MyMenu1

czwartek, 31 października 2013

Wieczór z Sale Sharks


W ostatnią środę (30.10.2013), miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z zawodnikami działaczami i trenerami Sale Sharks. Klub wysłał zaproszenia do najwierniejszych fanów dając im niespotykaną okazję do rozmowy z członkami ekipy i poznania klubu od wewnątrz. 

Spotkanie zostało zorganizowane w sali konferencyjnej AJ Bell Stadium. Na gości czekały gorące przekąski oraz drinki do degustacji. Chętni mogli zwiedzić szatnie i dokonać zakupów w klubowym sklepie, gdzie zawodnicy rozdawali autografy. Zaplecze nowego stadionu jest imponujące. Szatnie gości i gospodarzy są dużych rozmiarów. Miejscowa drużyna ma dodatkowo do dyspozycji salę do rozgrzewki, do której wychodzi się bezpośrednio z szatni. 

Kibice mogli odwiedzić również salę prasową i przejść korytarzem prowadzącym bezpośrednio na boisko. Wszystko w asyście członków zespołu, którzy tłumaczyli jak wygląda typowe przygotowanie do meczu Aviva Premiership. 


W sali konferencyjnej czekało kilkunastu zawodników, gotowych do rozmowy z fanami, podpisywania kalendarzy i innych gadżetów oraz pozowania do wspólnych zdjęć. Największym zainteresowaniem cieszył się Danny Cipriani,  ale inni gracze jak np. kapitan zespołu - Dan Braid mający na koncie występy w All Blacks, również mieli sporo pracy. Ciekawym doświadczeniem była możliwość rozmowy z Hugh Jennerem, odpowiedzialnym za komputerową analizę meczów oraz przygotowywanie danych niezbędnych do oceny gry i formy każdego z graczy. Na najwyższym poziomie, gdzie o wygranej lub porażce często decydują szczegóły, nowoczesna technika odgrywa bardzo istotną rolę. Dane z nadajnika GPS znajdującego się w koszulce każdego zawodnika są na bieżąco analizowane, dzięki czemu trener może podejmować trafniejsze i szybsze decyzje.

Jak wspomniałem wcześniej, zawodnicy i trenerzy chętnie odpowiadali na pytania kibiców. Poniżej zamieszczam rozmowę z Dannym Ciprianim, Stevem Diamondem i Danem Braidem.

Jak oceniacie start nowego sezonu? 
Steve Diamond: Rozpoczęliśmy dobrze, jesteśmy w miarę zadowoleni z tego gdzie znajdujemy się obecnie (3 zwycięstwa w Aviva Premiership,  2 zwycięstwa w Amlin Challenge Cup). Po słabym ubiegłym sezonie wszyscy odbyliśmy rozmowę, wspólnie zastanawiając się, co możemy poprawić. Rywalizacja w Premiership jest bardzo trudna, nie chcemy aby gracze byli pod dodatkową presją, walcząc o utrzymanie. Wychodzimy z założenia, że zawodnik ma być w pełni zaangażowany w trening a podczas meczu robić to, czego się od niego wymaga. Wszyscy się nawzajem szanujemy, a w zespole panuje dobra atmosfera. 

Czy na nowym obiekcie AJ Bell Stadium czujecie się już jak w domu?
Steve Diamond: Postrzegamy to miejsce jako nasz dom. W ostatnich dziesięciu latach zmieniliśmy stadion trzykrotnie i mamy nadzieję, że więcej przeprowadzek nie będzie. Atmosfera jest bardzo dobra, doping kibiców głośny. W przeciągu następnych dwunastu miesięcy dalszej poprawie ulegnie infrastruktura drogowa w okolicach obiektu. Mamy duże ambicje, naszym celem jest skuteczna rywalizacja z najlepszymi. Jeśli będziemy odnosić sukcesy przyciągniemy jeszcze więcej kibiców.

Jak ważna jest dla was tożsamość klubu?
Steve Diamond: Wielu graczy w naszym składzie pochodzi z północno-zachodniego obszaru Anglii, który reprezentujemy. Region jest duży i obejmuje kilka hrabstw, podobna sytuacja ma miejsce w Exeter Chiefs. Wychodzimy do lokalnych społeczności, współpracujemy m.in. z miejscowymi klubami, aby wszyscy poczuli, że Sale Sharks to na prawdę ich klub. Gramy fair, przestrzegamy limitu zarobków, czego niestety nie można powiedzieć o wszystkich zespołach. Chcemy stać się prawdziwą rugbową potęgą, ale o tym decyduje nasza postawa na boisku a nie słowa. Manchester to miasto piłkarskie podzielone pomiędzy niebieskich i czerwonych (City i United), my jesteśmy enklawą, która daje ludziom możliwość zobaczenia czegoś innego. Sale Sharks nadal jest klubem z małego miasteczka w Cheshire. Tradycje są dla nas bardzo istotne.

Gdy dołączyłeś do klubu, Sharks mieli spore problemy. Czy miałeś wątpliwości, co słuszności swojej decyzji? 
Dan Braid: Nie miałem. Gdy przyjechałem od razu zauważyłem, że w klubie są dobrzy trenerzy i grupa wspaniałych zawodników. 

Jakie są różnice pomiędzy grą w Nowej Zelandii a Anglii?
Dan Braid: Nowa Zelandia jest zupełnie inna.  Rugby jest tam numerem jeden. Chodzenie na mecze i kibicowanie jest czymś oczywistym, co przychodzi naturalnie.  W Anglii kibice mają do wyboru więcej popularnych sportów. Ci, którzy decydują się na rugby są bardzo oddani i na prawdę kochają ten sport. Czasem 8000-9000 fanów w Manchesterze dopinguje głośniej niż 25000 w Nowej Zelandii. 

Jesteś doświadczonym zawodnikiem. Czy czujesz się odpowiedzialny za młodych graczy w składzie? 
Dan Braid: Tak, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest pomoc bardziej doświadczonych graczy. Rady są szczególnie istotne dla budowania ich pewności siebie. 


Danny jesteś tu już dwa lata. Jak się czujesz w klubie?
Danny Cipriani: Nadal uważam się za chłopaka z Londynu, ale bardzo zżyłem się z drużyną. Wciąż pracuję nad manchesterskim akcentem... Staram się być częścią zespołu. Od czasu wypadku w Leeds (kiedy to Danny zderzył się z autobusem), zmieniłem swoje podejście do treningów. Zmieniłem swój styl życia. Przestałem pić alkohol, zwracam dużą uwagę na dietę – na to co i kiedy jem, mocniej pracuję nad sprawnością fizyczną i kondycją. To wszystko wyszło mi na dobre i jestem bardzo zadowolony z efektów. Pracujemy nad tym by stać się drużyną, przeciwko której bardzo ciężko zdobywa się punkty. Wszyscy jesteśmy głodni sukcesu i chcemy wygrywać.

Kiedy do drużyny dołączy nowy wiązacz?
Steve Diamond: W tej chwili nie mogę zdradzić, kto to będzie, ale dołączy po zakończeniu listopadowych testmeczów.

Który z turniejów jest najważniejszy dla klubu?
Steve Diamond: Premiership jest naszym chlebem powszednim i na lidze skupiamy się najbardziej. Chcemy być w pierwszej szóstce! Amlin Challange Cup również traktujemy bardzo poważnie. LV Cup jest zdecydowanie na trzecim miejscu w hierarchii.

Jakich rad moglibyście udzielić młodym zawodnikom?
Steve Diamond: Szacunek zdobywa się na boisku! Najważniejsza jest wytrwałość i systematyczny trening. Każdy profesjonalny zawodnik ma za sobą dziesiątki tysięcy godzin spędzonych na doskonaleniu umiejętności. Ważne jest, żeby na treningach być w pełni skoncentrowanym, wykonywać ćwiczenia jak najlepiej i przede wszystkim czerpać radość z gry.

Danny Cipriani: Oglądajcie dużo rugby, starajcie się podpatrywać najlepszych. Podczas meczów próbujcie zrozumieć co robią i dlaczego to robią.

Sale Sharks znani są z etosu, który panuje w klubie. Co możecie o tym powiedzieć?
Steve Diamond: W obecnych czasach profesjonalni sportowcy nie mogą być widziani podczas maratonu po barach, jak bywało to dawniej. Nie znaczy to jednak, że zatraciliśmy rugbowe tradycje wciąż żywe w klubach amatorskich np. kiedy zawodnik ma być ukarany, nie stosujemy kar pieniężnych. Drużyna decyduje co z nim zrobić, może np. umyć samochód innego gracza. Jesteśmy bardzo daleko od tego, co dzieje się klubach piłkarskich. Klubowy etos, tradycje i zabawa nadal są obecne. Identyfikujemy się z naszą historią, Trafford MV ma 90 lat, Sale FC ma ponad 150 lat. Stąd się wywodzimy tu są nasze korzenie i nasza baza.


Dziękuję za rozmowę i wspaniały wieczór.

wtorek, 15 października 2013

Polscy rugbiści śpiewają hymn

W erze profesjonalnego sportu, wartości fair play często ustępują miejsca finansowym kalkulacjom. Bywa, że najlepsi sportowcy, którzy, czy tego chcą czy nie, stanowią wzór dla dzieci i młodzieży, zapominają o szacunku dla rywali. Zdarza się, że gra w reprezentacji kraju jest dla nich jedynie nisko płatną koniecznością. Na szczęście tego typu zachowania rzadko kiedy dotyczą rugby.

Rugbistów na całym świecie łączą podobne wartości, więcej na ten temat możecie przeczytać w artykule zatytułowanym „Etos rugbisty”. Największym zaszczytem, jakiego może dostąpić zawodnik jest możliwość reprezentowania barw narodowych. Zakładając koszulkę z orzełkiem na piersi nie ma mowy o grze na „pół gwizdka”. Rugbiści-reprezentanci kraju zmieniają się w prawdziwych wojowników, którzy na boisku zostawiają pot i krew.

Na potwierdzenie moich słów przedstawiam film z nagraniem hymnu zaśpiewanego przez polskich rugbistów przed wygranym meczem z Czechami.



niedziela, 6 października 2013

Relacja z meczu Sale - Bath


W piątek (05.10.2013) miałem przyjemność być na meczu Aviva Premiership drużyny, której kibicuję od wielu lat. Sale Sharks podejmowali znakomity klub Bath Rugby. Tym razem oprócz obserwowania spotkania wraz z innymi fanami, na moich barkach spoczywała dodatkowa odpowiedzialność – przygotowanie relacji dla RugbyPolska.pl.

Nowy stadion Sale Sharks zbudowany specjalnie dla potrzeb rugby prezentuje się bardzo okazale. Nadal trwają prace związane z udoskonaleniem infrastruktury wokół obiektu – rozbudową parkingów i ułatwieniem dojazdów poprzez dodanie alternatywnego zjazdu z autostrady. Wykonano już sporo pracy, by zniwelować niedogodności i podróż jest dużo prostsza niż w zeszłym sezonie. AJ Bell Stadium nie ma jeszcze takiej renomy jak poprzedni obiekt – Edgeley Park – gdzie rywalom grało się bardzo niewygodnie. Atmosfera jednak stale się poprawia. Szczególnie jest to widoczne na południowej trybunie, gdzie doping zagorzałych fanów jest najdonośniejszy. Kibice mają do wyboru kilka gatunków piwa, w tym również prawdziwe Ale. Oprócz standardowych kufli o pojemności 1 pinty można zażyczyć sobie „dużą szklankę”, która mieści 2 pinty – bardzo przydatna opcja dla wyjątkowo spragnionych…

Mecz rozpoczął się nietypowo. Gospodarze wybiegli na boisko w strojach, w których zazwyczaj występują na wyjazdach. Powodem był konflikt barw. Kolory na koszulkach przyjezdnych były zbyt podobne do biało-niebieskich pasów Sale. Faworytem bukmacherów był klub z Bath, ale kibice w Manchesterze byli przekonani, że ich zespół poradzi sobie z zadaniem.

Rugbiści Sale rozpoczęli bardzo dobrze, Jonathan Mills przejął piłkę po potężnej szarży na jednym z zawodników gości. Po kilku fazach ataku, wysiłki zostały nagrodzone rzutem karnym. Danny Cipriani minimalnie chybił. Wkrótce potem George Ford miał szansę zdobyć trzy punkty dla Bath, ale jego kop również okazał się niecelny. Po 10 minutach Danny Cipriani trafił dropgola i ekipa Sale prowadziła 3-0. Radość nie trwała długo. Jeden z najbardziej utalentowanych łączników młyna – Peter Stringer – zapoczątkował akcję, którą wykończył potężny skrzydłowy z Fidżi Rokodoguni. Ford podwyższył i było 3-7. Zespół Bath kontynuował ataki, przysparzając gospodarzom wiele trudności. Szczególnie niepokojącym elementem była niska skuteczność Sale w obronie jeden na jeden. Bath byli bliscy zdobycia drugiego przyłożenia po przechwycie Fa’osilivy, jednak linia autowa uratowała gospodarzy. Cipriani przeniósł grę na połowę rywali i zażegnał niebezpieczeństwo. 

Młynarze Sharks zaczęli dominować przeciwników, ale zespół miał problem z przełamaniem solidnej obrony. Kilka prób zagrań typu „kick-pass” w wykonaniu duetu Cipriani – Cueto okazało się minimalnie niedokładnych, choć nagrodzonych gromkimi brawami.
W 20. minucie Mark Cueto i Rob Miller próbowali złapać trudną piłkę z powietrza, co zakończyło się kolizją i rozbitymi głowami obu zawodników. Na boisko weszli ulubieniec publiczności Sam Tuitupou oraz Joe Ford. Tuitupou od razu zaznaczył swoją obecność. Jego mocne wejście w kontakt na środku ataku zaangażowało kilku rywali, a zapoczątkowana w ten sposób akcja zakończyła się rzutem karnym dla Sale. Cipriani dołożył punkty z podstawki i było 6-7.

W 30. minucie pozszywany Mark Cueto wrócił na boisko i już w chwilę później zaliczył asystę. Andy Forsyth zdobył przyłożenie tuż przy linii autowej, a znakomicie dysponowany Cipriani podwyższył z trudnej pozycji. Obandażowany Rob Miller także powrócił na boisko, a Sam Tuitupou zszedł na ławkę rezerwowych. Tuż przed przerwą George Ford zmniejszył stratę swojej drużyny do trzech punktów. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gospodarzy 16-13.

Po zmianie stron obrona obu zespołów stała się bardziej skuteczna. Każda próba kopu na bramkę była więc niezwykle istotna, gdyż mogła przesądzić o losach meczu. Pierwszy przed szansą stanął Cipriani. W 48. minucie trafił ponad 50-metrowego karnego. Kop okazał się doskonale wymierzony. Piłka przeleciała między słupami i spadła dosłownie kilka centymetrów za poprzeczką. W 53. minucie przed podobną szansą stanęli goście, ale próba okazała się niecelna. Wkrótce potem George Ford miał drugą okazję, tym razem z dogodniejszej pozycji. Różnica ponownie zmniejszyła się do sześciu punktów.

Warto nadmienić, że atmosfera na stadionie była rewelacyjna. Mimo że kibice wiedzieli, iż punkty z podstawki mogą zadecydować o zwycięstwie, zachowywali się wzorowo. Trybuny milkły, aby pomóc skoncentrować się kopaczom. Zarówno goście, jak i gospodarze wykonywali próby w takiej samej całkowitej ciszy. 

Po 60 minutach Steve Diamond zaczął dokonywać zmian, na boisko weszli między innymi Henry Thomas i Vadim Cobilas. Drużyna Bath zaczęła dominować i wyglądało na to, że może wykraść gospodarzom zwycięstwo. Michael Paterson dostał żółtą kartkę i goście grali w przewadze. Ich napór zaowocował rzutem karnym z dogodnej pozycji, zamienionym na kop z podstawki, który jednak okazał się niecelny. Zawodnicy Sale pokazali prawdziwy charakter i wolę walki, przez długi czas skutecznie bronili się na własnych pięciu metrach. Aplauz wzbudziła zwłaszcza potężna szarża Sama Tuitupou, który za cel obrał młynarza gości. W ostatnich minutach Sharks zdołali odpowiedzieć atakiem, który doprowadził do karnego. Joe Ford przejął obowiązki kopacza od Danny’ego Ciprianiego i był bliski odebrania Bath punktu bonusowego. Piłka trafiła jednak w słupek. Wynik pozostał bez zmian. Sale Sharks po bardzo dobrym i emocjonującym meczu zwyciężyli 19-13. 

Obserwowanie tego spotkania było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Na trybunach panowała fantastyczna atmosfera. Kibice Sale znani są z wysokiej kultury i ugruntowanej rugbowej wiedzy. Dialogi z innymi fanami zawsze stoją na wysokim poziomie merytorycznym. Widoczny jest także głęboki szacunek dla rywali, o czym wspomniałem pisząc o ciszy podczas kopów. Innym przykładem jest owacja zgotowana Peterowi Stringerowi, który jest jedną z ikon irlandzkiego rugby. Zawodnik gości zagrał dobry mecz – przyczynił się do zdobycia punktów przez Bath. Gdy schodził z boiska zmieniony przez Martina Robertsa oklaskiwał go cały stadion. 

Gratulacje dla Sale Sharks i słowa uznania dla Bath za dobrą i ambitną grę. Mam nadzieję, że relacja przypadła Wam do gustu. Następna ukaże się po meczu Sale – Biarritz. 


czwartek, 3 października 2013

Najlepsi nie faulują


All Blacks to najlepsza drużyna rugby na świecie. O tym fakcie nie trzeba przekonywać żadnego z fanów rugby. Nawet kibice innych ekip muszą przyznać, że Nowa Zelandia jest prawdziwą potęgą. Nie sposób zliczyć wszystkich sukcesów, jakie odnieśli rugbiści All Blacks. Drużyna niemal od początku swojego istnienia należy do ścisłej światowej elity i nadal wyznacza najwyższe standardy światowego rugby. 

Mistrzowie świata zdobyli najwięcej punktów w oficjalnych meczach państwowych, są jedynym zespołem, który pokonał każdego z przeciwników, z którymi grał. Od czasu debiutu na arenie międzynarodowej w 1903, zaledwie pięć reprezentacji zdołało wygrać z All Blacks. Od czasu wprowadzenia rankingu IRB w 2003 roku, Nowa Zelandia przez większość czasu znajdowała się na pierwszej pozycji. Nic dziwnego, skoro wygrała ponad 75 procent wszystkich meczów. 


Te imponujące osiągnięcia są w mniejszym lub większym stopniu znane fanom rugby. Jest jeszcze jeden godny uwagi rekord, który być może uciekł uwadze kibiców. Nowa Zelandia to jedna z najczyściej grających drużyn na świecie. Przez 110 lat All Blacks zostali ukarani zaledwie dwoma czerwonymi kartkami. 

3 stycznia 1925 roku podczas meczu z Anglią na Twickenham sędzia Albert Freethy odesłał z boiska jednego z nowozelandzkich zawodników. Była to pierwsza tego typu decyzja w historii meczów międzypaństwowych. W 1967 roku czerwoną kartkę otrzymał Colin Meads. Od tamtej pory żaden z zawodników All Blacks nie został w ten sposób ukarany. Jak widać Nowa Zelandia jest nie tylko najlepszą drużyną, ale również grającą najbardziej fair. Poza boiskiem jej reprezentanci również stosują się do wysokich standardów. Zazwyczaj wypowiadają się z szacunkiem na temat swoich rywali i rzadko kiedy stają się przyczyną skandali. 

Myślę, że postawa All Blacks jest znakomitym przykładem dla młodych rugbistów, którzy obserwują i podziwiają grę światowej elity. Warto wzorować się na najlepszych. Okazuje się bowiem, że prawdziwi zwycięzcy grają fair, starając się unikać niesportowego zachowania i rozumiejąc przywilej i odpowiedzialność, jakie niesie za sobą reprezentowanie barw drużyny, zwłaszcza drużyny narodowej.