MyMenu1

niedziela, 15 czerwca 2014

Południowa półkula znów lepsza


Mimo że czerwcowe testmecze jeszcze się nie skończyły, już teraz wiadomo, że Południowa Półkula kolejny raz okaże się lepsza. Europejskie reprezentacje, mimo dzielnej walki, musiały uznać wyższość gospodarzy. Jedynie Irlandia może zapisać na swoim koncie tryumf – podopieczni Joe Schmidta dwukrotnie pokonali zespół Argentyny (17:29 i 17:23).

Zdecydowanie najwięcej emocji dostarczyły pojedynki Anglii z Nową Zelandią. Drużyna Stuarta Lancastera zaprezentowała się bardzo dobrze. W obu spotkaniach grała na wysokim tempie i sprawiała mistrzom świata wiele kłopotów, dominując na boisku przez długie okresy czasu. Mimo świetnej postawy angielskich rugbistów, to zawodnicy All Blacks dwukrotnie okazali się lepsi (20:15 i 28:27). Nowa Zelandia nie ustrzegła się jednak błędów i musiała się sporo natrudzić, aby pokonać rywali, ale gdy gra układała się jak należy najlepsza drużyna na świecie była nie do zatrzymania. 

Francja nadal znajduje się w kryzysie – w pierwszym meczu została rozbita przez Australię 50:23, a tydzień później, w niezbyt ciekawym spotkaniu uległa 6:0. Walia również nie zaliczy wyjazdu do udanych – przegrała z silnym zespołem RPA 38:16. Za tydzień stanie przed szansą na rewanż, ale nie sądzę by mogła zagrozić ekipie Springboks.

Włochy musiały uznać wyższość rugbistów z Fidżi (25:14) oraz Samoa 15:0. Za tydzień Azzurri zmierzą się z zespołem Japonii, który z roku na rok jest coraz lepszy i wielkimi krokami zbliża się do światowej czołówki.

Dwa zwycięstwa na swoim koncie zanotowała Szkocja. Pokonała USA 6:24 i Kanadę 17:19. Przed ekipą Verna Cottera stoi jednak dużo trudniejsze zadanie, czekają ją bowiem starcia z Argentyną i RPA.

Poniżej kilka fragmentów z meczów pierwszej i drugiej rundy.






wtorek, 3 czerwca 2014

Bilety na finał RWC 2015 kupione!

Do rozpoczęcia Pucharu Świata coraz mniej czasu. Przygotowania idą pełną parą, akcje promocyjne nabierają tempa. Rugby staje się coraz bardziej widoczne na ulicach Anglii i przyciąga kolejnych entuzjastów, wychodząc do ludzi, którzy być może wcześniej nie byli zainteresowani dyscypliną. Sądząc po sukcesie Igrzysk Olimpijskich w Londynie, RWC 2015 będzie wspaniałą imprezą. Dla europejskich kibiców jest to jedna z najlepszych szans na wzięcie udziału w najważniejszym rugbowym święcie. Ceny biletów są bardzo zróżnicowane i każdy powinien znaleźć coś dla siebie – najtańsze kosztują zaledwie 15 funtów. Najdroższe miejsca na finale będą kosztować aż 715 funtów.

Proces sprzedaży został podzielony na kilka etapów. Większość kibiców dostanie szansę zakupu jesienią tego roku, ale dla fanów zrzeszonych w angielskich klubach zarejestrowanych w RFU, przeznaczono pulę 500 000 miejsc, które były dostępne od 29 maja do 2 czerwca 2014 roku. Organizatorzy postanowili podziękować w ten sposób ludziom, którzy na co dzień zaangażowani są w rozwój rugby. Zawodnicy, trenerzy, działacze i inni pasjonaci, którzy pomagają tworzyć wizerunek angielskiego rugby, począwszy od małych klubików i drużyn dziecięcych, a kończąc na profesjonalistach dostali więc wspaniałą nagrodę za swoją codzienną pracę.

Przyznam, że bardzo ucieszyłem się z tego posunięcia. Od wielu lat gram w Anglii i jestem zarejestrowany jako zawodnik RFU, także możliwość wcześniejszego zakupu biletów była dla mnie wspaniałą informacją. Już dawno temu postanowiłem sobie, że zasiądę na trybunach RWC i obejrzę chociaż kilka spotkań. Nie spodziewałem się jednak, że pierwszą część planu – czyli zakup biletów – uda mi się zrealizować już w maju 2014 roku. 

W fazie grupowej będę miał okazję obejrzeć zespoły Argentyny, Gruzji, RPA, Samoa, Szkocji oraz USA. W spotkaniu na stadionie Manchesteru City – gdzie zagra Anglia – pomogę w organizacji turnieju, aby zobaczyć jak wygląda to „od drugiej strony”. To wszystko blednie jednak w cieniu największego sukcesu, a mianowicie rezerwacji biletów na Finał Pucharu Świata! 

Jak co cztery lata, chętnych na obejrzenie najważniejszego rugbowego wydarzenia jest znacznie więcej niż dostępnych miejsc. Zgłaszając chęć zakupu nie liczyłem więc zbytnio, że znajdę się w gronie szczęśliwców, którzy wylosowali prawo do nabycia biletów. Gdy 28 maja dowiedziałem się, że jestem o kilka kliknięć od spełnienia jednego z moich największych marzeń, nie zastanawiałem się dwa razy. Pełen euforii zakupiłem bilet na finał! Teraz pozostaje mi tylko spokojnie czekać na nadejście turnieju. Ciekawe jakie drużyny przyjdzie mi zobaczyć… Na chwilę obecną stawiam na Anglię i Nową Zelandię :) 

Jedno jest pewne, emocji na pewno nie zabraknie, a czytelnicy bloga mogą liczyć na relację z pierwszej ręki!

niedziela, 1 czerwca 2014

Northampton Saints mistrzami Anglii – relacja z finału


Sobotni mecz na Twickenham pomiędzy zespołami Saracens i Northampton Saints był trzecim finałem Aviva Premiership, który miałem przyjemność obserwować z trybun. Mogę śmiało powiedzieć, że tegoroczne widowisko przebiło dwa poprzednie. Starcie najlepszych angielskich ekip dostarczyło niezapomnianych emocji i było wspaniałym ukoronowaniem bardzo ciekawego sezonu Aviva Premiership.


Jak zwykle przy tego typu imprezach atmosfera wielkiego spektaklu była wyczuwalna na długo przed wejściem na stadion. Pierwszych fanów w koszulkach Northampton Saints spotkałem w pociągu do Londynu. Początkowo było ich niewielu, ale im bliżej stolicy, tym więcej kibiców kierowało się ku wspólnemu celowi. Na trasie London Euston – Vauxhall miłośnicy rugby stanowili już połowę pasażerów. Ostatni etap podróży (Vauxhall – Twickenham), to pociąg niemal w całości wypełniony ludźmi w koszulkach Saracens lub Northampton Saints. Pośród nich przewijali się „neutralni” – ubrani w barwy innych drużyn Premiership, lub swoich lokalnych klubów. 

Angielscy kibice zawsze imponują mi wiedzą dotyczącą rugby. Rozmowy, które toczyły się podczas wspólnej podróży, stały na wysokim poziomie merytorycznym. Oczywiście nie zabrakło typowego dla wszystkich rugbistów poczucia humoru. Ze stacji Twickenham na stadion szedł barwny tłum, w którym dawało się wyczuć coraz większą ekscytację i atmosferę święta. Stadion i jego otoczenie oferował spragnionym możliwość ugaszenia pragnienia zimnym piwem i posilenia się pysznymi burgerami oraz zaopatrzenia się w pamiątki i klubowe gadżety.



Atmosfera wielkiego wydarzenia udzieliła się również zawodnikom. Początek meczu obfitował w proste, niewymuszone błędy. Obie ekipy rozpoczęły grę z dużą intensywnością i wolą walki, pragnąc od pierwszych minut zdominować rywali, brakowało jednak niezbędnej dokładności. Przewaga terytorialna w pierwszej części spotkania należała do Saracens. Owen Farrell wykorzystał karne w 11. i 17. minucie i jego drużyna prowadziła 6:0. Mogło być 9:0, ale łącznik ataku pomylił się przy trzecim kopie na słupy. Rugbiści Northampton potrzebowali ok. 30 minut by odnaleźć właściwy dla siebie styl gry i tempo. Kontratak, który z własnej połowy zapoczątkował Ken Pisi dodał skrzydeł ekipie Saints i mimo, że zawodnik został zatrzymany na linii 22 m, gra obu ekip zmieniła się. Ataki stały się coraz odważniejsze i dynamiczne, zawodnicy kreowali ciekawe sytuacje i grali zdecydowanie dokładniej. Po jednej z akcji ofensywnych zapoczątkowanej przez Stephena Mylera, Luther Burrell oraz Ken Pisi ograli obronę Sarries i piłkę na polu punktowym rywali przyłożył Ben Foden. Łącznik ataku Saints dołożył podwyższenie i było 6:7. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa spotkania.

Druga odsłona była znacznie ciekawsza. W 44. minucie Owen Farrell trafił karnego i Saracens przejęli prowadzenie. Saints organizowali coraz bardziej niebezpieczne ataki, angażując oba skrzydła, aby użyć swojej najgroźniejszej broni – George’a Northa. Byli bliscy zdobycia drugiego przyłożenia, ale obrona Saracens okazała się dobrze zorganizowana i skuteczna. W 55. minucie, pierwszy raz po dwumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją, na boisku pojawił się kapitan Northampton – Dylan Hartley. Jego wejście jeszcze bardziej przyśpieszyło tempo gry, silny zawodnik angażował defensywę rywali, zmuszając ich do dodatkowego wysiłku.

W 58. minucie fantastycznym kopem za plecy rywali popisał się Stephen Myler, a George Pisi odczytał intencje kolegi, złapał piłkę i zdobył przyłożenie dla swojej drużyny. Po skutecznym podwyższeniu Saints prowadzili 9:14. Niedługo później doszło do kontrowersyjnego wydarzenia. Saracens przedarli się przez obronę przeciwnika, piłkę na polu punktowym przyłożył Owen Farrell, sędzia uznał przyłożenie i Saracens szykowali się na dołożenie dwóch punktów z podstawki. Na wielkim ekranie pojawiła się jednak powtórka akcji i okazało się, że jedno z podań mogło być podaniem do przodu. Sędzia wstrzymał więc próbę podwyższenia i zażądał konsultacji z TMO. Po kilku powtórkach arbitrzy zadecydowali, że punkty nie będą zaliczone. Dodatkowym ciosem dla Sarries była kontuzja Farrella, który musiał opuścić boisko i prawdopodobnie nie wystąpi w meczach z Nową Zelandią. Charlie Hodgson – rezerwowy łącznik ataku – zastąpił kolegę, a jego pierwszy kontakt z piłką zakończył się potężną kontrującą szarżą, którą przywitali go rywale.


Saracens słyną jednak z tego, że grają do końca i potrafią radzić sobie w trudnych sytuacjach. W 72. minucie napór Sarries odniósł skutek. Przyłożenie w samym rogu boiska zdobył Marcelo Bosh. Było 14:14 i Hodgson stanął przed szansą odzyskania prowadzenia. Kop z trudnej pozycji okazał się minimalnie niedokładny – piłka trafiła w słupek. Do końca meczu obie drużyny próbowały wydrzeć wygraną i przeprowadzić ostatni, zwycięski atak, nikt jednak nie popełnił błędu i sędzia odgwizdał koniec drugiej połowy. Doszło do pierwszej w historii finałów Aviva Premiership dogrywki.

W doliczonym czasie, każde punkty mogły okazać się na wagę złota. W 85. minucie karnego trafił Myler, ale dwie minuty później tym samym zrewanżował się Hodgson. Pierwsze 10 minut zakończyło się remisem 17:17. W 92. minucie Hodgson trafił kolejnego karnego. W ostatniej minucie doliczonego czasu Saracens nadal wygrywali 20:17, Saints byli jednak w posiadaniu piłki na pięciu metrach przeciwnika. Alex Waller zdołał przedrzeć się przez zbitą obronę rywali i znalazł się na polu punktowym. Decyzja o przyznaniu punktów ponownie trafiła w ręce TMO. Po czterech minutach oglądania powtórek punkty zostały uznane. Myler dołożył podwyższenie i Northampton Saints po raz pierwszy w historii zostali mistrzami Anglii zwyciężając 20:24!

Kibice jeszcze długo po zakończeniu spotkania oklaskiwali obie drużyny. Był to jeden z najbardziej dramatycznych meczów jakie miałem okazję oglądać. Prowadzenie zmieniało się sześciokrotnie. Pierwsza w historii dogrywka w finale Aviva Premiership, 100 minut rugby na najwyższym poziomie, walka i emocje do ostatniej sekundy, trudno wyobrazić sobie lepszy scenariusz. Była to wspaniała kulminacja niezwykłego sezonu, moim zdaniem najlepszej europejskiej ligi. Cieszę się, że mogłem być świadkiem tego spotkania, mecz na długo pozostanie w mojej pamięci. Gratulacje dla obu drużyn!