MyMenu1

wtorek, 28 października 2014

Najlepsze przyłożenia drugiej rundy Champions Cup

Druga runda European Rugby Champions Cup za nami. Jak można było się spodziewać europejska elita pokazała klasę. Poniżej krótki filmik przedstawiający kilka ciekawych akcji.

niedziela, 19 października 2014

Sale Sharks – Munster – thriller na AJ Bell Stadium


Pierwsza kolejka nowego turnieju – European Rugby Champions Cup, dostarczyła wielu emocji. Ja miałem okazję obserwować z trybun prawdziwy thriller. Sale Sharks podejmowali na własnym stadionie Munster. Chociaż przed meczem, mało kto wierzył w ich zwycięstwo, angielski zespół pokazał prawdziwy charakter, zagrał najlepszy mecz w tym sezonie i był bardzo bliski sprawienia niespodzianki.

Słynna „czerwona armia” – jak zwykło określać się fanów Munster – nie zawiodła. Przyjezdni kibice zjawili się na bardzo licznie i przez całe spotkanie prowadzili walkę na doping z lokalnymi. Atmosfera była rewelacyjna, nowy turniej wzbudził duże zainteresowanie i AJ Bell Stadium został wypełniony niemal w całości – na trybunach znalazło się blisko 10 000 ludzi.

Mecz był pokazem świetnego europejskiego rugby. Ranga spotkania pozytywnie wpłynęła na zawodników i widowisko było znacznie lepsze od ligowych potyczek w Aviva Premiership, które mam przyjemność regularnie obserwować.

Początek należał do gospodarzy, dobra gra ofensywna zaowocowała karnym na 20 metrze, którego w 6. minucie Danny Cipriani zamienił na 3 punkty. Odpowiedź Munster była niemal natychmiastowa, w 9 minucie piłkę na polu punktowym przyłożył David Kilcoyne a dwa punkty z podstawki dodał Ian Keatley. Po chwili Sale znowu przejęli inicjatywę, byli bliscy zdobycia przyłożenia po akcji Cipriani – Arscott, goście zdołali się jednak wybronić. Ataki miejscowej drużyny nie słabły, w 15 minucie po konsultacji z sędzią TMO, przyjezdni zostali ukarani karnym za celowe zbicie piłki. Szczęśliwie dla Munster, arbiter nie zdecydował się ukarać zawodnika żółtą kartką. Cipriani celnie egzekwował kop na bramkę i zmniejszył stratę do 1 punktu.

Nim zespoły wznowiły grę, doszło do kilkuminutowej przerwy. Sędzia Mathieu Raynal doznał kontuzji nogi i był zmuszony opuścić boisko. Jego miejsce zajął sędzia liniowy Laurent Cordona. W 18. minucie łącznik ataku Sale Sharks trafił karnego z 55 metrów i gospodarze znów znaleźli się na prowadzeniu. Gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie przyjezdnych, którzy zostali zepchnięci do defensywy. Ich obronę sforsował Magnus Lund. Cipriani dodał podwyższenie i w 25. Minucie było 16:7. 3  minuty później po fantastycznej akcji, środkowy ataku Johny Leota zamarkował podanie i znalazł drogę na pole punktowe rywali. Niezawodny Cipriani dodał kolejne dwa punkty i gospodarze prowadzili 23:7. Rozentuzjazmowani miejscowi kibice zagrzewali do gry swoich ulubieńców i byli dużo bardziej słyszalni niż przyjezdni, którzy wyraźnie przycichli. Sharks przeważali niemal w każdym elemencie gry, mimo że irlandzka ekipa była pełna gwiazd światowego formatu. Aplauz wzbudzała także świetna obrona Rekinów, szczególnie spektakularnie wyglądała szarża Sammy’ego Tuitupou, który zmiótł swojego vis-a-vis zmuszając go przy tym do wypuszczenia piłki. Pod koniec pierwszej połowy żółtą kartką ukarany został Tommy O’Donnell, jednak wynik nie uległ zmianie. Gospodarze schodzili na przerwę prowadząc z potężnym Munster 23:7.

Po zmianie stron gra wyrównała się, goście szybko wprowadzili na boisko kilku rezerwowych i mimo że pierwsze minuty znów należały do Sale, to zespół Munster zaczął zyskiwać przewagę. W 55. minucie napór gości przyniósł rezultat. Przyłożenie zdobył Andrew Conway a Ian Keatley trafił podwyższenie. Simon Zebo dalekim kopem przeniósł grę na terytorium gospodarzy i po kilku fazach ataku goście znów znaleźli się na polu punkowym. Tym razem, po obejrzeniu powtórki na wielkim ekranie, przyłożenie nie zostało uznane. Inicjatywa należała jednak do przyjezdnych, w 64. minucie doświadczony łącznik ataku Conor Murray przyłożył piłkę na polu punktowym. Keatley trafił podwyższenie z bardzo trudnej pozycji i przewaga gospodarzy stopniała do dwóch punktów.
W 67. minucie Cipriani trafił karnego i Sale prowadzili 26:21. Trzy minuty później goście odpowiedzieli tym samym. Zespoły znowu dzieliła różnica dwóch punktów. Nerwy udzielały się wszystkim. Czas działał na korzyść miejscowych, którzy dzielnie bronili korzystnego wyniku. Wyglądało na to, że dojdzie do sensacji – w 80. minucie Sale Sharks nadal wygrywali, piłka była jednak w posiadaniu gości. Ekipa Munster postawiła wszystko na jedną kartę – Ian Keatley zdecydował się na drop-gola z ok. 30 metrów. Kop nie należał do prostych, ale okazał się celny - zawodnicy Munster wykradli zwycięstwo. Spotkanie zakończyło się wynikiem 26:27.

Mecz był fantastycznym rugbowym widowiskiem. Gra stała na bardzo wysokim poziomie. Obie drużyny włożyły w starcie wiele serca i zaprezentowały ciekawą i niezwykle ambitną grę. Ostatnie minuty przerodziły się w prawdziwy thriller i mimo że jako kibic Sale Sharks wolałbym inne zakończenie to cieszę się, że mogłem być świadkiem takiego spektaklu. Na szczególne wyróżnienie zasłużyli obaj kopacze, którzy popisali się 100% skutecznością. Danny Cipriani zagrał jeden z najlepszych meczów i kolejny raz był kluczową postacią w ekipie gospodarzy. Jak widać, nowy format europejskich rozgrywek miał bardzo udany start. Jak zapewniali organizatorzy mecze, stały się bardziej zacięte a rozstrzygnięcia bardziej dramatyczne. O każdy punkt trzeba będzie ciężko powalczyć a słabych drużyn praktycznie nie ma. Każdy może wygrać z każdym. Z niecierpliwością czekam na kolejne spotkania, szczególnie na mecz Sale Sharks z Clermont.

wtorek, 14 października 2014

Wasps opuszczają Londyn!

Niedawno pisałem, że London Wasps zmienili nazwę. Jak się okazało był to tylko początek dużo większej rewolucji. Od kilku dni rozmowy wszystkich angielskich kibiców rugby dotyczą radykalnej decyzji, którą niedawno ogłosił klub. Stolica Anglii zniknęła nie tylko z nazwy – klub po niemal 130 latach pobytu w Londynie przeniósł się o ok. 130 km dalej, do Coventry. Jest to precedens w europejskim rugby. Decyzja wywołała zażarte dyskusje i skrajnie różne opinie. 

Kibice, którzy często związani byli z klubem od pokoleń, czują się oszukani i zdradzeni. Media społecznościowe wrą, a rozgoryczenie udziela się nie tylko fanom Waspsów, ale wszystkim brytyjskim kibicom. Jeden z najbardziej utytułowanych angielskich klubów (sześciokrotny mistrz Premiership i dwukrotny tryumfator Heineken Cup) z dnia na dzień odciął się od swoich korzeni. Nic dziwnego, że kibice są wściekli, ich lojalność została całkowicie zignorowana. Niektórzy już teraz zapowiedzieli, że kibicować będą drużynie Wasps FC, czyli amatorskiemu klubowi, który był kolebką profesjonalnej drużyny.


Chociaż fani Os zostali postawieni w bardzo niekomfortowej sytuacji i trudno jest im nie współczuć, warto przedstawić także drugą stronę medalu. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale dwa sezony temu Wasps byli bardzo bliscy bankructwa. Od katastrofy uchronił ich obecny właściciel, który w ostatniej chwili zapewnił stabilność finansową, ryzykując własnymi środkami. Jedna z głównych przyczyn, jaka stała za problemami klubu związana była ze słabym stadionem. Stosunkowo mała baza fanów, zwłaszcza biorąc pod uwagę sukcesy klubu, nie była w stanie zapewnić wystarczających zysków. Mecze przyciągały zaledwie ok. 5000–6000 kibiców, co oznaczało, że klub nie tylko nie zarabiał, ale co sezon popadał w coraz większe długi. Mówi się o stratach sięgających 3 milionów funtów brytyjskich każdego sezonu. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było znalezienie nowego obiektu. Wybór padł na nowoczesny, 30-tysięczny kompleks Ricoh Arena, gdzie oprócz stadionu znajdują się m.in. sale wystawiennicze, centrum handlowe i jedno z największych kasyn w Wielkiej Brytanii. Klub wykupił 50% udziałów i jak zapewnia, przeprowadzka do Coventry otworzy nowy wspaniały rozdział w historii Wasps i zagwarantuje długotrwały sukces. Żaden z obiektów w Londynie i okolicach nie spełniał oczekiwań, a budowa nowego była zbyt czasochłonna. Pomysł oficjalnie poparły największe znakomitości Wasps, takie jak Lawrence Dallaglio czy Joe Worsley.



Decyzja wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony zniknięcie z rugbowej mapy tak zasłużonego klubu byłoby prawdziwą tragedią, z drugiej zaś trudno oprzeć się wrażeniu, że kibice traktowani są tylko jak klienci, a lojalność, historia i tradycja nie mają szans w starciu z biznesową kalkulacją. Przeprowadzka zaplanowana jest na grudzień tego roku, pozostało więc niewiele czasu aby przyciągnąć na stadion obrażonych fanów i zwerbować nowych kibiców, bowiem pięciotysięczna publiczność na 30-tysięcznym obiekcie sprawia dość mizerne wrażenie i z pewnością nie gwarantuje sukcesu.

niedziela, 5 października 2014

Aviva Premiership – sytuacja po pięciu kolejkach


Pięć kolejek Aviva Premiereship za nami, pora więc na krótkie podsumowanie. Początek ligi w tym sezonie był bardzo ciekawy. Doszło do kilku niespodziewanych rozstrzygnięć. Każda z drużyn musiała chociaż raz zaznać goryczy porażki. Kibice byli również świadkami prawdziwych pogromów, w każdej kolejce przynajmniej jeden mecz zakończył się ponad 40-punktowym zwycięstwem. Jest to dość nietypowa sytuacja, bowiem angielska Premiership, ma opinię bardzo wyrównanej ligi a większość spotkań kończy się wynikiem kontaktowym.

O ile wysokie porażki beniaminka – London Welsh nie są wielkim zaskoczeniem, to „porządne lanie” zaliczyły też takie kluby jak Harlequins czy Leicester Tigers… Rewelacyjnie radzi sobie zespół Bath, który gra bardzo dobre i ekscytujące rugby. Już od kilku sezonów trenerzy i zawodnicy zapowiadali powrót do walki o najwyższe trofea i sądząc po dotychczasowej formie ich obietnice w końcu przekładają się na efekty. Bath zwyciężyli już m.in. Saracens, a także wysoko pokonali swoich największych rywali Leicester Tigers.

To właśnie zespół z Wetford Road jest najczęstszym tematem rozmów angielskich kibiców. Tigers cierpią na prawdziwą plagę kontuzji. Około dwudziestu zawodników jest niezdolnych do gry i stan ten przekłada się na rezultaty. Drużyna Lecester ma na koncie tylko dwa zwycięstwa. Musiała uznać wyższość London Irish, Bath i Gloucester. Chociaż wysokie przegrane (z Bath 0:45 i z Gloucester 16:33), są czymś nietypowym dla dziesięciokrotnych mistrzów Anglii, to wg. mnie jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie aby skreślać ich z walki o medale. Jestem pewien, że drużyna będzie chciała odbudować nadszarpniętą dumę, szczególnie, gdy do składu powrócą aktualnie nieobecni gracze.

Trudną lekcję gry wśród elity przechodzą London Welsh. W pięciu meczach beniaminek stracił aż 249 punktów! Aby pozostać w gronie najlepszych zespół będzie musiał zdecydowanie poprawić defensywę. Silnym punktem drużyny jest jeden z najlepszych łączników młyna na świecie – Piri Weepu. Miałem przyjemność obserwować grę tego zawodnika na żywo, gdy Welsh gościli na AJ Bell Stadium w trzeciej rundzie Aviva Premieship. Jednak nawet jego talent na niewiele się zda, jeśli drużyna nie poprawi obrony 1 na 1.

Jako, że do Pucharu Świata pozostało coraz mniej czasu, występy w lidze są najlepszą okazją aby przekonać trenera reprezentacji o swojej formie. Szczególnie zawodnicy, którzy walczą o stałe miejsce w kadrze wykorzystują tą okazję. Najlepszym przykładem jest chyba Danny Cipriani, który od pewnego czasu zbiera niezwykle pochlebne opinie. Łącznik ataku przeszedł metamorfozę i jest w najlepszej formie w życiu, dyrygując grą Sale Sharks niczym najwyższej klasy wirtuoz. Drugim zawodnikiem godnym uwagi, który jest w znakomitej formie jest Kyle Eastmond. Były gracz rugby league, stanowi niezwykle skuteczną ofensywną broń ekipy Bath. Być może obu zawodników zobaczymy wkrótce w występujących w jesiennych test meczach, a kto wie może również na RWC 2015.

Aviva Premiership jak zwykle jest niezwykle ekscytująca a obecny sezon rozpoczął się bardzo ciekawie. Rywalizacja z pewnością dostarczy kibicom jeszcze wiele emocji. Z niecierpliwością czekam na kolejne mecze, szczególnie, że jestem szczęśliwym posiadaczem karnetu na wszystkie spotkania mojej ulubionej drużyny.