż druga w rankingu IRB reprezentacja RPA. Pumy udowodniły, że dysponują jedną z najlepszych formacji młyna na świecie, że potrafią konstruować ciekawe i skuteczne akcje ofensywne i przede wszystkim, że nikt nie powinien ich lekceważyć. Przy takiej grze ich pierwsze zwycięstwo w Rugby Championship jest tylko kwestią czasu. Margines dzielący wygraną i porażkę w meczach na najwyższym poziomie jest czasem bardzo mały. W tym przypadku zaważyła forma kopaczy (Argentyna spudłowała 2 karne i dropgola, Springboks trafili 100% kopów). Ekipa RPA, mimo że po dwóch kolejkach powadzi w tabeli, może mówić o sporym szczęściu. Na pewno czeka ją wiele pracy, bowiem Nowa Zelandia i Australia będą stanowić jeszcze większe wyzwanie niż Argentyna.